search
REKLAMA
Muzyka filmowa

SOUNDTRACKI 2016 – część II

Jacek Lubiński

6 stycznia 2017

REKLAMA

Neon Demon

Kto: Cliff Martinez.

Co i jak: Duet Martinez-Refn magnetyzował już wcześniej, ale chyba jeszcze nigdy w tej współpracy nie osiągnęli podobnego poziomu symbiozy obrazu z muzyką jak tutaj. To niesamowicie magnetyzujące połączenie dwóch mediów na dużym ekranie sprawdza się wręcz wybornie. Samoistnie natomiast ilustracja mocno traci na sile oddziaływania, ale nawet wówczas nie przestaje intrygować, przyciągać. Raz jeszcze ważnym punktem albumu staje się piosenka Sii, stanowiąca pyszne zwieńczenie fosforyzującego licha. Warto zaryzykować.

Za ile: W Empiku od 60 zł, wszędzie indziej nieco taniej.

https://soundcloud.com/milanrecords/sets/the-neon-demon-original-motion

 

Nerve

Kto: Rob Simonsen.

Co i jak: Elektronika przeżywa właśnie swoją drugą młodość, czego potwierdzeniem między innymi ta właśnie pozycja – przez wielu uważana za najciekawszy zbiór bitów ubiegłego roku. O ile można z tym stwierdzeniem dyskutować, to nie ma wątpliwości, iż Simonsenowa nerwica stanowi górną półkę syntetycznych dźwięków A.D. 2016. Jeśli zatem nie przejadła wam się jeszcze podobna stylistyka, sięgnięcie po rzeczony soundtrack powinno być jedynie kwestią najbliższych godzin, bo to nuty zrobione nie tylko z nerwem, ale i z pomysłem.

Za ile: Za najbardziej podstawową, elektroniczną wersję zapłacimy około 9 zielonych, potem cena idzie w górę.

 

Nowy początek

Kto: Jóhann Jóhannsson.

Co i jak: Napisać o muzyce Jóhanna Jóhannssona, że jest dziwna, to jak nie napisać nic. A przecież posągowy Islandczyk nie przekracza barier, nie tworzy też absolutnego novum w danym gatunku. Niemniej jego nuty zawsze drażnią zmysły, wwiercają się w mózg i przy okazji wynoszą klimat filmów, do których powstają na niebotyczne wręcz poziomy. Nie inaczej jest w przypadku Arrival, któremu produkcja Denisa Villeneuve’a zawdzięcza połowę sukcesu; a które samo w sobie jest jedynym w swoim rodzaju, acz niełatwym w obyciu dziełem. I zarazem pochłaniającym bez reszty.

Za ile: 45–50 zł – mniej więcej.

 

Odyseja

Kto: Alexandre Desplat, różni wykonawcy.

Co i jak: Ilustracja do francuskiego filmu o Jaku Cousteau to bodaj najbardziej przystępna i optymalna praca Desplata z ubiegłego roku. Stanowi niejako wyznacznik stylu tego kompozytora, jego twórczość w pigułce. Pogodna, przyjemna w odbiorze, ładna, niekiedy również osobliwie porywająca. Na deser dostajemy także skromny zbiór piosenek, które ładnie korespondują z muzyką oryginalną. Dla każdego rodzaju odtwarzacza jest to właściwie samograj.

Za ile: 17 euro oraz koszty przesyłki z Francji.

https://www.youtube.com/watch?v=-1BQAYwqmlI

 

Orange Sunshine

Kto: Matt Costa.

Co i jak: Dokument o hipisach i LSD. Brzmi rozluźniająco i cool? Dokładnie taki też jest soundtrack, będący mieszanką rockowych przebojów, jazzowych wyskoków, leniwych ballad miłosnych oraz snujących się brzmień o różnorakim zabarwieniu. Nie jest to może nie wiadomo jaki odlot, ale nie można odmówić tej pracy ani atmosfery, ani polotu. Ciekawe doznanie. W dodatku dobre na każdą okazję.

Za ile: Zagramaniczne serwisy oferują płytkę bądź pliki elektroniczne już od 45 złotych (w zależności od kursu euro, dolara lub funta).

 

Outlander – sezon 2

Kto: Bear McCreary.

Co i jak: Polecałem już kiedyś muzykę z pierwszej serii serialu, zatem nie powinno dziwić, że czynię to samo z płytką do drugiego sezonu. Album to co prawda niebotycznie długi i przeznaczony głównie dla fanów serii oraz celtyckich klimatów, lecz nie można odmówić mu utrzymania ducha, aury i klasy oryginału. Pod paroma względami jest zresztą od niego także nieco ciekawszy. Wysmakowaną, pełną smaczków ilustrację raz jeszcze ubarwiają pieśni w starym stylu, jakby żywcem wyjęte z XVIII wieku. Nie można się nie zakochać.

Za ile: 41 złotych to obecnie najtańsza oferta na rodzimym rynku, acz trzeba mieć na uwadze jeszcze koszty przesyłki.

 

Pasażerowie

Kto: Thomas Newman.

Co i jak: Przede wszystkim jest to ścieżka dźwiękowa pełną gębą, która w filmie otrzymała naprawdę dużo miejsca i dzięki temu na ekranie przykuwa uwagę, niekiedy naprawdę błyszcząc. Niemniej także na albumie udaje się jej utrzymać zainteresowanie naszych uszu, przy jednoczesnym zachowaniu atrakcyjności. Wszystko dzięki specyficznemu stylowi kompozytora, dla którego jest to bardzo charakterystyczna praca – pełna ciepła, fikuśnych rozwiązań dźwiękowych i niezwykle barwnych melodii, którym łatwo dać się porwać. Do czego zachęcam.

Za ile: W rozsądnych granicach 40–45 złotówek.

 

The Queen of Spain (La Reina de España)

Kto: Zbigniew Preisner.

Co i jak: Sam film pozostaje póki co zagadką dla polskiego widza. Za rekomendację muzyki wystarcza jednak w chwili obecnej sama osoba kompozytora, który nie przywykł zawodzić oczekiwań. I rzeczywiście, mimo iż na albumie znajdziemy aż 41, w większości bardzo krótkich ścieżek, to jest to soundtrack dobrze korespondujący z tytułem – a więc dostojny, piękny, w swoim tempie sączący się z głośników z odpowiednią gracją. Przy odpowiednim zaprogramowaniu odtwarzacza będzie to urocza znajomość i dobrze spędzony czas.

Za ile: 13 euro za płytę, 10 za pliki mp3 – zza granicy ma się rozumieć.

 

Rozwód przed ślubem

Kto: I Like Trains.

Co i jak: Jeszcze jeden dokument na liście, i jeszcze jedna niebanalna ścieżka dźwiękowa, która mu towarzyszy. Brytyjska grupa post-rockowa wysmażyła mocno odprężający kawałek muzyki. Niektóre kawałki mają tu posmak niemalże metafizyczny, podczas gdy inne to po prostu solidne, energiczne takty do potupania nóżką. Jest to więc propozycja nie tylko na chwile kontemplacji, ale i dobra do porannej kawy. Choć również i bardzo zależna od naszego nastroju, zatem polecam z lekką rezerwą.

Za ile: Niektóre polskie serwisy sprowadzają soundtrack za około 70 złotych. Taniej będzie jednak nabyć płytkę lub empetrójki z oficjalnej strony, oszczędzając blisko dwie dyszki.

 

Rycerz pucharów

Kto: Hanan Townshend, różni wykonawcy.

Co i jak: Jeszcze jeden składak w zestawieniu. Na szczęście udany. O ile sporo można zarzucić kinu Terrence’a Malicka w ostatnich latach, o tyle o sferze audiowizualnej jego filmów trudno powiedzieć złe słowo. Knight of Cups to kolejna współpraca reżysera z Hananem Townshendem, chyba najlepsza jak do tej pory. Minimalistyczne, nastrojowe melodie kompozytora wymieszane zostały tutaj z klasyką od Griega i Debussy’ego oraz Exodusem Wojciecha Kilara i efekt jest naprawdę znakomity. Mimo pewnej powtarzalności tematycznej jest to jedna z tych pozycji, w które wsiąka się nie wiadomo kiedy.

Za ile: Jeśli chcemy sprowadzać zza zachodniej granicy wydanie fizyczne, musimy przygotować równowartość 12 dolarów amerykańskich; nieco taniej wyjdzie ściągnięcie wersji elektronicznej, która jest jednak uboższa.

https://soundcloud.com/milanrecords/hanan-townshend-water-theme-no1-knight-of-cups-ost

 

Sully

Kto: Christian Jacob and The Tierney Sutton Band, Clint Eastwood.

Co i jak: Ciekawy przykład muzyki, która w filmie właściwie nie istnieje. Płyta z soundtrackiem do Sully’ego przypomina więc bardziej składankę inspirowaną ruchomym obrazem lub też concept album. Co nie zmienia faktu, iż słucha się tego krążka wybornie. Leniwe, często improwizowane melodie i piosenki jazzowe są jak kojący balsam dla duszy i masaż dla umysłu. Fakt, zagorzali przeciwnicy tego gatunku muzyki raczej nie mają tu czego szukać. Ale wszyscy inni mogą bez przeszkód szukać u Eastwooda upragnionej chwili zapomnienia.

Za ile: 10–14 dolarów będzie nas kosztowało to amerykańskie wydawnictwo.

https://www.youtube.com/watch?v=Llkq_xsF7ig

 

Westworld

Kto: Ramin Djawadi.

Co i jak: Po latach dość średniej jakości rzemiosła, Ramin Djawadi w końcu jest na fali wznoszącej. Pozytywnie zaskoczyła już muzyka do szóstej serii Gry o tron, całkiem dobry okazał się też chiński Wielki Mur. Ale to Westworld stanowi na chwilę obecną bodaj najlepsze i najbardziej dopracowane jego dzieło, które kupuje się już od pierwszych taktów, lajkuje za znakomitą przeróbkę Paint it Black i dodaje do ulubionych za kilka innych niespodzianek ukrytych na dwupłytowym wydawnictwie. Mimo pewnej jednolitości brzmienia jest to rzecz godna rekomendacji nie tylko zagorzałym miłośnikom serii HBO.

Za ile: Kupno elektronicznych plików od około 10 dolarów, wydanie fizyczne wychodzi dopiero w lutym i kosztować będzie ciut więcej.

 

Wołyń

Kto: Mikołaj Trzaska.

Co i jak: Podobnie jak w przypadku Sully’ego, również i dzieło Mikołaja Trzaski nie jest muzyką filmową sensu stricte, bowiem to, co usłyszeć możemy na albumie, znacząco różni się od fragmentów użytych w filmie. Jakby jednak nie było, to i tak niezła petarda. Już od pierwszych taktów pozycja ta wciąga niesamowicie i hipnotyzuje bez reszty. Mimo pozornie dołującego wydźwięku, ciężkiego, nietypowego brzmienia i drażniących zmysły taktów o wielce jarmarcznym posmaku folkloru, trudno jest się od niej oderwać. Zdecydowana czołówka roku.

Za ile: To chyba najtańsza pozycja na liście, bo przytulić można ją już za nieco ponad jednego Bolka Chrobrego.

 

Zwierzęta nocy

Kto: Abel Korzeniowski.

Co i jak: Nie mogło zabraknąć tu również naszego rodaka, który coraz śmielej radzi sobie za oceanem. Jego ilustracja do magnetyzującego filmu Toma Forda jest co prawda bardzo krótka, bo trwa zaledwie pół godziny, ale za to niesamowicie wymowna. Mało oryginalna, ale ekscytująca. Monotonna, lecz bynajmniej nie nudna. Wręcz przeciwnie – im dalej w nuty, tym trudniej jest się im oprzeć. Ot, czysty artyzm wymieszany z atrakcyjną formą. Warto!

Za ile: Można się zamknąć w 35 złociszach, czyli nie ma tragedii.

https://www.youtube.com/watch?v=PZiqhf4o4Hw

 

Bonusy:

 

Na koniec warto także wspomnieć o kilku albumach około filmowych oraz ekskluzywnych wydawnictwach starszych soundtracków. Do tej pierwszej kategorii zalicza się praca koncertowa Jamesa Hornera – Collage: The Last Work – będąca w istocie jego ostatnim ukończonym dziełem; oraz Przymierze Michała Lorenca, które kompozytor napisał na otwarcie Świątyni Opatrzności Bożej i zarazem 1050 rocznicę Chrztu Polski. Obie te pozycje bez problemu nabędziemy w polskich sklepach, już za około 30 złociszy.

Jeśli zaś idzie o starocie, to warto zainwestować z pewnością w The French Connection Collection, które skupia w sobie pełne wydania ścieżek dźwiękowych Dona Ellisa do obu części Francuskiego łącznika oraz muzykę Brada Fiedela do powstałego na ich kanwie serialu telewizyjnego, Popeye Doyle. Dużą gratką dla kolekcjonerów jest także oglądająca po raz pierwszy światło dzienne kompletna prezentacja nut Harolda Faltermeyera do Gliniarza z Beverly Hills 1 i 2; a także The John Williams Jurassic Park Collection, które – jak sama nazwa wskazuje – skupia się na ilustracjach Johna Williamsa do dwóch pierwszych Parków Jurajskich, tym razem w ich rozszerzonej edycji. Rzecz jasna, te tytuły można sprowadzić jedynie z zagranicy i nie będzie to tania inwestycja – szczególnie że ilość egzemplarzy jest limitowana.

korekta: Kornelia Farynowska

 

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA