Świetne filmy, o których się NIE MÓWI, a POWINNO
Ponieważ to trzymający w napięciu obraz przemocy w rodzinie: Jeszcze nie koniec
Opowiadanie o patologicznej sytuacji w domu nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać – łatwo popaść wtedy w dydaktyzm czy ustanowić jasny podział na dobrych i złych, co w życiu może i ma miejsce, ale na ekranie rzadko bywa interesujące. Z tego problemu Xavier Legrand wybrnął w banalny, jednak działający sposób – poprzez tajemnicę. Tajemnicą od początku są rzeczywiste wydarzenia w domu rodziny Bessonów, bowiem nie uświadczymy tu nieomylnej ekspozycji czy retrospekcji, które miałyby nam je przybliżyć. Zamiast tego najpierw obserwujemy zmagania o opiekę nad dzieckiem dwojga rodziców, a później dzień z życia ojca z synem. Podsuwane nam na każdym kroku skrawki informacji każą jednak wątpić w ich prawdziwość, stąd odpowiedzi szukamy raczej w drobnych elementach – mimice, zachowaniu bohaterów, ich reakcjach. Stąd pomimo ograniczonej wiedzy przez większość seansu pozostajemy przykuci do ekranu, gdyż nieustannie wyczekujemy na to, czy coś się wydarzy. Nie chcąc zdradzać zbyt wiele – w końcu się doczekamy, a kiedy już to nadejdzie, to będziemy mieli serce w gardle do samego finału.
Ponieważ to znakomicie poprowadzony brudny „policyjniak” przywodzący na myśl starsze kino tego typu: Krew na betonie
S. Craig Zahler nie bierze jeńców. Jak dotąd każdy z wyreżyserowanych przez niego filmów – a tych ma na koncie trzy, wszystkie podobnie bardzo dobre – łączy w sobie niespieszne kreowanie postaci rodem z kina artystycznego z eksplozjami przemocy godnymi najbardziej niesubtelnych tytułów exploitation. Trwająca blisko trzy godziny Krew na betonie to przetworzenie motywów znanych z kina policyjnego (niemalże zaprzeczenie buddy cop movie) oraz produkcji o zbieraniu ekipy na napad. Z tym że tu grany przez Mela Gibsona Ridgeman zbiera do ekipy jedną osobę, przez następne półtorej godziny obserwuje z nią grupę przestępców, by do bezpośredniego działania przejść dopiero w ostatnim akcie. Ta niespieszność dla wielu stanowi przeszkodę nie do przeskoczenia, jednak sam przy okazji filmów Zahlera postrzegam ją wyłącznie jako zaletę – trudno wtedy nie ulec zaskoczeniu przy niezwykle nagłych i niespodziewanych przypływach przemocy. Dodajmy do tego krytykę opartego na ukazywaniu wyrwanych z kontekstu sytuacji systemu mediów społecznościowych i parę narzekań z cyklu „kiedyś to było”, a otrzymujemy bilet w jedną stronę do tego dobrego starego kina.
Ponieważ to zniuansowane spojrzenie na problem brutalności policji: Zaślepieni
Kino w ostatnim czasie rozlicza się z amerykańską policją, śmiało ukazując ich najbardziej niemoralne występki. Wydaje się, że te działania ulegną jedynie nasileniu w związku z wydarzeniami z ubiegłego roku. Tym razem bierzemy jednak pod uwagę film powstały przed zamieszkami w USA, w którym główną rolę zagrał gwiazdor spektaklu Hamilton, Daveed Diggs. Collinowi do końca okresu warunkowego zostały trzy dni, więc planuje przeżyć je spokojnie i wyjść na upragnioną wolność. Los ma dla niego jednak przykrą niespodziankę – pewnej nocy jest świadkiem tego, jak biały policjant zabija uciekającego człowieka. Przepełniony emocjami mężczyzna po prostu odjeżdża z miejsca zbrodni. Pomimo tak poważnego zawiązania akcji film nie jest wolny od humoru – niemal każda interakcja z przyjacielem protagonisty, beztroskim i narwanym Milesem, wiąże się z jakąś zabawną puentą. Mimo to dzieło Estrady nie zapomina o swojej dramatycznej podszewce i w kluczowych momentach serwuje nam uderzające w czułe miejsca sceny. A jeśli lubicie rap, to znajdziecie tu także sporo świetnej muzyki, nierzadko stanowiącej osobną formę narracji.
Ponieważ to jeden z najlepszych filmów zombie ostatnich lat: Jednym cięciem
Na koniec listy coś mniej na serio – pora na kolejne ekranowe przetworzenie motywu żywych trupów! Pewna polska reżyserka powiedziała kiedyś „o filmie w filmie w ramach filmu” i gdyby miała na myśli właśnie Jednym cięciem, to lepiej nie mogłaby tego ująć. Choć w pierwszych scenach wydaje się, że mamy do czynienia jedynie z amatorskim i fatalnie nakręconym horrorem, to przestrzegam – pod żadnym pozorem nie przestawajcie oglądać! Gwarantuję, że kolejne kilkadziesiąt minut znacząco zmieni wasze postrzeganie pierwszego aktu… by jeszcze następne kilkadziesiąt minut zmieniło postrzeganie obu na raz. To znakomita zabawa, która najpierw rozczarowuje, później konsternuje, a na końcu doprowadza nas do bólu brzucha ze śmiechu. Pisanie o fabule tego wyjątkowego filmu jest jednak trudną sztuką, dlatego aby ustrzec się przed spoilerami, na tym skończę. Jeśli nie macie jeszcze filmowych planów na nadchodzący weekend – dodajcie ten tytuł do listy!
O jakich filmach waszym zdaniem mówi się za mało? Co dodalibyście do powyższego zestawienia? Dajcie znać w komentarzach!