search
REKLAMA
Muzyka filmowa

SOUNDTRACKI 2016 – część II

Jacek Lubiński

6 stycznia 2017

REKLAMA

Noworocznych podsumowań starego roku ciąg dalszy. Szczęśliwie następstwem poprzedniej części rankingu (KLIKAMY!) w kwestii muzyki wracamy jedynie do ostatnich sześciu miesięcy. Jak się jednak okazuje, było to bardzo owocne, bogate w ciekawe ścieżki dźwiękowe półrocze, zatem dobrych pozycji na liście nie brakuje. Oto tytuły, na które warto skierować swą melomańską uwagę – ilustracje nie tylko najlepsze, ale także najbardziej intrygujące, nieszablonowe, najważniejsze. Na tapetę wzięte są te soundtracki, które ukazały się po czerwcu 2016, a przewodzi im, już tradycyjnie, alfabet. Zapraszam!

Aż do piekła

Kto: Nick Cave & Warren Ellis.

Co i jak: Z jednej strony typowy Cave, czyli smętny minimalizm o niepodrabialnym klimacie, a z drugiej ciut bardziej energiczne ballady country i piosenki spod znaku lekkiego rocka. Efektem tego zaskakująco dobrze przyswajalna, niedługa płytka, która powinna spodobać się także tym na co dzień nie gustującym w podobnych rzeczach. Z pewnością ciekawsza propozycja na wieczór niż ilustracja serialu Mars tego samego duetu.

Za ile: Niestety ceny są zaporowe, bo od 80 zł wzwyż za importowany winyl.

https://soundcloud.com/milanrecords/nick-cave-warren-ellis-robbery-from-hell-or-high-water

 

Czerwony żółw

Kto: Laurent Perez Del Mar.

Co i jak:  Muzyka do animacji – i jedno, i drugie mało znane nad Wisłą. Nuty są jednak momentami naprawdę piękne, przejmujące i tak przyjemnie tradycyjne w formie, że łatwo potrafią zaskarbić sobie przychylność odbiorcy nawet bez znajomości ruchomego obrazu. Nie znajdziemy tu wielu fajerwerków dźwiękowych, za to sporo szczerych emocji.

Za ile: 17 euro + przesyłka dzięki uprzejmości Quartet Records.

 

Distance Between Dreams

Kto: Junkie XL.

Co i jak: Były DJ, któremu niespecjalnie wiedzie się w wielkim kinie z pierwszych stron gazet, po raz kolejny udowadnia, że o wiele więcej do powiedzenia ma w projektach mniejszych, niezależnych. Distance Between Dreams to dokument o surferach, zatem w muzyce można poczuć smak wolności. Szum fal zastępuje szmer ambientu i szeroko pojęta elektronika, przy której fajnie jest się odprężyć. Trochę to jednolite i przydługie, ale zdecydowanie ciekawsze od wszystkich pozostałych ubiegłorocznych projektów tego artysty.

Za ile: 10 dolców za wersję elektroniczną, lada chwila wyjdzie też na płycie gramofonowej za grubszą kasę.

 

Doktor Strange

Kto: Michael Giacchino.

Co i jak: Kino superbohaterskie w trochę odmiennej formie niż zazwyczaj. Ilustracja Doktora Dziwadło nie jest co prawda idealna, bywa toporna i mocno zależna od filmu, ale to i tak najciekawszy jak dotychczas projekt Marvela w kwestii muzycznej. Rozbuchane tematy trafnie ubarwiają zatem orientalne wstawki i nietypowe eksperymenty dźwiękowe. Ot, taka ambitna rozrywka dla co cierpliwszych słuchaczy.

Za ile: Zakup w przedziale 40–50 złociszy polskich.

 

Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć

Kto: James Newton Howard.

Co i jak: Jeśli ktoś zakochał się w muzycznym świecie Harry’ego Pottera stworzonym przez Johna Williamsa, ten… nie powinien zawieść się na Fantastycznych zwierzętach Jamesa Newtona Howarda. Pozornie jest to dzieło zrywające z poprzednikami, bo też i powiązane z innymi bohaterami i wydarzeniami. Ale niekiedy równie bogate i atrakcyjne w formie, podobnie absorbujące, nie mniej potężne. Długość materiału może odstraszać – zwłaszcza na rozszerzonym wydaniu deluxe – ale nie ulega wątpliwości, że jest… fantastycznie.

Za ile: Za znalezienie wersji podstawowej liczą sobie 40 polskich złotych. Deluxe to odpowiednio wyższe koszta, zamykające się w granicach 60–65 zł.

 

Geniusz

Kto: Adam Cork.

Co i jak: Niezwykle przyjemna, jazzowo-swingowa mieszanka od mało znanego twórcy, który udowodnił, że śmiało może stawać w szranki z tymi najbardziej popularnymi kompozytorami. Całość zaczyna się dość niemrawo, ale warto dać muzyce szansę na rozwinięcie skrzydeł – szczególnie gdy lubujemy się w „czarnych rytmach” i towarzyszących im improwizacjach. Jest stylowo, szykownie i z przytupem.

Za ile: Tylko z importu, czyli od 10 do 14 dolarów amerykańskich w zależności od wersji.

https://soundcloud.com/milanrecords/1-08-swing-gently-sweet-harlem

 

Hunt for the Wilderpeople

Kto: Moniker.

Co i jak: Rewelacja filmowa sezonu ma swoje odbicie także w niezwykle lotnej ścieżce dźwiękowej, za którą po części odpowiada także Polak – Łukasz Buda. Wraz z kumplami z grupy Moniker udało mu się stworzyć nuty w równym stopniu mistyczne, co dyskotekowe. Króluje elektronika i syntezatory, czyli młyn na wodę każdego miłośnika lat osiemdziesiątych. Co ciekawe, sporo tutaj nie tyle przebojowych rytmów, co lirycznej zadumy, przy której można się zapomnieć. Całość ubarwiają w dodatku fikuśne i niepozostawiające obojętnym piosenki.

Za ile: Za granicą już od 10 dolców, w Polsce brak.

 

Księga dżungli

Kto: John Debney, różni wykonawcy.

Co i jak: Wodewilowe piosenki wykonywane przez część głosowej obsady są tutaj szczęśliwie tylko dodatkiem do pełnoorkiestrowej, bogatej tematycznie muzyki ilustracyjnej. 60 minut materiału oferuje nam równie dużo atrakcji, co sam film, zatem jeśli komuś podobała się ta aktorska wersja klasycznej bajki Disneya, nie powinien mieć oporów przed sięganiem po soundtrack – a ten momentami prezentuje się naprawdę okazale.

Za ile: Wersja cyfrowa tańsza od płytowej, czyli odpowiednio: 40 i 50 złotówek.

 

La La Land

Kto: Justin Hurwitz, różni wykonawcy.

Co i jak: Gorący hit zimy i dla wielu murowany kandydat do Oscara. A może nawet dwóch? Oglądając film, nie mamy najmniejszej wątpliwości, że jego największą siłą jest właśnie muzyka – z polotem i szacunkiem nawiązująca do klasyków gatunku, ale też i z łatwością potrafiąca przemówić do współczesnej publiczności. Nie dziwi więc, że ścieżka dźwiękowa doczekała się aż dwóch wydań – podstawowego, na którym rewelacyjne piosenki mieszają się z czystą ilustracją oraz osobnej płytki z samym tylko, niezwykle urodziwym score’em Justina Hurwitza. I obie można z czystym sercem polecić.

Za ile: Świeżutki soundtrack zakupimy w kraju już za 45 zł; po score musimy udać się już za granicę, tak że koszta rosną.

 

Lion. Droga do domu

Kto: Dustin O’Halloran & Hauschka.

Co i jak: Jeśli ktoś dobrze wspomina film, ten z pewnością pamięta energiczny przebój Sii, który wybrzmiewa na napisach końcowych. Rzeczona piosenka płytę z soundtrackiem otwiera i na szczęście nie jest na nim jedynym wartościowym fragmentem. Kolaboracja amerykańskiego kompozytora Dustina O’Hallorana i niemieckiego pianisty o pseudonimie Hauschka jest co prawda propozycją już zdecydowanie bardziej ckliwą i liryczną, ale perfekcyjnie grającą na emocjach i trafiającą w punkt. Zdecydowanie warto.

