search
REKLAMA
Ranking / Zestawienie

PŁACZ TO NIE SŁABOŚĆ. 9 silnych facetów, którzy zapłakali na ekranie

Agnieszka Stasiowska

19 kwietnia 2018

REKLAMA

Michael Clarke Duncan Zielona Mila (1999)

Ten tytuł to jeden wielki wyciskacz łez. Płacze w nim, i słusznie, więcej niż połowa obsady, w znakomitej większości męskiej. Zielona mila to opowieść o Johnie Coffeyu, skazanym na śmierć za zabójstwo dwóch małych dziewczynek. Kto oglądał, ten wie, a kto nie oglądał, niech nie czyta, że Coffey, olbrzym o łagodnym sercu, został stracony niewinnie, zrobiwszy jeszcze przed śmiercią sporo dobrego. I o ile względnie spokojnie godzi się na śmierć, powtarzając z rozdzierającym serce smutkiem, że jest zmęczony, o tyle w krytycznej chwili wśród łez prosi, żeby nie nakładać mu na głowę kaptura, gdyż boi się ciemności… Wyznam szczerze, że coś ściska mi gardło nawet w momencie, kiedy piszę o tej scenie, nie oglądając jej. Napisać, że jest do głębi poruszająca, to nic nie napisać.

Liam NeesonLista Schindlera (1993)

Kojarzony w ostatnich latach głównie z rolą Bryana Millsa Liam Neeson uważany jest za brutala o czułym – głównie dla swojej poddawanej ciągłym testom rodziny – sercu. Tym niemniej, niemal ćwierć wieku temu otrzymał nominację do Nagrody Akademii za film, który, poruszając niezwykle bolesny temat i wiele pozytywnych emocji, wzbudził również olbrzymie kontrowersje. Mowa o Liście Schindlera, wyreżyserowanej przez Stevena Spielberga na podstawie powieści Thomasa Keneally’ego. W owym czasie chyba tylko Spielberg mógł udźwignąć dzieło tego kalibru, a część tego ciężaru przerzucił na barki dwóch doskonałych aktorów – Liama Neesona w roli tytułowej oraz Ralpha Fiennesa w roli psychopatycznego Amona Gotha. Fiennes zaskoczył swoją kreacją, ale Neeson nie pozostał w tyle – jego Schindler to postać żywa i przekonująca. W jednej z ostatnich scen, kiedy po zakończeniu wojny Oskar musi uciekać, otoczony przez swoich ocaleńców, na wpół przytomny wskazuje ze łzami w oczach nieliczne przedmioty, które mu pozostały i bezradnie powtarza – mogłem ocalić jeszcze dziesięć osób, jeszcze dwie, jeszcze choć jedną osobę…

Christian BaleEquilibrium (2002)

Prozium to lek eliminujący u jednostki zdolność odczuwania. W Librii, państwie przyszłości, zażywają go wszyscy obywatele. Brak uczuć to brak przemocy, dyskryminacji, brak wojen. Brak przemocy to bezpieczne, ale i łatwo sterowalne masy ludzkie. Bezwzględnego obowiązku brania prozium strzegą klerycy, wśród nich John Preston (Christian Bale). Aktor obsadzony wręcz doskonale biorąc pod uwagę fakt, że kamienna mina to jego znak rozpoznawczy. Bale wydaje się bez trudu panować nad mimiką w scenach, w których Preston jest poddany działaniu cudownego leku, jak i w pozostałych, kiedy jego wpływ się ulatnia – co sprawia wrażenie że Preston, tak długo trzymany w stanie bezuczuciowym, nie jest już zdolny emocji okazywać. A jednak nie. Następuje wreszcie ten moment, kiedy Preston, przypadkowo, wystawia swoją przebudzoną bez codziennej dawki prozium wrażliwość na IX Symfonię Beethovena. Muzyka atakuje go znienacka i wyrywa w murze jego obojętności kolosalną dziurę. Kleryk, zaskoczony, siada w fotelu i… z jego piersi wydziera się z trudem powstrzymywany szloch. Czy to piękno nigdy nie słyszanej muzyki tak go porusza, czy nagła świadomość tego, co przez całe życie było poza jego zasięgiem?

Agnieszka Stasiowska

Agnieszka Stasiowska

W filmie szuka różnych wrażeń, dlatego nie zamyka się na żaden gatunek. Uważa, że każdy film ma swojego odbiorcę i kiedy nie przemawia do niej, na pewno trafi w inne, bardziej skłonne ku niemu serce.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA