Szlachtując śmiechem – mordercze klauny na ekranie
Postać klauna funkcjonuje w kulturze od zarania dziejów. Tacy żartownisie pojawiali się już w starożytnym Egipcie, Grecji, średniowieczu – w osobach histrionów i błaznów, tradycyjnej włoskiej commedia dell’arte, a pewnych elementów składających się na znany nam klasyczny wizerunek cyrkowego klauna, możemy dopatrzyć się nawet w japońskich teatrach kabuki. Ciężko wykrystalizować dokładne narodziny znanej nam postaci z czerwonym nosem i białą twarzą – jest to konglomerat wielu tradycji, który wbił się w ludzką świadomość i bawi kolejne pokolenia najmłodszych. Albo przeraża. Groteskowy śmieszek odkrył bowiem idealne rozwiązania, jak wzbudzić w ludziach prawdziwy i trudny do opanowania strach.
Lon Chaney Sr., legenda kina grozy, wcielający się m.in. w klasyczne postacie Upiora z Opery i Dzwonnika z Notre Dame, powiedział kiedyś: „Klaun jest zabawny na cyrkowej arenie. Ale jaka byłaby normalna ludzka reakcja, gdyby po otworzeniu w nocy drzwi, zobaczyć tego samego klauna stojącego w świetle księżyca?” (co ciekawe, aktor ten wcielił się w postać klauna dwukrotnie: w Ten, którego biją po twarzy (1924) i Śmiej się klaunie, śmiej! (1928) – obie produkcje przedstawiają klasyczny obraz żartownisia, tragiczny, ale niezwiązany z tak rozpoznawalnym dla Chaney’a Sr. horrorem.). Słowa amerykańskiego aktora stanowią idealne wytłumaczenie, dlaczego postać z czerwonym nosem przeraża kolejne generacje. Głównymi elementami wzbudzającymi w tej figurze niepokój są przeciwieństwa, które się w niej kumulują.
Klaun to fantastyczna postać, w umyśle dziecka niemająca żadnego punktu odniesienia – jest jedną z pierwszych humanoidalnych postaci, wymykającą się ludzkiej percepcji, z którą większość osób ma do czynienia w dzieciństwie. Groteskowe ubranie w nienaturalnie jaskrawych kolorach, biała twarz, wielki czerwony nos, przerażające kolorowe włosy i szeroki, sztuczny uśmiech – spontaniczna, chwilowa emocja zastyga na twarzy klauna w niepokojący sposób.
Z drugiej strony mamy świadomość, że pod grubą warstwą farby znajduje się całkiem inna osoba, o której nic nie wiemy. Makijaż może skrywać potencjalne zło, które w wersji zamaskowanej jest społecznie akceptowane. Niczym przerażający mężczyzna z Człowieka tłumu Edgara Allana Poego, klaun ukrywając się za krwistym uśmiechem i pozorną figurą błazna może kamuflować największe tajemnice. Jest idealnym aktorem. Przypomina w pewien sposób plemiennych wojowników, którzy malowali twarze przed walką. W ten sposób, podobnie jak oni, wzbudza zachowawcze reakcje wśród niektórych widzów. Spotkanie z dziwacznym osobnikiem, który pozornie jest istotą ludzką, ale groteskowo przetransformowaną, wzbudza w nas pierwotne instynkty związane ze strachem przed nieznanym.
Wynika z tego również inna dualistyczna zależność w zachowaniu klauna. Żarty w jego wykonaniu najczęściej wiążą się równocześnie z przemocą fizyczną. Przypomnijcie sobie waszą ostatnią wizytę w cyrku. Co działo się na arenie? Klaun dostawał tortem w twarz od swojego kompana, potem ktoś podstawiał mu nogę, zabierał krzesło, pieścił prądem, a na koniec wylewał na głowę wiadro budyniu. Cyrkowy żartowniś to istota nierozerwalnie złączona z brutalnością. Spójrzmy na najpopularniejszego fikcyjnego kawalarza, czyli Jokera z uniwersum Batmana – to po prostu normalny klaun, którego typowe elementy są wyolbrzymione do groteskowego ekstremum: gumowy młot zostaje zastąpiony prawdziwym, kwiatek z butonierki wypluwa żrący kwas, z pudełka zamiast pajaca wyskakuje bomba, a elektroniczny gadżet, który ma witaną przez nas osobę lekko „kopnąć” prądem, zyskuje zabójczą moc. Jest on jednak nadal klaunem, którego twarz na stałe została połączona z przerażającym makijażem. Mógłby wystąpić na cyrkowej arenie, a widz nawet nie zauważyłby niebezpieczeństwa. Do momentu pierwszych ofiar… Śmiech wiąże się z przemocą w każdej inkarnacji klauna. Różni je jedynie intensywność.
Najbardziej przerażający jest jednak błazen, który znajduje się nagle poza swoim kontekstem – tak jak we wspomnianym już wcześniej cytacie Lona Chaney’a Sr. Czerwononosy żartowniś nie wzbudza jakiegoś szczególnego strachu, gdy jest zamknięty w kulturowo zagarniętej dla siebie przestrzeni – na arenie cyrkowej albo na przyjęciu urodzinowym. Wyobraźcie sobie jednak, że spotykacie klauna nocą w ciemnej uliczce, gdy prosi was o papierosa.
Strach przed tymi postaciami ma nawet swoją nazwę. Koulrofobia to fobia ściśle związana z dzieciństwem i bardzo silną reakcją na spotkanie znanej sobie budowy ciała posiadającej nieznaną twarz. Czoła modelowej koulrofobii musi stawić np. bohater filmu Dom klownów (1989), który trafia na trójkę dezerterów ze szpitala psychiatrycznego, przebranych w kostiumy zdjęte z zamordowanych cyrkowców.
Postać klauna to rozpoznawalny trop kinowy. Usta szminkowały takie tuzy, jak James Stewart w Największym widowisku świata (1952), Charlie Chaplin w Światłach rampy (1952), a nawet James Bond, o aparycji Rogera Moore’a, w Ośmiorniczce (1983). Jednak jego klasyczna, zabawna, czasami popadająca w melancholię strona, nigdy nie była tak popularna jak wersja wykręcona, zdehumanizowana i po prostu przerażająca. Klaun morderca fascynuje i w kinie grozy święci największe triumfy. Nieważne jaki jest poziom produkcji w których występuje – liczy się to, że widz czuje dyskomfort.
Postać klauna zadebiutowała w filmie grozy w bardzo niewinnej i oryginalnej wersji. Tod Browning, jeden z pierwszych reżyserów filmowych walczących o prawo do realizacji swoich jak najbardziej osobistych pomysłów, rozpoczął wielką ekranową karierę wampirów Draculą (1931), a rok później zaprezentował kontrowersyjnych Dziwolągów. Film łamiący rozwijającą się dopiero konwencję filmu grozy, przedstawiał widzowi życie „cyrku dziwactw”, który zbierał osoby z różnymi nietypowymi deformacjami fizycznymi. Obraz przedstawiający wrogie relacje ludzi „normalnych”, którzy okazywali się prawdziwymi potworami względem poszkodowanych przez los artystów cyrkowych, stawia postać klauna w roli obserwatora. Fizycznie zdrowy Phroso identyfikuje się z „dziwolągami” i jest praktycznie jedynym głosem rozsądku. Nietypowy start dla figury żartownisia w kinie grozy, która współcześnie kojarzona jest jedynie jako siła destrukcyjna.
Następne lata nadal nie zaprezentowały rozpoznawalnego złego klauna. Kamień milowy, który do dzisiaj jest sztandarowym przykładem tego tropu, pojawił się jednak w innym medium. W pierwszym numerze komiksu Batman z 1940 roku zadebiutował Joker, Błazeński Książę Zbrodni, wzorowany wizualnie na postaci Conrada Veidta z filmu Człowiek, który się śmieje (1928), który zdefiniował postać fikcyjnego psychopatycznego klauna. Zdeformowany po nieszczęśliwym wypadku, stał się kryminalistą wykorzystującym cyrkowe sztuczki i rekwizyty w morderczych celach. Przez dekady balansował między parodią a uosobieniem czystego szaleństwa i zła.
Pierwszy znaczący filmowy występ prawdziwie diabolicznego klauna również nie był taki, jak te popularne dzisiaj. W 1957 roku na ekranach kin pojawiła się brytyjska Noc Demona Jacques’a Tourneura (nadal niedocenionego mistrza kina grozy), w której doktor Julian Karswell (przywódca satanistycznego kultu) w przebraniu klauna – w jednej z przełomowych scen filmu – odbywa długą rozmowę z protagonistą. Czemu akurat założył takie ciuchy? Ponieważ chwilę wcześniej zabawiał charytatywnie dzieci. Sceptyczny bohater podczas konwersacji na własnej skórze odczuwa demoniczne moce czarnego charakteru. Można uznać, że jest to pierwszy występ nadnaturalnego klauna. Mimo że samo przebranie występuje jedynie przez chwilę, wzbudza grozę i zapada w pamięć.
W następnych latach zapadła w tym temacie przejmująca cisza. Klauny dały o sobie znać ponownie dopiero w 1973 roku – choć być może to za dużo powiedziane, bo kolejny obraz, o którym wspominam, to jeden z najbardziej absurdalnych i niepokojących filmów eksperymentalnych epoki kontrkultury. Let’s Visit the World of the Future jest mockumentem przedstawiającym tytułowy „świat jutra”. Psychodeliczna przyszłość skąpana jest w narkotykach i pożerających jednostki miastach-molochach. Zza kurtyny zarządzają wszystkim przerażający klauni zwani „bozosami” (nazwa nawiązująca do popularnego szczególnie w latach 60. klauna Bozo, jednego z pierwszych czerwononosych celebrytów telewizyjnych), którzy obserwują każdy ruch ludzi i katują kogokolwiek, kto nie dostosowuje się do tego świata. Dystopijna przyszłość rządzona przez organizację maniakalnych klaunów? Projekt godny wznowienia. Co ciekawe reżyserem filmu jest Ivan Stag – założyciel Kościoła SubGeniuszu, parodiującego wiarę, teorię spiskowe i popkulturę.
W 1976 roku pojawił się natomiast The Clown Murders (jeden z pierwszych filmów Johna Candy’ego) – dosyć zapomniany i zjedzony przez krytykę film, który temat klaunów wprowadził w uwarunkowania Nowego Hollywood. Nurt wykrystalizowany w amerykańskim kinie przełomu lat 60. i 70., który łączył niezależność autorską z popularnym kinem, w ramach horroru skupił się na jak największym połączeniu elementów grozy z życiem codziennym. Gotyckie maszkary zamieszkujące zamglone lasy i ponure zamczyska ustąpić musiały miejsca horrorom dziejącym się w przeciętnych amerykańskich domach, gdzie głównym złoczyńcą był najczęściej zaszczuty ludzki umysł, a samo zło rozbijało spokój codziennej stagnacji od wewnątrz, ukrywając się pod postaciami dzieci (Egzorcysta, Omen, A jednak żyje!) lub sąsiadów (Dziecko Rosemary). Zło nie przychodziło z zewnątrz – to My byliśmy złem. Morderstwa klauna przedstawiają historię głupiego żartu halloweenowego, który kończy się tragicznie. Grupka przyjaciół w przebraniach klaunów porywa dziewczynę z balu maskowego i więzi ją na opuszczonej farmie. Żart, mimo iż przerażający, mógłby ujść im płazem, gdyby nie okazało się, że jedna z masek ukrywa prawdziwego mordercę, który nie zawaha się użyć siekiery. Film próbował reaktywować postać morderczego klauna i sprowadzić go w realistyczne realia – z marnym skutkiem. W tym momencie warty odnotowania jest również początek Halloween (1978) Johna Carpentera, gdzie nastoletni Michael Myers morduje swoją siostrę w przebraniu klauna. Ojciec slasherowych zbrodniarzy zawdzięcza swoje krwawe życie kostiumowi cyrkowego wesołka.
Filmowy motyw morderczego klauna potrzebował jednak solidniejszego „pchnięcia”, aby w pełni zaistnieć na taśmie celuloidowej. Tak też się stało, jednak realia tej sytuacji były najgorsze z możliwych.
Prawdziwy wybuch klaunofobii w Stanach Zjednoczonych spowodowała pod koniec lat 70. osoba Johna Wayne’a Gacy’ego – posiadającego polskie korzenie seryjnego mordercy i gwałciciela. Przydomek „Zabójczego klauna” zyskał dzięki temu, że w swoim codziennym życiu często występował w cyrkowym przebraniu na imprezach charytatywnych i kinderbalach. Urodzony w 1942 roku zwyrodnialec idealnie kumuluje w swojej osobie największy strach związany z figurą klauna – wspomniany już dualizm.
W dzieciństwie był ofiarą przemocy ze strony ojca alkoholika, którego jednak zawsze traktował jak bohatera. W latach 60. ożenił się i został szanowanym członkiem społeczności, niezwykle przedsiębiorczym, prowadzącym dobrze prosperujący interes gastronomiczny. Dosyć szybko jednak na jego wizerunku zaczęły pojawiać się głębokie rysy. W 1968 roku został posądzony o molestowanie seksualne nieletnich. Ta informacja przeraziła jego żonę, ponieważ mężczyzna był ojcem dwójki dzieci. Uznany za winnego został skazany na karę dziesięciu lat więzienia. Wyszedł jednak już po osiemnastu miesiącach za dobre sprawowanie. Jak na złowieszczego kameleona przystało, Gacy dosyć szybko na nowo przystosował się do życia społecznego i wtopił w codzienność, rozpoczynając karierę w branży budowlanej i ponownie biorąc ślub. To właśnie jego dobrze prosperująca firma, stała się miejscem ostatecznej podróży wielu młodych chłopców. Morderca zatrudniał ich z racji oszczędności pieniędzy, po czym kilku z nich zniknęło bez śladu. W tym czasie też po raz pierwszy wcielił się w rolę klauna.
Oprócz rozwodu z drugą żoną, która nie mogła już znieść jego nieprzewidywalnego zachowania, Gacy nie wzbudzał żadnych podejrzeń – jedynie dziwny zapach w jego domu, który sam zainteresowany tłumaczył problemami z kanalizacją, wzbudzał lekki niepokój. Jego wynaturzenie nie mogło jednak wiecznie pozostać stłumione za maską przykładnego obywatela. Pod koniec 1978 roku zaginął piętnastoletni Robert Piest. To wydarzenie doprowadziło policję prosto do domu mordercy. Okazało się, że na krótko przed zniknięciem, młody chłopak otrzymał propozycję pracy od Gacy’ego. Gdy sprawdzono kartotekę mężczyzny i znaleziono wcześniejsze wyroki związane z sodomią, natychmiast wydano nakaz rewizji jego miejsca zamieszkania. Znaleziono w nim liczne przedmioty należące do wielu zaginionych chłopców. Prawdziwy horror nastąpił jednak w momencie, gdy śledczy zerwali podłogę, spod której dobywał się wspomniany wcześniej zapach. W podziemiach odnaleziono rozkładające się ciała – niektóre w stanie niepozwalającym na ich identyfikację. Na terenie całej posiadłości znaleziono dwadzieścia siedem zwłok młodych chłopców, a kilka następnych wyłowiono z pobliskiej rzeki. Ciało Roberta Piesta wydobyto z rzeki Illinois dopiero w kwietniu 1979 roku.
Większość ofiar potwora to męskie prostytutki i chłopcy poszukujący pracy. Dużą część krępował kajdankami pod pretekstem pokazania magicznej sztuczki, a także używał na nich chloroformu, po czym gwałcił kilkukrotnie przed dokonaniem morderstwa – często przerażająco finezyjnego. Zdarzało się, że wieszał ofiary cytując fragmenty Biblii lub oddawał na nie mocz.
Do końca utrzymywał również, że ma trzy twarze – klauna, biznesmena i mordercy. Tego trzeciego sam nazywał Jackiem Harleyem. Podkreśla to już wspomniane wcześniej przerażające pomieszanie różnych obliczy, które definiuje strach przed klaunami. Linia obrony, mająca wskazywać na problemy psychiczne, nigdy nie pomogła amerykańskiemu oprawcy. Został skazany 13 marca 1980 roku na karę śmierci. Nic nie dały kolejne odwołania. Zmarł 10 maja 1994 roku, po tym jak wstrzyknięto mu śmiercionośną truciznę. Nigdy nie okazał skruchy, a jego ostatnie słowa wypowiedziane do strażnika przed wykonaniem wyroku brzmiały: „Pocałuj mnie w dupę”. W dniu egzekucji amerykańskie społeczeństwo przeprowadziło burzliwe demonstracje, ciesząc się z ostatecznego rozwiązania sprawy „Zabójczego klauna”. Co ciekawe, siedząc w więzieniu, morderca z pasją zajmował się malowaniem obrazów, których najczęstszym motywem był klaun. Jak sam mówił: „Możesz pozwolić sobie na wiele rzeczy będąc klaunem, ponieważ ludzie mają cię za coś zabawnego. Nie wiedzą, co znajduje się pod makijażem. Klaunowi morderstwo może ujść na sucho”.
Gacy zamordował przynajmniej trzydziestu trzech młodych mężczyzn w latach 1972–1978, doprowadzając Stany Zjednoczone do histerii. Klaun Pogo – jego rozrywkowa persona, która zabawiała dzieci – odcisnął niezatarte piętno na klauniej symbolice i doprowadził do całkowitego przewartościowania oraz wynaturzenia filmowych wizerunków cyrkowego żartownisia.
Już na początku lat 80. Tobe Hooper, twórca Teksańskiej masakry piłą mechaniczną, wykorzystał maskę klauna w scenie parodiującej Psychozę na początku Lunaparku (1981), a następnie pokazał także lalkę klauna w najbardziej pamiętnej scenie Ducha (1982), gdzie potwornie zmieniona, opętana zabawka, atakuje dziecko – moment, który doprowadził do zmoczenia wielu łóżek.
Wariacjami na temat motywu demonicznego klauna są również wczesne filmy Tima Burtona. Reżyser często wykorzystujący groteskową ikonografię niemieckiego ekspresjonizmu, postać wesołego upiora prezentuje już w swoim debiucie. Wielka przygoda Pee Wee Hermana (1985) zawiera dziwaczną scenę operacji roweru, przeprowadzaną przez przerażających chirurgów-klaunów. Narkotyczno-absurdalny klimat zostaje rozbudowany jeszcze bardziej w Soku z żuka (1988), w którym to główny antagonista, mimo że nie jest typowym klaunem, przejawia wiele jego cech – tak fizycznych, jak i psychicznych. Ukoronowaniem tego wątku w filmach Amerykanina jest oczywiście Batman (1989), w którym dostał szansę przedstawienia postaci Jokera w jej brutalnej i złowieszczej formie, a także Powrót Batmana (1992), gdzie pojawiają się pomocnicy Pingwina w wyzywającym makijażu i kolorowych kostiumach. Ekscentryczność, błazenada, parodia i groteska zaprezentowane w wizji Burtona odnoszą się do bachtinowskiej karnawalizacji, która kwestionuje normalne prawa powszednie rządzące światem przedstawionym i pozwala na nieskrępowaną zabawę. Motyw ten pasuje idealnie do postaci filmowych złych klaunów – z tym wyjątkiem, że tutaj zabawa to najczęściej krwawy koszmar skąpany w czarnym humorze.
Prawdziwymi perełkami gatunku i niekwestionowanymi idealnymi przedstawicielami figury morderczych żartownisiów są jednak dwa inne filmy – Mordercze klauny z kosmosu (1988) i To (1990). Pierwsza produkcja to nieskrępowana zabawa cyrkowymi motywami, przeniesiona w realia komediowego horroru. Klauni są tutaj obcą rasą, która przybywa na ziemię statkiem kosmicznym przypominającym wielki namiot cyrkowy. Parodiując inwazyjne filmy z lat 50. i slashery, klauni udają się do pobliskiego miasteczka, gdzie urządzają sobie prawdziwą ucztę – kandyzują ludzi w wacie cukrowej. Do walki z mieszkańcami Ziemi wykorzystują także popcorn i wielkie młoty. Film do dzisiaj broni się niesamowitymi kostiumami i muzyką. To prawdziwy klasyk nieskrępowanej zabawy gatunkiem, który można wymieniać jednym tchem obok Złego smaku (1987) i Armii ciemności (1992).
W poważniejszym tonie utrzymana jest natomiast adaptacja powieści legendarnego mistrza grozy Stephena Kinga. To przedstawia starcie grupki nastolatków z przerażającą obcą istotą, która przyjmuje formę Pennywise’a, Tańczącego Klauna – modelowy przykład demonicznego żartownisia, który jest czystą siłą destrukcyjną. Bohater niepasujący do sennego miasteczka Derry, igrający z umysłami młodych ludzi, zostaje ostatecznie zniszczony, ale istnieje szansa, że pojawi się znowu. Film kumuluje dziecięce fobie związane z groteskową egzystencją bladolicej istoty, a fenomenalny Tim Curry w tytułowej roli już na zawsze odebrał klaunowi jakiekolwiek zabawne cechy. Jak mówił Pennywise: „Jestem każdym koszmarem, który kiedykolwiek miałeś. Jestem twoim najgorszym snem powołanym do życia. Jestem wszystkim, czego kiedykolwiek się bałeś”.
W 1997 roku szanse zaistnienia na ekranie dostał również znany z komiksu „Spawn” Violator. Demon mający szkolić głównego bohatera nie był jednak dumny z formy w jakiej wystąpił. Jak sam powiedział: „Mistrz i ja musimy pogadać. On wie, że nienawidzę klaunów. Nie cierpię tego. Nienawidzę ich wszystkich. Nienawidzę Bozo, Ronalda, Chucklesa – z ich dziwacznymi wielkimi nosami i wstrętnymi zabawnymi kapeluszami!”.
Warto odnotować również pojawienie się swoistego podmodelu mrocznego klauna, którym jest realistyczna postać cyrkowego kawalarza, gburowata, wyniszczona alkoholem, depresją i borykająca się z codziennymi problemami, jak np. posądzony o morderstwo bohater Shakes the Clown (1991) czy Krusty z Simpsonów.
Po chwili przerwy diaboliczne klauny zaatakowały ze zwielokrotnioną siłą w XXI wieku. W 2000 roku pojawił się Killjoy – niskobudżetowa prosta historia demonicznego klauna, który został wezwany podczas okultystycznego obrzędu aby dokonać zemsty. W typowy sposób mieszał czarny humor z przemocą i tak zadomowił się na półkach wypożyczalni DVD, że kilka lat temu ukazała się czwarta część jego przygód. Wyeksploatowany wątek klauna-mordercy, który swój renesans przeżywał lata temu, został rozmieniony na drobne w kolejnych filmach typu Fear of Clowns (2004) i Fear of Clowns 2 (2007), Mr. Jingles (2006) i Jingles the Clown (2009) Drive-Thru (2007), Śmierć się śmieje (2008) i w wielu innych produkcjach przeznaczonych najczęściej bezpośrednio na rynek wideo oraz pozbawionych jakiejkolwiek wartości. Morderczy klaun mógłby być w nich zastąpiony każdą inną maską, ponieważ nie ma tutaj mowy o tak twórczej zabawie z motywem, jak w filmach z przełomu lat 80. i 90. Chlubnymi wyjątkami są jedynie Kapitan Spaulding z Domu 1000 trupów i Bękartów diabła Roba Zombie – zabójczy impresario, zapraszający niezorientowanych nastolatków do domu mordu i kultowa lalka Billy z serii Piła.
Postać zabójczego klauna wydaje się być w kinie już wypalona. Heath Ledger – z przerażającym „uśmiechem z Glasgow” na twarzy – brawurowo odegrał postać Jokera w Mrocznym Rycerzu, ale jedna jaskółka w tym przypadku wiosny nie czyni. Szczególnie że postać tego komiksowego złoczyńcy przetwarzana jest przez popkulturę nieustannie. W ramach czarnego humoru wszystko już powiedziały mordercze klauny z kosmosu, a Pennywise z pełną mocą przedstawił siłę strachu jaka drzemie w figurze cyrkowego wesołka. Czy jest tu jeszcze miejsce na jakąś nowość oprócz biegających z toporami maniaków ze sztucznym uśmiechem? Może dobrym pomysłem byłoby rozwinięcie postaci zombie-klauna, który przemknął przez Zombieland (2009) i kilka ostatnich filmów George’a A. Romero? Nowa wersja To nadchodząca wielkimi krokami? Albo ostateczny horror w którym wystąpi zombie-wampir-klaun-wilkołak? O tak, to byłoby coś ciekawego! Zdaję sobie sprawę, że nie wspomniałem tutaj o każdym filmie z motywem złego klauna (np. Funny Manie z malutkim cameo Christophera Lee), ale jest to zadanie niewykonalne, ponieważ można od tego… zwariować.