SNOWPIERCER. Postapokaliptyczne SCIENCE FICTION o pędzącej ciuchci
Najpierw w 1982 roku powstał komiks Le Transperceneige autorstwa Jacques’a Loba, Benjamina Legranda i Jean-Marca Rochette’a. Później w 2013 roku podobną historię przedstawił Bong Joon-ho w swoim filmie Snowpiercer: Arka przyszłości. Minęło kolejnych siedem lat, a opowieść o planecie skutej lodem i jeżdżącym po niej pociągu z ostatnimi ludźmi na pokładzie po raz kolejny została przedstawiona widzom, tym razem w formie serialu telewizyjnego.
Podobne wpisy
Zanim pierwszy odcinek pojawił się na ekranach telewizorów, doszło do wielu perturbacji związanych z pracą nad tym tytułem. Włodarze stacji nie zawsze zgadzali się na pomysły scenarzystów i producentów, dodatkowo przez pewien czas trwały pertraktacje, kto będzie odpowiedzialny za emisję serialu – TNT czy TBS. W końcu to TNT przejęło stery. Przygotowano 10 odcinków, a dodatkowo od razu zamówiono drugi sezon, który – gdyby nie światowa pandemia – już w tym momencie byłby w całości nakręcony.
Fabuła serialowego Snowpiercera toczy się siedem lat po katastrofie klimatycznej, przez którą cały glob ziemski stał się bezkresną lodową krainą. Nieopatrznie wykorzystana technika obróciła się przeciwko człowiekowi, gdy walka z ociepleniem zamieniła się w wieczną tułaczkę po zamarzniętych torach. Ostatni przedstawiciele ludzkości uciekają do pociągu, którym przemierzają wszystkie kontynenty, jako że jest to jedyna szansa na to, by nie zamarznąć. Zbudowany przez miliardera Wilforda wieczny pociąg dzieli się na trzy klasy oraz ogon, czyli miejsce zarezerwowane dla najbiedniejszych, którzy nie zapłacili za bilet wstępu, tylko siłą wdarli się do pojazdu. Wegetują tam, jedząc najpodlejsze jedzenie, wśród szczurów, w zimnie, bez perspektyw na jakąkolwiek zmianę. To najżyźniejszy rodzaj gleby, na której szybko kiełkuje rewolucja. Uciskani pragną odmienić swój los, dlatego też planują wszczęcie buntu, by dokonać sprawiedliwego podziału dóbr z bogaczami mieszkającymi w ładniejszych, przestronnych mieszkaniach, w których niczego nie brakuje.
Od samego początku wychodzi na jaw główne przesłanie serialu, czyli nakreślenie różnego rodzaju napięć o charakterze klasowym. Bogaci ani myślą podzielić się przywilejami, natomiast biedni są coraz mocniej zżerani przez żądzę zemsty na swoich oprawcach. Wystarczy przypadkowo pojawiająca się okazja, by rebelia rozpoczęła się na dobre. W przypadku serialu owym pretekstem jest makabryczne zabójstwo, którego rozwiązanie zostaje powierzone mieszkańcowi ogona Andre Laytonowi (Daveed Diggs). Nie dość, że mężczyzna wykorzystuje detektywistyczne umiejętności w słusznym celu odnalezienia mordercy, to jeszcze poznaje układ 1001 wagonów, co pomoże mu w przygotowywanej rewolucji.
Produkcji TNT zdecydowanie brakuje niejednoznaczności. Od samego początku wiadomo, kto jest w tej historii dobry, a kto zły. Nawet jeżeli idealiści stają przed tragicznymi dylematami, to i tak twórcy dbają o to, by widzowie nie zmienili zdania na temat poszczególnych bohaterów. Tyczy się to szczególnie Laytona wiodącego lud na barykady. Również w przypadku “urzędniczki” Melanie Cavill (Jennifer Connelly), która ukrywa przed wszystkimi niezwykle ważne tajemnice, nie dochodzi do poważniejszej przemiany. Owszem, kobieta w pewnym momencie popiera osoby, które wcześniej sama skazywała na cierpienia, niemniej jednak nad tymi wszystkimi wyborami unosi się aura całkowitego poświęcenia w imię pociągu. Brakuje w Snowpiercerze momentów przełomowych, to znaczy takich, gdy pod wpływem doświadczanych wydarzeń bohaterowie zaczynają budować coś nowego albo niszczyć dotychczasowe życie.
Tymczasem fabuła i wątki postaci przebiegają, nomen omen, jednotorowo. Jak Layton, to szczytne ideały i rewolucja, jak Cavill, to obowiązkowe wywody na temat przyszłości ludzkości oraz niezbędnego poświęcenia. Protagoniści nie są trójwymiarowymi ludźmi z krwi i kości, lecz sztucznie wykreowanymi nośnikami pewnych cech, od których nie są w stanie się uwolnić na rzecz innego zaprezentowania swoich sylwetek.
W trakcie seansu Snowpiercera regularnie pojawiają się kolejne grzeszki produkcyjne. Śmieszy fakt, że bohaterowie bardzo szybko przemieszczają się z jednego końca maszyny na drugi, mimo że pociąg liczy ponoć 1001 wagonów. Ponadto męczy bieda realizacyjna, gdy przez 10 odcinków realizatorzy pokazują raptem kilka tych wagonów, o reszcie całkowicie zapominając. Bawi również nieumiejętność rozplanowania scenografii w serialu. Konia z rzędem temu, kto w trakcie oglądania kolejnych odcinków mimowolnie odczuł, że bohaterowie poruszają się pociągiem. Maszyną prawie w ogóle nie trzęsie, a niektóre pomieszczenia się absurdalnie wysokie albo szerokie. Tylko przy prezentacji warunków panujących w ogonie pamiętano o wykreowaniu poczucia klaustrofobii. Jednak im wyższa klasa, tym większa swoboda w pokazywaniu ciasnych wagonów pociągu. Ewidentnie brakuje konsekwencji znanej chociażby z serialu Netflixa Kierunek: Noc, gdzie zbudowano wnętrze samolotu jeden do jednego, z wykorzystaniem prawdziwych wymiarów, byle tylko zachować wszelkie zasady prawdopodobieństwa.
Uwaga, teraz pojawią się spoilery z filmu Bonga Joon-ho.
Wydaje się, że najpoważniejszym problemem Snowpiercera jest już punkt wyjścia, to znaczy obecność najbiedniejszych ludzi w pociągu. Koreańczyk kilka lat wcześniej rozwiązał to w swoim filmie w sprytny sposób, gdy w usta zarządzającego wszystkim Wilforda wsadził słowa o obowiązku istnienia taniej siły roboczej. Grający go Ed Harris mówił wprost, że system się zawali, jeżeli nie będą żyli najbardziej wykluczeni, z których nie będzie można korzystać na wszelkie możliwe sposoby. W przypadku serialu TNT sprawa ma się inaczej: biedni wtargnęli siłą do odjeżdżającego pociągu, stali się wcześniej nieuwzględnionymi w planach pasażerami na gapę, toteż nie istniały racjonalne (w ramach świata przedstawionego) przesłanki, by ich dalej utrzymywać, skoro wcześniej nie byli potrzebni. Niby to tylko drobne przesunięcie fabularne, ale jak widać, generuje ono niewytłumaczone przez scenarzystów niekonsekwencje.
Koniec spoilerów.
Kompletnie niepotrzebny wątek kryminalny, chaotycznie prezentowane trójkąty miłosne, a także banalnie nakreślona walka klas – z takich elementów składa się serialowy Snowpiercer. Gdy doda się do tego jeszcze absurdalnie zakończony pierwszy sezon, wymuszający tworzenie kontynuacji, to okaże się, że serialowa produkcja jest żerowaniem na znanej marce. To historia zrobiona tylko dla snucia historii, a nie zmetaforyzowana próba zrozumienia, jak wygląda dzisiejsza rzeczywistość. Jeżeli ktoś chce zapoznać się z tym światem, to tylko dla Jennifer Connelly, której kariera powinna potoczyć się znacznie lepiej, bo aktorką jest naprawdę znakomitą.