WESTWORLD sezon 2. Recenzja pierwszego odcinka
Długo musieli czekać fani Westworld, by ponownie spotkać się ze swoimi ulubionymi bohaterami. Od premiery pierwszego sezonu minęły prawie dwa lata. Czy opłacało się czekać? Zależy czego się oczekiwało. Jeśli komuś podobała się zagadkowość produkcji HBO, po pierwszym odcinku nowego otwarcia będzie zadowolony. Ja natomiast podchodzę do Westworld z coraz większą rezerwą.
Journey Into Night to tytuł premierowego epizodu drugiego sezonu Westworld. I w zasadzie w tak skonstruowanej nazwie ukryta została cała esencja tej produkcji. Przez cały czas trwania pierwszego sezonu nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że choć stylistycznie obcuję z czymś niezwykle wysmakowanym, to na poziomie treści serial spowity jest ciemnościami. Mam tu na myśli fakt, że brakowało mi namacalnego punktu zaczepienia, czegoś spójnego i stałego, stanowiącego oparcie i umożliwiającego dążenie do odkrycia tajemnicy. Tratwy, na której mógłbym płynąć wraz z bohaterami po bezkresie pytań i wątpliwości dotyczących natury ludzkiej i rzeczywistości. Choć finał dostarczył mi sporej dawki emocji, to jednak to, co we mnie zostało przez półtora roku od ostatniego seansu można określić mianem pustki.
I tak jak pierwszy odcinek kolejnego sezonu jest zazwyczaj duchowym kontynuatorem sezonu poprzedniego, fabularnie pełniąc rolę epilogu przypominającego o wszystkich nowo otwartych lub niedomkniętych wątkach, tak właśnie idący w tym kierunku Journey Into Night dostarczył mi dokładnie tego samego rodzaju emocji, co poprzednie epizody, nie zmieniając zarazem nic w materii odczuwanej pustki. Ci z was, którzy liczyli, że twórcy stopniowo zaczną zrzucać kostium iluzjonisty, zamieniając enigmatyczność konkretami, mogą od razu porzucić płonne nadzieje. Nowy Westworld, czego można się było spodziewać, dostarcza nowych porcji pytań i zaprasza do uczestnictwa w nowej grze, co jednych może cieszyć, a innych, do których osobiście należę, nużyć.
Otwarcie drugiego sezonu Westworld niesie jednak kilka interesujących sugestii. Idąc w ślady znanego w science fiction motywu buntu maszyny przeciwko swemu twórcy, pokazuje losy syntetycznych bohaterów, którzy na skutek uzyskania samoświadomości postanawiają zawalczyć o swoje, zademonstrować siłę. Sytuacja zatem staje się dla właścicieli i twórców symulacyjnego świata niesłychanie skomplikowana. Z założenia złoty interes sypie się niemal całkowicie, bo ci którzy mieli zabawiać klientów w ekskluzywnym sklepie, postanowili ostentacyjnie wyrżnąć ich w pień.
Podobne wpisy
Akcja drugiego sezonu rozgrywa się tuż po feralnej imprezie. Śledzimy losy zagubionego Bernarda (Jeffrey Wright), skupiającego w swojej osobie niemal wszystkie wątki. To on jest źródłem odpowiedzi na wiele pytań, ale póki co wybrał milczenie. Na czele zbuntowanych syntetyków stoi Dolores (Evan Rachel Wood), z kolei po drugiej stronie symulacji popalić właścicielom daje Maeve (Thandie Newton), która chce ponadto odnaleźć swą córkę, nie bardzo rozumiejąc, lub nie chcąc rozumieć, że wspomnienia o niej nie mają w sobie wiele z rzeczywistości.
Bo właściwie czym ta rzeczywistość jest? Czym jest człowieczeństwo? Serial już w pierwszym sezonie starał się pociągać za filozoficzne struny, posługując się ciekawymi, acz w dużej mierze wyświechtanymi metaforami. Journey Into Night kontynuuje tę tradycję, ale w dalszym ciągu czyni to wyjątkowo nieporadnie. Mam wrażenie, że wszelkie głębsze dywagacje pojawiają się w mojej głowie podczas seansu nie dlatego, że twórcy mają nam coś ważnego do powiedzenia, ale dlatego, że dokładnie wiem co znaczy ich brzmienie w tym kontekście gatunkowym. Innymi słowy, twórcy uczynili z Westworld filozoficzną mapę znaczeń, której egzemplifikacją jest poszukiwany przez Williama (Ed Harris) labirynt, zawierzając jednocześnie inteligencji widza oraz temu, że znajdzie on poprawną drogę do interpretacji owej mapy. Co jeśli jednak właściwy klucz nie istnieje?
Westworld posiada kilka interesujących asów, które może w każdej chwili wyciągnąć na wierzch, jeśli ekranowe wydarzenia zaczną za bardzo nużyć. Widz przecież długo z tymi mało interesującymi oraz – dosłownie – sztucznymi bohaterami nie wytrzyma. Rozwiązaniem będzie stworzenie im nowego zagrożenia. Jak pamiętamy z filmowego oryginału, Świat Dzikiego Zachodu to zaledwie jeden z parków dostępnych w całym kompleksie. Finał pierwszego epizodu jawnie sugeruje, że w niedalekiej przyszłości bohaterowie zmienią otocznie. Zapewne jako widz pozostanę z nimi do tego momentu, gdyż, abstrahując od wymienionych przez ze mnie wad, na Westworld po prostu świetnie się patrzy. Stylistycznie serial HBO to majstersztyk i będę to podkreślał przy każdej możliwej okazji. Jestem też najzwyczajniej w świecie ciekaw w jakim kierunku serial zawędruje. Za kilka epizodów spodziewam się jakieś znaczącej rewolucji, która może postawić wiele wątków na głowie. Będzie to koniczne, by podtrzymać uwagę wielu widzów, zwłaszcza tych, którzy uważają Westworld za niezwykle zgrabną, frapującą wydmuszkę.
https://www.youtube.com/watch?v=hOHIUBgvctM