search
REKLAMA
Seriale TV

ROZŁĄKA. Hilary Swank leci na Marsa w science fiction od Netflixa

Jakub Piwoński

29 września 2020

REKLAMA

W ubiegłym roku minęło dokładnie 50 lat, odkąd człowiek po raz pierwszy postawił stopę na pozaziemskim gruncie. Po 1969 roku program Apollo jeszcze nie raz powrócił na Księżyc, ale kolejna granica do dziś nie została przekroczona. W nowym stuleciu przymiarki do załogowej misji na Marsa nabierają coraz bardziej realnych kształtów, między innymi za sprawą działalności Elona Muska i jego SpaceX. Filmowcy czynią zatem, co powinni – wyobrażają sobie jak by to było stanąć na Czerwonej Planecie. Czy podołamy? Co nas tam czeka? Czyn powinna poprzedzić wiarygodna wizualizacja.

Sukces artystyczny Marsjanina od Ridleya Scotta dał do zrozumienia, że bez względu na to, kiedy prawdziwa rakieta w końcu wystartuje, widzowie na Marsa dotrą wcześniej i dotrą nie raz. Także za sprawą seriali telewizyjnych. W ostatnim czasie mieliśmy już fabularyzowany dokument pt. Mars, mieliśmy też The First. Misję na Marsa z Seanem Peanem od platformy Hulu. Alternatywę lotów w kosmos dostarczył z kolei Apple w For All Mankind. Do wyścigu postanowił dołączyć też Netflix. I, o dziwo, dołożył coś osobliwego. Bo Rozłąka, zamiast ścigać się z technologiami i dreszczem akcji, woli skupić się na przeżyciach wewnętrznych. Mniej ekstrawertycznie – bardziej introwertyczna jest ta podróż. Chyba dlatego tak bardzo mi się spodobała.

Po ponownym rozpaleniu gwiazdy Hilary Swank w Jestem matką popularny gigant streamingu zdecydował się zaproponować aktorce nowy kontrakt, tym razem w serialu. Spadło na jej barki niezwykle odpowiedzialne zadanie. Jako komandor Emma Green miała stanąć na czele międzynarodowej załogi, kierując kursem na wyśnioną Czerwoną Planetę. Szkopuł w tym, że postawienie stopy na statku i stanięcie przed historyczną szansą zdobycia dotychczas niezdobytego jest równoznaczne z zostawieniem za sobą rodziny. W tym wypadku mowa o dorastającej i wpatrzonej w mamę córce oraz ambitnego męża, również astronauty, którego problemy zdrowotne wyeliminowały z lotów w kosmos. Dodajmy do tego fakt, że każdy z pozostałych członków pięcioosobowej załogi przeżywa podobne rozdarcie, a otrzymamy pełny obraz niezwykłego obciążenia psychicznego, z jakim mierzą się astronauci podczas podróży w kosmos.

Nie bez powodu mówi się o tym, że tak jak technicznie jesteśmy gotowi na to, by dolecieć do Marsa, tak wielce niepewne jest, w jaki sposób może wpłynąć na nas długoterminowa rozłąka z Ziemią, grawitacją, ludźmi i świeżym powietrzem. Serial Netflixa w dużej mierze o tym właśnie opowiada. Na początku miałem ogromne wątpliwości co do tego, czy NASA powinna była pozwalać na regularny, także wizyjny, internetowy kontakt z członkami rodziny załogantów. Odniosłem wrażenie, że wiedza o tym, z jakimi problemami borykają się ich bliscy, może przynieść efekt odwrotny od zamierzonego. Zamiast dostarczyć wsparcia, pogrąży ich w smutku i depresji na skutek bezradności i oddalenia, w jakim tkwią. Kolega, którego ojciec pracował jako marynarz na statku, szybko rozwiał moje wątpliwości. Tak naprawdę kontakt e-mailowy to najlepsze, co wszelkiej maści podróżnicy mogą dostać. Pozwala on podtrzymywać stabilność psychiczną przez długie miesiące.

Tak więc snuje się Hilary Swank wraz ze swymi kompanami przez kosmos i po drodze napotyka kilka przeszkód. To pilot dostanie wirusa, to inżynier oślepnie, to system uzdatniania wody się rozsypie. Najważniejszym jednak wyzwaniem dla astronautów okazuje się być uciszenie własnych demonów, które ciągną za sobą jeszcze z Ziemi. Zaakceptowanie własnego bólu, zaakceptowanie własnej pozycji oraz zmierzenie się z nieuchronnym. Każdy z załogantów dźwiga innego rodzaju obciążenie psychiczne – traumy maskuje mundur misji, w której niezbędna jest powaga. Ale żeby pokonać kosmiczną próżnię, potrzebna jest kooperacja. Na szczęście nic tak nie zachęca do działania jak chwila szczerości przy lewitującej wódce.

Najsłabiej, najmniej przekonująco wypadł w serialu wątek córki, która po oderwaniu się od matki zaczyna tracić grunt pod nogami. Z gry młodej Talithy Eliany Bateman trudno jednak wyrokować, czy weszła w okres buntu, czy może najzwyczajniej traci orientację w szorstkiej relacji z ojcem. Filmowe małżeństwo Hilary Swank i Josha Charlesa potrafi jednak zapełnić tę pustkę, dając wyraz obrazowi niezwykłej, pokonującej wszelkie granice miłości. Świetne, pełne emocji role. Inni aktorzy, choć z nazwiska mało znani, także wypadają bardzo wyraziście. Na szczególną uwagę zasługuje dobra rola Marka Ivanira jako rosyjskiego inżyniera pokładowego, który choć z początku przeciwstawia się swej szefowej, ostatecznie (poniekąd za sprawą wewnętrznego dramatu) bardzo wiarygodnie kuli ogon i kruszy serce.

Już widzę tę kanonadę zarzutów wysyłanych pod adresem Rozłąki, że nadto telenowelowa, nadto ckliwa, nadto nudna, wolna i ciężkostrawna. Droga wolna, choć w takim wypadku zgodzić się nie mogę. Pisząc z perspektywy osoby, która niejedną filmową eksplorację kosmosu już widziała, chciałbym podkreślić, że jestem Rozłąką najzwyczajniej w świecie zachwycony. To jest dokładnie ten rodzaj odmiany, której gatunek science fiction potrzebował. Bez technologicznej napinki, melodramatycznie, z szacunkiem dla uczuć i dylematów tych, którzy w niedalekiej przyszłości postawieni zostaną przed szalenie istotnym dla ludzkości wyzwaniem. W końcu to poczułem.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA