search
REKLAMA
Seriale TV

WIEDŹMIN. RECENZJA pierwszego sezonu. Jest dobrze, ale nie bez wad

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

22 grudnia 2019

REKLAMA

Osoby, które w żaden sposób nie są zaznajomione z prozą Andrzeja Sapkowskiego, po obejrzeniu produkcji Netfliksa będą bez wątpienia zadowolone. Oczekiwania były jednak ogromne, a poprzeczka zawieszona wysoko, przez co zagorzali fani będą prawdopodobnie postrzegać serial jako produkcję zaledwie poprawną, bez większych fajerwerków czy zwrotów akcji. Mnie jednak całość zaskakująco się podobała. Może dlatego, że podeszłam do Wiedźmina z umiarkowanym entuzjazmem i brakiem uprzedzeń oraz otwartym umysłem.

Największym atutem serialu jest obsada. To, co budziło najwięcej zastrzeżeń po stronie fanów, okazało się być najmocniejszą stroną produkcji. Henry Cavill, choć w świadomości Polaków być może nigdy nie dorówna wcieleniu Michała Żebrowskiego, jest wiedźminem wręcz idealnym. To typowy wyalienowany mruk, u którego siarczyste, rzucone mimochodem przekleństwo wypada niezwykle naturalne. Wydaje mi się, że aktor, który do najbardziej charyzmatycznych i utalentowanych nie należy, ze swoją nieco drewnianą grą idealnie wpasował się w tę rolę.

Panie również dają radę. W szczególności Anya Chalotra wcielająca się w Yennefer, która świetnie odgrywa zarówno rolę nieśmiałej garbuski, jak i zołzowatej piękności szukającej celu w życiu. Byłam w stanie uwierzyć w prawdziwość zarówno jednego, jak i drugiego wcielenia. Kto wie, czy niedługo nie stanie się równie znana jak Emilia Clarke, bo warunki wizualne ma równie dobre, a aktorką jest wyraźnie lepszą. Także 18-letnia Freya Allan, wcielająca się w Ciri, wypada całkiem przekonująco, nawet jeśli jej poczynania sprowadzają się do wiecznego uciekania.

Osobną uwagę muszę jednak poświęcić Jaskrowi, który jest dla mnie największym zaskoczeniem tej serii. Muszę przyznać, iż kreacja stworzona przez Zbigniewa Zamachowskiego w polskim Wiedźminie wypada niezwykle słabo przy niezwykłych popisach aktorskich i wokalnych Joeya Bateya. Nic dziwnego, skoro ten ostatni występował na Broadwayu i na West Endzie. Ponadto na ekranie widać niezwykłą chemię pomiędzy Geraltem a Jaskrem, godną najlepszych filmów kumpelskich. Nieco sarkastyczny mruk Cavill i ekstrawertyczny dowcipniś Batey tworzą świetny duet aktorski, stanowiący jedną z największych zalet produkcji. Jest i polski akcent w postaci Macieja Musiała, choć szkoda, że na jego miejscu nie zobaczyliśmy innego rodzimego aktora (Michał Żebrowski odmówił występu cameo).

Ogromną zaletę Wiedźmina stanowią sceny walk. Osoba, która twierdziła, iż przyćmią one te, które widzieliśmy w Grze o tron, zdecydowanie się nie myliła. Choreografia jest niesamowita i sekwencje te ogląda się z niezwykłą przyjemnością. Drobną łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest to, że czasami niestety widać ograniczenia budżetu – niektóre starcia z potworami odbywają się w ciemnościach, by widz nie widział niedociągnięć CGI. Całościowo wyglądają one jednak dobrze i podkręcają akcję, choćby w finałowej walce, gdy losy całego Kontynentu ważą się z każdą kolejną minutą. Są i niedociągnięcia – smok oczywiście wygląda lepiej niż w polskim serialu, jednak daleko mu do arcyciekawych projektów pozostałych potworów. Ograniczenie budżetowe widać także w innych dziedzinach. Dwie bitwy, zawarte w pierwszym sezonie, pochłonęły chyba na tyle dużo pieniędzy, że nie starczyło ich na statystów do wielu pozostałych scen. Przez to wyglądają one nienaturalnie i nieco tandetnie. Niekiedy brakło też wyobraźni i dobrego smaku – pomarszczone zbroje Nilfgaardczyków wyglądają po prostu okropnie.

Całość fabularnie prezentuje się poprawnie, w czym zasługa pracy scenarzystów. Chociaż całość mieści się – mniej więcej – w ramach opowiadań z cyklu wiedźmińskiego, to bardzo obszerne wątki Yennefer oraz Ciri zostały stworzone praktycznie od początku na podstawie kilku zdań napisanych przez Sapkowskiego. Moim zdaniem to udany dodatek, szczególnie, gdy chodzi o historię ukochanej wiedźmina. W przypadku Cirilli zabieg ten jest ciekawy wówczas, gdy nie stanowi bezsensownego zapychacza sztucznie wydłużającego fabułę. Bohaterka bowiem przemieszcza się pomiędzy różnymi lokacjami bez większego ładu i składu, jako że trzeba zapełnić czas pomiędzy jej ucieczką z Cintry a spotkaniem z Geraltem. To niewykorzystany potencjał, który miał zadatki na bycie niezwykle interesującym wprowadzeniem do dalszej historii.

Scenarzyści poszli na skróty w stosunku do materiału źródłowego, ale i dopisali zupełnie nowe wątki. I bardzo dobrze, bo po pierwsze, książki nie da się idealnie przełożyć na świat filmu, po drugie – fabuła nabrała pewnej świeżości i nawet najzagorzalsi fani papierowego oryginału nie zawsze wiedzą, co i jak się za chwilę zdarzy. Widać, że scenarzyści wyciągnęli wnioski z niesławnego polskiego serialu Wiedźmin i słusznie stwierdzili, że kopiowanie akcji opowiadań Sapkowskiego jeden do jednego kończy się gumowym smokiem.

Niestety czasami szli w drugą skrajność i traktowali książkową fabułę mocno pretekstowo, bez wyciągnięcia tkwiącego w niej potencjału. A wystarczyłyby poświęcić danemu wątkowi dwie, trzy minuty czy jedną, dwie krótkie sceny więcej, aby wybrzmiał on lepiej, pełniej, wreszcie – bardziej zrozumiale. W ten sposób niektóre historie napisane przez autora wiedźmińskiej sagi zostały zmienione w niewnoszące nic wypełniacze, trochę na zasadzie: „kolejne opowiadanie mamy odfajkowane, żeby Sapkowski nas nie pozwał”.

Momentami wygląda to trochę tak jakby zabrakło tu jakiegoś utalentowanego uberscenarzysty, który przysiądzie nad pracą wykonaną przez swoich kolegów i powie: „tu trochę wywalcie, tu coś dodajcie, a będzie dużo fajniej”. I jest to chyba mój największy zarzut. Pomogłoby to bowiem nie tylko samej fabule, ale także jej zrozumiałości dla widza. W serialu pada bowiem wiele terminów, które nic nie oznaczają dla osoby nieznającej tegoż świata. Mamy więc wspomniane przez bohaterów powstania, bunty i inne wydarzenia, jednak bezskutecznie szukać jakiegokolwiek dokładniejszego wyjaśnienia.

Wiedźmin jest naprawdę ciekawym tworem, który jednak nie zmieni oblicza telewizji ani nie sprawi, że z niecierpliwością będziemy odliczać dni do kolejnego sezonu. To przyjemna produkcja, która jednak ma kilka niedociągnięć. Twórcy stawiają przede wszystkim na opowiadanie historii i sarkastyczne wymiany zdań, co moim zdaniem sprawdza się idealnie. Jest przemoc, są piękne nagie kobiety i jest fabuła, która zaciekawia. Mam nadzieję, że w kolejnym sezonie twórcy trochę bardziej puszczą wodze fantazji i ustrzegą się największych błędów obecnej serii, dzięki czemu dostaniemy Wiedźmina, na jakiego zasługujemy. Końcowa ocena 8 jest więc nieco na zachętę na przyszły sezon, bo tak naprawdę za ten dałabym serialowi 7,5.

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Chociaż docenia żelazny kanon kina, bardziej interesuje ją poszukiwanie takich filmów, które są już niepopularne i zapomniane. Wielka fanka kina klasy Z oraz Sherlocka Holmesa. Na co dzień uczestniczka seminarium doktoranckiego (Kulturoznawstwo), która marzy by zostać żoną Davida Lyncha.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA