search
REKLAMA
Seriale TV

FIREFLY, odcinek „Out of Gas”. Wszyscy umieramy samotnie

Chcecie nadrobić „Firefly”, a macie na to tylko 50 minut? Polecam odcinek „Out of Gas”.

Jakub Piwoński

4 grudnia 2022

REKLAMA

W poprzednim odcinku #33. FIREFLY, odcinek „Out of Gas”. Wszyscy umieramy samotnie

Mówi się, że czasem mniej, znaczy więcej. Coś w tym jest. Na pewno ta zasada idealnie sprawdza się w przypadku tego, jak wspominamy Firefly. Nie było nam dane zobaczyć serialowej kontynuacji przygód załogi statku Serenity, choć plany sięgały aż siedmiu sezonów. Nie licząc filmu pełnometrażowego, będącego swoistym epilogiem, Firefly jest jednosezonową całością, zamkniętą w czternastu odcinkach. Być może dlatego właśnie jest to produkcja tak kultowa, bo spośród wielu uczuć, jakie dostarcza, tym nadrzędnym jest niedosyt.

Jeśli z jakiegoś powodu nie wiecie, czym w ogóle Firefly jest, już śpieszę z wyjaśnieniem. Jest to serial z 2003 roku, emitowany w stacji FOX, który opowiada o grupce kosmicznych przemytników, parających się różnymi zleceniami, przemierzającymi wspólnie kosmos w poszukiwaniu szczęścia i przygód. Serial tworzył Joss Whedon, facet, który dał nam Buffy: Postrach wampirów, ale także, za sprawą owocnej współpracy z Marvel Studios, pierwszych Avengers, przyczyniając się tym samym do tworzenia wielkiej historii kinowych adaptacji komiksów. Kto jak kto, ale akurat ten twórca czuje fanowski klimat, zna receptę na kult, nawet jeśli podczas realizacji swoich dzieł bywa toksyczny (co po latach jest mu zarzucane).

Wróćmy do Firefly. Serial jest gatunkową hybrydą. Whedon zebrał swoje fascynacje westernami i przeniósł je w kosmos, co wypadło bardzo oryginalnie. Ten serial, gdyby był tworzony na licencji Disneya, mógłby opowiadać o Hanie Solo, bo to mniej więcej ten styl. Główny bohater, kapitan Malcolm Reynolds (rewelacyjnie grany przez Nathana Fillona) to typ niepokorny, awanturniczy, szorstki, twardo stąpający po ziemi – bez względu na to, jakiej planety to w danej chwili ziemia jest. Jest to jednocześnie typ niezwykle oddanego sprawie człowieka, prawdziwego lidera, dla którego najważniejsze jest dobro grupy i statku. To wielka przyjemność móc oglądać go w akcji i mu kibicować.

Ta czternastoodcinkowa odyseja kosmiczna obfituje w wiele przygód. W poszczególnych odcinkach sporo się dzieje, załoga statku Serenity jest poddawana nieustannym próbom i zagrożeniom. Czasem napięcie sięga zenitu, a innym razem jest ono sprawnie rozładowywane jednym, celnym żartem lub zawadiackim spojrzeniem Mala. Firefly to produkcja, której jest mało, wręcz za mało, więc trudno wskazywać tylko jeden odcinek dobry do seansu, bo ten serial trzeba po prosty łyknąć w całości. Ale jeśli już mamy się decydować na tylko 50 minut seansu, to polecam Out of Gas. Paradoksalnie, najlepszy odcinek serialu nie został napisany przez Jossa Whedona. W tym wypadku bowiem za kamerą stanął David Solomon, a scenariusz dostarczył Tim Minear.

Jak wiadomo, kolejność emisji odcinków została zaburzona. Whedon rozpisał odcinki w określonej chronologii, ale stacja, z niewiadomych przyczyn, to zmieniła. Na Out of Gas trafimy jednak zawsze w okolicach środka serialu, bez względu na to, jaką metodę obierzemy. To najwyżej oceniany odcinek Firefly w serwisie IMDb. Na prawie sześć tysięcy ocen jego średnia wynosi 9.3, a to naprawdę wysoko. Ten epizod zgodnie wysoko cenią także krytycy. Ale to też najlepszy odcinek w moim skromnym odczuciu, ponieważ wyróżnia się on od reszty konstrukcją i stanowi idealną pozycję dla tych, którzy chcieliby zrozumieć wyjątkowość tej space operowej produkcji.

Podręcznikowej zasadzie pisania scenariuszy i tym razem musiało być zadość. Zaczyna się bowiem od trzęsienia ziemi, a potem napięcie stopniowo rośnie. Na statku dochodzi do eksplozji, która wysysa zapasy tlenu. Czasu zostało niewiele, ale jak mówi jedna z bohaterek, śmierć zapowiada się bezboleśnie, bo ma nadejść we śnie. Bohaterowie jednak nie chcą tak łatwo przyjąć do wiadomości, że przyjdzie im umrzeć w kosmosie. Zwłaszcza Mal, który postanawia pozostać na statku do końca, nawet jeśli załoga zdecydowała się na skorzystanie z szalup ratunkowych. Na domiar złego Mal zostaje postrzelony przez napotkanych bandytów, co jeszcze bardziej podkreśla dramatyczny charakter odcinka.

Mała dygresja. Spróbujcie wstrzymać oddech. Wytrzymacie minutę, w porywach, po przetrenowaniu, nawet dwie. Ale po upływie tego czasu nadchodzi moment, gdy brak tlenu i potrzeba wydalenia z siebie dwutlenku węgla staje się wyniszczająca i dusząca. Jakby zawiązywała się na naszej szyi pętla, która z każdą sekundą zaciska się coraz bardziej. Moment ten, choć pełen dramatyzmu i o wyjątkowo nieprzyjemnym charakterze, jest jednocześnie tym momentem, który sprawia, że doceniamy to, czego nie doceniamy na co dzień – stały i bezwarunkowy dopływ tlenu. W metaforyczny sposób odnosi się do życia w ogóle – żyjąc, nie wiemy, że żyjemy. Zaglądając jednak w oczy śmierci, dociera do nas sedno.

Tym właśnie jest tytułowy Out of Gas, czyli w dosłownym tłumaczeniu brak paliwa – tego do napędzenia statku, ale też tego, którego my potrzebujemy do ruszenia z miejsca. To moment zastoju, moment przejściowy, po którym następuje odrodzenie w sile. Odcinek ten opowiada zatem o nabieraniu przez załogę Serenity dojrzałości i o swoistym oczyszczeniu. Twórcy celowo postawili nasze ulubione postacie pod ścianą. Po co? By zacisnąć istniejące między nimi więzi, dając sposobność do dokonania rewizji położenia i sprawdzenia wierności wyznawanych ideałów.

Akcja rozgrywa się na trzech liniach czasowych: dużo przed, w trakcie i po katastrofie. Aby je od siebie rozróżnić i wyjaśnić widzom wydarzenia, te trzy czasy zostały nakręcone przy drastycznie różnym oświetleniu. Najbardziej seans urozmaicają flashbacki z przeszłości, obrazujące początki formułowania się tej nieco ekstrawaganckiej brygady. Służy to temu, by zrozumieć, kim członkowie Serenity są dla siebie, w jaki sposób doszło do ich zetknięcia, dlaczego tak bardzo na sobie polegają. Te niuanse łączy jednak przesłanie, które nieuchronnie zmierza do mocnego podkreślenia roli wspólnoty w naszym życiu. Cały sens tego wycinka opowieści Firefly osadza się zatem w skonfrontowaniu bohaterów z ostatecznością i docenieniu przez nich faktu, iż mierzą się z nią RAZEM – na przekór gorzkiemu stwierdzeniu kapitana, że każdy z nas umiera samotnie.

W ostatniej scenie odcinka, będącej flashbackiem, Mal dokonuje wyboru statku kosmicznego, którym będzie podążał przez kosmos. To bodaj najważniejsza scena tego serialu. Choć sprzedawca poleca mu pewien model, jedno spojrzenie naszego bohatera na statek typu Firefly widziany w oddali wystarczy, by ten poznał swój nowy, przyszły dom. Dokładnie tak jak nam wystarczy to jedno spojrzenie, jeden pełen napięcia odcinek Out of Gas, urzekający swym sentymentalnym charakterem, by wiedzieć, czym jest Firefly, jaką wyjątkową przygodę dostarcza i że jest to twór, który zostaje w sercach na lata.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA