Gwiazdy Hollywood, którymi NIKT się już nie przejmuje
W Hollywood wszystko dzieje się w tempie błyskawicznym. Jednego dnia odbierasz Oscara, drugiego już nikt o tobie nie pamięta, a telefon milczy. Przypadki aktorów, którzy odeszli w zapomnienie, można mnożyć, a poniższa lista to tylko ich niewielki ułamek. Uruchommy wehikuł czasu i ich nazwiska są wszędzie. Zerknijmy na dzisiejsze premiery – słuch o nich zaginął. Nie potrzeba almanachu, by przypomnieć sobie o gwiazdach, którymi nikt się już nie przejmuje. A szkoda, bo większość to po prostu topowi artyści i nostalgia nie ma tu nic do gadania.
Hilary Swank
Do Hilary Swank dobrze pasuje słynne hollywoodzkie porzekadło, które ukuła blisko 90 lat temu Marie Dressler: jesteśmy tak dobrzy, jak nasz ostatni film. Swank zrealizowała aktorski cel z nawiązką, zgarniając dwa Oscary na przełomie pięciu lat. Pierwsza nagroda powędrowała do niej za rolę osoby transpłciowej we wstrząsającym Nie czas na łzy; druga za kreację zdeterminowanej bokserki w Za wszelką cenę. I to pomimo tego, że nie brakowało krytyków jej talentu – ostatecznie w wyścigu o statuetkę wyprzedziła jednak Kate Winslet i Annette Bening (dwa razy!). Ale potem coś się popsuło. Chcąc w dalszym stopniu przełamywać pewne konstrukty społeczne i walczyć ze stereotypami, Swank wcieliła się w słynną Amelię Earhart, pierwszą kobietę, która samotnie przeleciała nad Atlantykiem. Przez moment pachniało kolejną nominacją do nagrody Akademii (film ewidentnie był Oscar baitem), ale skończyło się finansową klapą. Potem doszło do iście kuriozalnego wydarzenia, kiedy to aktorka wzięła udział w urodzinach czeczeńskiego przywódcy Ramzana Kadyrowa, będącego dość kontrowersyjną postacią. Swank przepraszała, tłumacząc się niezrozumieniem charakteru uroczystości i przy okazji zwalniając cały swój marketingowy dwór. W międzyczasie jej kolejne projekty pozostawiały sporo do życzenia (Rezydent), choć nie brakowało też średniaków (Wolność słowa, Wyrok skazujący). Minimalny przełom przyszedł wraz z Eskortą, ale było to zdecydowanie za mało, by na powrót wskoczyć do pierwszej ligi i, kto wie, być może raz jeszcze usłyszeć swoje nazwisko w Dolby Theatre.
Will Smith
To przykład gwiazdy, która chciała odrobinę za dużo. Sam Will Smith przyznał, że w pewnym momencie kariery woda sodowa uderzyła mu do głowy. Czuł, że jeśli każdy jego kolejny film – a byłoby w czym wybierać, weźmy na przykład Dzień niepodległości czy Facetów w czerni – rozbija bank, to on sam może stać się największą, niekwestionowaną gwiazdą Hollywood (na przykład Will otwarcie przyznawał, że powinien dostawać role Toma Cruise’a). Marzenia o Olimpie zweryfikowały dwa tytuły – Smith przejrzał na oczy i poczuł, że ostatni głos należy do publiczności. Jego Wild Wild West zapowiedziało kłopoty, późniejsze After Earth było ich dopełnieniem. Złe wybory i nacisk na astronomiczną gażę sprawiły, że Smith przestał się liczyć już jakiś czas temu i na nic zdał mu się przebojowy Aladyn i czy niezły Bright. Dzisiejszy Will skupia się na rodzinie, duchowości i doskonaleniu siebie, bardzo uważnie dobierając kolejne projekty. Weźmy nadchodzącego Króla Richarda, gdzie Smith będzie chciał przypomnieć widzom o swoim talencie, puszczając oczko do własnych kreacji z W pogoni za szczęściem i Wstrząsu. Próba rehabilitacji? Z pewnością. Więcej o jego szalonej karierze filmowej i muzycznej, ale też o życiu prywatnym dowiemy się już wkrótce za sprawą autobiografii, która za Oceanem zadebiutuje 9 listopada.
Kevin Costner
Można powiedzieć, że ten pan nie musi już niczego udowadniać. To prawda, ale jego przygasająca gwiazda może u wielu fanów pozostawiać uczucie niedosytu. Costner królował w latach 90., a jednak dziś aktor utracił cały swój impet i nie stanowi atrakcyjnego wyboru dla twórców. Być może przyczyn takiego stanu rzeczy należy upatrywać w samym Costnerze, który nie opuszczał swojej strefy komfortu, rzadko ryzykując w rolach trudniejszych. Na ekranie był bez wad, silny, wyrozumiały, kierował się świetnie skalibrowanym moralnym kompasem. Ten zestaw cech przez lata stanowił przepustkę do blockbusterów. Dziś jednak Kevin dzieli czas pomiędzy szkolnych trenerów, ojców i kowbojów. Ten okres znajduje swój finał w telewizji, z którą Costner zaprzyjaźnił się stosunkowo późno, bo blisko 10 lat temu, za sprawą Hatfields & McCoys: Wojny klanów. Blask dawnej świetności wciąż ogrzewa go w niezłym Yellowstone, czekającym na czwarty sezon, ale to już nie ta skala, nie te czasy, choć zapewne wciąż ta sama publiczność.
Ashley Judd
Kiedy myślę o thrillerach lat 90., myślę o Ashley Judd. To ona etatowo stawiała czoło psychopatom, rozwiązywała trudne śledztwa lub wdawała się w toksyczne relacje. Jednak wraz z nowym millenium przyszła odwilż. W odróżnieniu od aktorów, którzy po prostu się przejedli lub znudzili, Ashley padła ofiarą pomówień i napiętnowania, jakie zgotował jej Harvey Weinstein. Judd była już na liście płac Władcy Pierścieni Petera Jacksona, kiedy producent zasiał plotkę, jakoby ekranowa Kate Mctiernan z Kolekcjonera była piekielnie trudna we współpracy. To był odwet za to, że Ashley odrzuciła względy Weinsteina kilka lat wcześniej. Ta jednak nie pozostała obojętna, wytaczając Weinstenowi proces i oskarżając go o molestowanie, co stało się początkiem jednej z największych afer w historii Hollywood. Po tym kariera Judd nie wróciła już na właściwe tory, a aktorka, będąc swego czasu jedną z najlepiej opłacanych gwiazd Hollywood, zwróciła się w stronę działań charytatywnych oraz polityki. Siostra i córka amerykańskich gwiazd country szukała niedawno swojego miejsca na małym ekranie, występując w Stacji Berlin. Ale nie można tego nazwać wielkim powrotem. Pozostaje czekać, bo Ashley to dobra i charyzmatyczna aktorka, którą los postawił naprzeciw potwora, o stokroć gorszego niż czarne charaktery, z którymi tak zręcznie się obchodziła.