SAMURAJ JACK. Powrót w wielkim stylu
Jack pod wieloma względami przypomina filmowego Wolverine’a. Jest wprawdzie bez porównania bardziej okrzesany, ale i on kroczy samotną, zawiłą ścieżką wyznaczoną przez czasoprzestrzenne nieścisłości. W dodatku obydwaj od zawsze byli trzymani w ryzach i obydwaj dopiero w tym roku otrzymali szansę ukazania swoich oblicz w pełnej krasie.
Podobne wpisy
Logan to zdecydowanie najciekawszy film zrealizowany w świecie mutantów Marvela, a przy okazji jedna z najlepszych opowieści o superbohaterach i po prostu świetny dramat. Oswobodzenie się z przymusu tworzenia ugrzecznionych scenariuszy trafiających w profil młodszego widza wyszło Wolverine’owi (oraz Jackmanowi) na dobre i dokładnie taki sam los spotkał samuraja Jacka. Jak w przypadku większości powrotów (chociażby ostatnie Miasteczko Twin Peaks czy Z archiwum X), spotykamy głównego bohatera w zupełnie innej sytuacji życiowej niż w momencie rozstania. Po trzynastu latach (dla niego pięćdziesięciu) Jack zmienił się w targanego demonami oraz wyrzutami sumienia rzemieślnika wojny, beznamiętnie wybijającego kolejne wytwory swojego nemezis – Aku. Niegdyś schludny wojownik, teraz przypomina stereotypowego fana zespołu Slayer i z zawziętością przypominającą taniec w mosh picie gromi przeciwników za pomocą włóczni oraz karabinu maszynowego. Co z mieczem? Zaginął, ale Aku jeszcze o tym nie wie, a kolejne porażki sprawiły, że zaszył się w swojej wieży i prowadzi zblazowane życie tyrana postawionego w patowej sytuacji.
Ton piątego sezonu jest zdecydowanie poważniejszy od wszystkich dotychczasowych, a humor skierowano głównie do widza dorosłego. W jednym z odcinków Jack jest o krok od popełnienia seppuku; w innym pada żart dotyczący głowy jednego z kosmitów, która opisana jest jako… przypominająca penisa; a w dodatku ofiarami padają nie tylko roboty czy fantazyjne stworzenia, lecz również ludzie z krwi i kości. À propos krwi – jest jej mnóstwo. Tryska zarówno z poderżniętych gardeł agresorów, jak i z ran odniesionych przez Jacka, ale nigdy nie pojawia się wyłącznie dla wywołania szoku.
Genndy Tartakovsky, jak mało kto inny, potrafi budować napięcie za pomocą samych rysunków. Jego dwie najpopularniejsze serie być może o tym nie świadczą, ale Laboratorium Dextera i Wojny klonów utrzymane były w zupełnie innym nastroju. Samuraj Jack jest natomiast odwołaniem do samych początków twórczości reżysera, który w latach 1992–1993 zdobywał doświadczenie przy niemalże legendarnym Batman: The Animated Series. Jack spadający z wodospadu z raną w boku i rozłożonymi rękoma przypomina ukrzyżowanego Jezusa, a zatrzymana klatka wygląda pięknie, broni się jako samodzielne dzieło sztuki. Zresztą niemal każdy kadr zachwyca.
Tartakovsky w Samuraju Jacku zawsze wykazywał się niezwykłą pomysłowością i bardzo komiksowym podejściem do opowiadania historii. Częstymi zabiegami we wszystkich sezonach są skracanie kadru, dzielenie go na kilka części lub zapełnianie jedynie niewielkiego fragmentu. W sezonie piątym podobne rozwiązania dostarczyły kilku zapierających dech w piersiach grafik. Wyróżniają się zwłaszcza pojedynki z odcinka drugiego – pierwszy toczy się w zupełnej ciemności, tylko od czasu do czasu rozbłyski zderzających się ze sobą ostrzy pozwalają ujrzeć zarysy postaci; plenerem dla drugiego jest z kolei ośnieżony las, który ukazano po prostu jako białe tło. Świetna jest także podróż przez wnętrzności gigantycznego stwora przypominające najdziwniejsze zakamarki Czarnej Chaty. W pięknym opakowaniu nie kryje się jednak sztampowy produkt. Intrygę w piątym sezonie Samuraja Jacka łatwo rozszyfrować (niemal zawsze widz może być o krok przed ekranowymi wydarzeniami), ale poniekąd właśnie tego oczekujemy po baśniowej opowieści o walce dobra ze złem.
Sukcesem jest już to, że Tartakovsky dostał szansę na zamknięcie swojej historii. Brutalne realia telewizji rzadko na to pozwalają, zazwyczaj seriale są przerywane, gdy oglądalność spada i mało kogo obchodzi frustracja publiczności czy twórców wynikająca z braku dokończenia fabuły zaplanowanej na więcej sezonów. Fani świetnej animacji Wolverine and the X-Men czy Spider-Man: The Animated Series doskonale znają tę gorycz. Kolejny sukces to możliwość stworzenia jednej historii rozciągniętej na dziesięć odcinków. Samuraj Jack pierwotnie emitowany był przez Cartoon Network, a specyfika tej stacji wymagała, aby pięćdziesiąt dwa odcinki pierwszych czterech sezonów nie tworzyły ścisłego związku przyczynowo-skutkowego. Często emitowano je w przypadkowej kolejności, więc musiały pozostawać czytelne dla widza jako pojedyncze epizody. W efekcie Jack przez cztery lata w ogóle się nie zmienił, utknął nie tylko w przyszłości Aku, lecz również w ciasnych ramach pierwotnie określonego charakteru. Piąty sezon pozwolił mu na rozwój, na strach, miłość, wątpliwości, gniew, pozwolił mu kroczyć ścieżką nie tylko ku powrotowi do przeszłości, lecz przede wszystkim ku odkryciu siebie.
Powrót Samuraja Jacka okazał się sukcesem od strony artystycznej i fabularnej. Aż chciałoby się zobaczyć podobne kontynuacje Laboratorium Dextera wzorowanego na przykład na Musze Davida Cronenberga, Mrocznych przygód Billy’ego i Mandy wzorowanych na animacjach Tima Burtona czy Johnny’ego Bravo… Chociaż może nie, w tym przypadku jedyny możliwy rozwój wydarzeń zmusiłby nas do wykupienia abonamentu w serwisie Pornhub. Tartakovsky zakończył serial w najlepszy możliwy sposób – bez wskazania na zwycięstwo lub porażkę, a jednocześnie tworząc dzieło ponadczasowe, do którego będzie można powracać latami.
korekta: Kornelia Farynowska