search
REKLAMA
Seriale TV

DOLINA KRZEMOWA. Do pięciu razy sztuka?

Damian Halik

29 czerwca 2017

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

Kiedy Mike Judge zabiera się za satyrę, pewne jest tylko to, że jeńców nie weźmie. Twórca kultowego serialu Beavis i Butt-head nieraz już udowadniał, że na równie przerysowane, co boleśnie prawdziwe przytyki wobec współczesnego świata jedynym sprawdzonym lekarstwem jest śmiech przez łzy, i tak właśnie zabrał się za swój kolejny, wielki projekt demaskatorski. Po świetnym Życiu biurowym i nieco mniej udanej, acz równie treściwej Idiokracji przyszła pora na wbicie szpili współczesnemu El Dorado, które ukazał w serialu Dolina Krzemowa, stworzonym dla HBO. Za nami cztery sezony, przed nami zaś wiele pytań o przyszłość produkcji.

Dobrodziejstwa XXI wieku płyną do nas szerokim pasmem, a ludzie odpowiedzialni za ich powstanie to niejednokrotnie genialne młokosy, których kiedyś nikt nie chciał słuchać, przez co tylko zwielokrotnili starania, by ostatecznie udowodnić swoją wartość. Tak zrodziło się wielu technologicznych potentatów, powoli pracujących na łatkę nowej władzy, przyćmiewając tym samym parających się nią dotąd polityków. A skoro tych ostatnich obśmiewano już wielokrotnie, aż dziw bierze, że na satyryczne ujęcie branży technologicznej zdecydowano się tak późno. Tylko czy aby na pewno należy się z tego śmiać? Dolina Krzemowa anonsowana jest jako prześmiewcza wizja kalifornijskiej Silicon Valley i rzeczywiście elementów komediowych w serialu nie brakuje, jednak to, z czego się śmiejemy, dla wielu jest niestety chlebem powszednim.

Właśnie dlatego twórcy postanowili, że śledzić będziemy poczynania maluczkich – młodych programistów, typowych nerdów, których królem jest niejaki Richard Hendricks (Thomas Middleditch, co uważam za genialne posunięcie obsadowe!). Warto bowiem pamiętać, że tych kilku czy kilkunastu wartych miliardy gigantów stanowi zaledwie promil wśród rzeczywistej liczby osób, które próbowały na to miejsce wskoczyć. Jaka jest cena sukcesu? Co spotyka przegranych? Dlaczego branżowi wizjonerzy tak łatwo popadają w samozachwyt i czemu tak łatwo wejść w ich buty, gdy zachłyśniemy się sukcesem bądź usilnie próbujemy go osiągnąć kosztem moralności? To wszystko stanowi sedno pozornie żartobliwej wizji Mike’a Judge’a.

Po tym (nieco przydługim) wstępie pora przejść do rzeczy, czyli recenzji. Za nami cztery sezony serialu, który szturmem zdobył serca widzów oraz krytyków, dzięki czemu dwa lata z rzędu nominowany był do Złotych Globów oraz dwudziestojednokrotnie do nagród Emmy. Pierwszy sezon był majstersztykiem, niemal doskonałą kombinacją niezbyt wyszukanych żartów przeplatających się z genialnymi aluzjami do rzeczywistości, co w nader naturalny sposób uzupełniała świetnie dobrana ekipa nerdów tak dziwacznych, że mogliby konkurować nawet z wesołą kompanią Sheldona Coopera (Teoria wielkiego podrywu).

Stereotypowi młodzi programiści, marzący – jak przecież każdy w branży – o uczynieniu świata lepszym, to zgraja indywiduów, pracujących nad swoimi rewolucyjnymi apkami w “inkubatorze” niejakiego Erlicha Bachmana (T.J. Miller) – faceta, który lata temu sam osiągnął sukces, a zarobione na nim pieniądze próbuje pomnożyć (co czyni z opłakanym skutkiem) za sprawą inwestycji w młodych. To typowy nikt, mający się za króla życia, przez co jego paplanina w pierwszych dwóch-trzech odcinkach jest niemal nie do zniesienia, ale tym większą sympatię zaczyna on budzić w momencie, gdy rzeczywiście angażuje się w pracę zespołu.

Głównym bohaterem jest tu jednak wspomniany już wcześniej Richard, który przez przypadek pisze genialny kod, mogący zrewolucjonizować całą branżę. Towarzyszą mu mroczny spec od zabezpieczeń Bertram Gilfoyle (Martin Starr), jego zaciekły oponent (w myśl zasady kto się czubi, ten się lubi) Dinesh Chugtai (Kumail Nanjiani) oraz sprawiający wrażenie upośledzonego umysłowo Nelson “Big Head” Bighetti (Josh Brener), którego dość szybko zastąpił Donald “Jared” Dunn (Zach Woods). Gdy potencjał kodu Richarda dostrzega największa z technologicznych korporacji, Hooli, rozpoczyna się niekończąca seria wzlotów i upadków stworzonej przez chłopaków firmy Pied Piper, na której przykładzie zobaczyć możemy niemal wszystkie biznesowe grzechy żółtodziobów, ale i twardą, momentami nieczystą walkę o wpływy w Dolinie Krzemowej.

REKLAMA