DOLINA KRZEMOWA. Do pięciu razy sztuka?
Scenarzyści dołożyli wszelkich starań, by każdy z wyśmiewanych aspektów tego swoistego ekosystemu przedstawić jak najbardziej autentycznie. Futurystyczne samochody, wszechobecne gadżety, nowoczesne sposoby zarządzania, dziwaczne i przesadnie umilające pracę biura, pseudointelektualne cytaty motywacyjne i cały ten przerost formy nad treścią, którego zwieńczeniem jest zarządzający Hooli CEO-guru Gavin Belson (Matt Ross). Swego czasu nawet pracujący dla Business Insider Matt Weinberger, na co dzień śledzący wydarzenia z Doliny Krzemowej, pokusił się o wyliczenie zasług serialu w demaskowaniu tamtejszego środowiska. To wszystko robiło wrażenie, także za sprawą olbrzymiej dozy goryczy, jaką Judge i spółka zafundowali walczącym o swoje technologiczne “ja” chłopakom.
Wszystko to grało także w drugim sezonie, gdzie żywot twórców Pied Pipera skomplikował się jeszcze bardziej, jednak już wówczas zauważalna stała się sinusoidalna konstrukcja fabuły. Raz na wozie, raz pod wozem! Kwintesencją był tu mistrzowski cliffhanger, jaki zaserwowano nam w finale… coś się jednak zepsuło, gdy wystartował sezon trzeci. Ekipa ta sama, sytuacja firmy wciąż dynamiczna, ale ciągłe wzloty i upadki stały się nie tylko nudne, ale niemal wymuszone coraz wyraźniejszą (a przy tym mocno naciąganą) niekompetencją Richarda. Zarówno biznesowe poczynania, wyglądające momentami na celowy sabotaż własnej kariery, jak i sploty wydarzeń w trakcie całej trzeciej serii poskutkowały nie tylko niesmakiem, jaki po jej obejrzeniu pozostał, ale i znacznym odpływem widzów. Wyglądało na to, że Dolina Krzemowa zaczęła zjadać swój własny ogon. Najwyraźniej ten zimny prysznic podziałał jednak bardzo motywująco na twórców, ponieważ przy oglądaniu zakończonej w poniedziałek czwartej serii ponownie można było solidnie się uśmiać, a przecież o to w tym wszystkim chodzi!
https://www.youtube.com/watch?v=60f26wvQPWA
Podobne wpisy
Po trzech sezonach w końcu zdecydowano, że znane nam postaci powinny na naszych oczach przeżywać metamorfozy. Niby nic niezwykłego, ale prawdopodobnie właśnie tego zabrakło w sezonie trzecim, który zdawał się powielać pierwsze dwie, świetne serie. Tym razem jednak obsypano nas całą gamą przemian: dobry chłopiec Richard, zirytowany ciągłymi niepowodzeniami, zaczął skłaniać się ku ciemnej stronie mocy, tłumacząc to oczywiście klasycznym “cel uświęca środki”. z kolei jego największy oponent, Belson, nagle przeżył duchowe oczyszczenie. Cała reszta dołączyła do ciągnących fabułę postaci, ukazując swoje nowe oblicza, co zaowocowało swoistym powrotem z zaświatów. Problemem może być jednak oglądalność, która spadła tak nisko, że jeszcze w połowie zeszłego miesiąca nie było pewne, czy serial w ogóle powróci na antenę HBO.
Stacja potwierdziła to już oficjalnie: czeka nas piąty sezon, choć trudno mi nie odnieść wrażenia, że zrobiła to na podobnej zasadzie, jak w przypadku Pozostawionych, którzy po bardzo słabym wyniku drugiej odsłony otrzymali krótszą od standardowej trzecią serię, by godnie zamknąć historię i pożegnać się z fanami. W jakimś sensie potwierdzeniem tej tezy może być odejście T.J. Millera, któremu zaproponowano pojawienie się tylko w trzech bądź pięciu odcinkach, na co ten zareagował odmową. W późniejszych wywiadach tłumaczył, że woli skupić się na promocji The Emoji Movie (polski tytuł: Emotki. Film), co brzmi niedorzecznie. Posiadacze HBO mogą go zobaczyć także w nowym programie T.J. Miller: Meticulously Ridiculous.
Czy jego odejście będzie ostatnim gwoździem do trumny serialu? Przekonamy się za rok. Niezależnie od tego, jak dalej potoczą się losy Richarda, Gilfoyle’a, Dinesha i Jareda, liczę, że Judge załatwi ewentualny finał serii z takim rozmachem, że jeszcze zatęsknimy za chłopakami.
korekta: Kornelia Farynowska