Za ile: Gdy dobrze poszukać, uda się kupić płytkę za już około 40 złotych.

 

Living in the Age of Airplanes

Kto: James Horner.

Co i jak: Co prawda James Horner pożegnał się z kinem remakiem Siedmiu wspaniałych, ale ostatnią ukończoną przez niego muzyką dla dziesiątej muzy jest właśnie ta powstała do krótkometrażowego dokumentu o lotnictwie (którym się zresztą pasjonował). I cóż to jest za podsumowanie kariery! Przepiękna, zapierająca dech w piersiach, pełna pasji i zwiewności muzyka, która bez problemu podrywa do lotu wyobraźnię. Pozycja obowiązkowa!

Za ile: 10 dolarów to zdecydowanie dobra wiadomość. Zła – do kupienia jest tylko wersja elektroniczna.

 

Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie

Kto: Michael Giacchino.

Co i jak: Solidna i w duchu oryginalnych części – to pierwsze, co przychodzi na myśl po przesłuchaniu jedynej (jak na razie) nie napisanej przez Williamsa ścieżki dźwiękowej do uniwersum Gwiezdnych wojen. Zgrabnie imitującej mistrza, ale nie będącej więźniem jego stylu. Najlepiej sprawdzającej się na dużym ekranie, lecz i poza nim odpowiednio angażującej, emocjonującej. Dobra po prostu, choć nie bardzo dobra.

Za ile: W zależności od sklepu będzie to przedział 35–50 zł.

 

Młody papież

Kto: Lele Marchitelli, różni wykonawcy.

Co i jak: Twórcą kontrowersyjnego serialu jest Paolo Sorrentino, zatem na ścieżce dźwiękowej nie mogło zabraknąć specyficznej mieszanki klasyki i współczesnych szlagierów różnych gatunków. Warner wysłuchał modłów fanów i od razu wydał budzącą respekt dwupłytową składankę, na której znalazły się wszystkie najważniejsze momenty muzyczne z dziesięcioodcinkowej serii – od instrumentalnej wersji Watchtower począwszy, przez hity Jefferson Airplane i Jeffa Buckleya, na kompozycjach Schuberta, Bartoka i Góreckiego skończywszy. Jest tu zatem na czym ucho zawiesić.

Za ile: Od 100 złotych wzwyż i tylko z importu.

 

The Monkey King 2

Kto: Christopher Young.

Co i jak: Druga część chińskiego przeboju opartego o tamtejsze wierzenia jest właściwie w Polsce nieznana. Warto jednak przybliżyć muzykę z tego filmu, napisaną przez… Amerykanina. A jest to muzyka potężna i robiąca niemałe wrażenie także poza kontekstem – zwłaszcza że autor tak przygotował płytę, że przypomina bardziej koncertowe dokonanie niż zwykłą ścieżkę dźwiękową. Dlatego też, pomimo monstrualnej długości, nie ma mowy o nudzie. Kto lubi rozbuchane tematy i oldskulowe zrywy pełnej orkiestry symfonicznej, ten nie powinien się ani chwili zastanawiać nad kupnem.

Za ile: Płytka dostępna jest jedynie w Stanach za około 22 tamtejsze dolce.

 

Moonlight

Kto: Nicholas Britell.

Co i jak: Skromna, bardzo intymna, niekiedy wręcz eteryczna kompozycja do dramatu o czarnoskórym geju to niezbyt zachęcająca charakterystyka. Niemniej nuty Nicholasa Britella potrafią poruszyć, nie brakuje im także odrobiny magii. Okazjonalne piosenki i utwory innych wykonawców wprowadzają z kolei do całkiem krótkiego materiału nieco życia. Ogółem raczej dla koneserów, idealna jednak na wieczór i chwile spokoju.

Za ile: Kolejna pozycja do sprowadzenia z zachodu, gdzie ceny wahają się od 9 do 25 martwych prezydentów w zależności od wersji, którą wybierzemy (MP3, CD, LP).

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA