search
REKLAMA
Seriale TV

ANNE. Recenzja pierwszego sezonu

Kornelia Farynowska

2 maja 2017

REKLAMA

Powieść Lucy Maud Montgomery Ania z Zielonego Wzgórza to jedna z bardziej znanych książek dla dzieci. Autorka odniosła sukces niemal od razu po publikacji i napisała jeszcze kilka części o przeżyciach Ani. Powstało już wiele adaptacji, lecz tym razem za powieść zabrała się kanadyjska stacja CBC, a scenariusze napisała Moira Walley-Beckett, która pracowała wcześniej przy Breaking Bad. Choć początkowo było słychać sceptyczne głosy, w tej chwili ze wszystkich stron sypią się pochwały krytyków oraz fanów.

Historię Ani znają chyba wszyscy – chociażby ze słyszenia. Maryla i Mateusz Cuthbertowie postanawiają adoptować chłopca, który pomagałby im w utrzymaniu domu, lecz w wyniku pomyłki sierociniec wysyła Anię Shirley. Ania jest gadułą, lubi dramatyzować i nie cierpi swoich rudych włosów. Początkowo Cuthbertowie zamierzają odesłać dziewczynkę, lecz ostatecznie Ania zostaje z nimi na Zielonym Wzgórzu.

Podczas oglądania jakiejkolwiek ekranizacji staram się oddzielić film od książki, ale trudno nie zauważyć, że wiele wysiłku włożono w to, by zadowolić fanów powieści. Pierwszy, półtoragodzinny odcinek to właściwie dosłownie literki przerobione na obrazy. Pełno tutaj cytatów bezpośrednio z powieści, historia dąży całkiem wiernie jej śladem, postacie są dokładnie odwzorowane, a Avonlea wygląda tak, że trudno się dziwić, że Ania natychmiast zakochała się w tym miejscu. Jest Jezioro Lśniących Wód, jest Biała Droga Rozkoszy i jest niemal idylliczne Zielone Wzgórze.

W Anię Shirley wciela się Amybeth McNulty, szesnastoletnia, początkująca aktorka. Właściwie do tej pory nie zagrała w żadnej większej produkcji – pojawiła się w filmie Morgan i występowała w serialach to tu, to tam. Miała przed sobą niełatwe zadanie: z Anią trzeba uważać – to postać, przy której łatwo przesadzić, zrobić z niej irytującą, przemądrzałą pannicę, zgubić jej wrażliwość i inteligencję. Tymczasem McNulty jest dokładnie taka, jaka Ania powinna być. Używa dużych słów, marzy o bufkach, szuka bratniej duszy, zaczytuje się w książkach. To urocze, egzaltowane, charyzmatyczne brzydactwo z ogniście czerwonymi warkoczami; w ułamku sekundy wpada w rozpacz lub ekstazę, nie tracąc przy tym ani odrobiny wiarygodności. Nastolatkowie wypadają różnie, często dopiero szlifują umiejętności – do tej pory zgrzytam zębami, obserwując Jareda Gilmore’a w Dawno, dawno temu, a jest przecież mniej więcej w wieku McNulty i ma znacznie więcej doświadczenia w branży, tyle że w przeciwieństwie do niego ona natychmiast ujmuje swoją naturalnością.

Scenarzyści szczególnie duży nacisk położyli na kobiecą perspektywę. Gdy Montgomery pisała swoją książkę, pierwsza fala feminizmu dopiero się zaczynała, tutaj natomiast te motywy są wyraźnie zarysowane i o prawach kobiet mówi się głośno. Ania nie potrafi na przykład pojąć, dlaczego Cuthbertowie (Geraldine James jako Maryla i R.H. Thomson jako Mateusz) chcą ją odesłać i poprosić o chłopca, skoro ona ma tyle samo siły co on, a w dodatku woli pracować na dworze niż siedzieć w kuchni, jak przystało dziewczynkom, i wcale nie uważa się za delikatną i niezdolną do pracy fizycznej. To, co dla niej jest oczywiste, dla Maryli wcale takie nie jest; kobieta potrzebuje czasu, by do niektórych rzeczy dojrzeć, dostrzec błędność przekonań. Bardzo ciekawie przedstawiono punkt widzenia Maryli jako tego starszego pokolenia, zderzonego z nowymi, kontrowersyjnymi ideami.

Idea adopcji w tym środowisku również jest czymś nowym. Mieszkańcy Avonlea postrzegają Anię jedynie przez pryzmat sieroty, czyli osoby o niewiadomym pochodzeniu – to na pewno złodziejka, oszustka i morderczyni. Do tego brudna, głupia i zaniedbana. Ludzie traktują ją bezlitośnie. Ania będzie musiała sporo przejść, zanim społeczeństwo zauważy, że ma dobre serce i dużo przydatnej wiedzy.

To nie serial, który porywa dynamiczną akcją. Tutaj w centrum uwagi są ludzie, ich charaktery i postępowanie. Przesłanie Ani jest proste – bądź dobry, nie zniechęcaj się, nie oceniaj po pozorach, nikogo nie lekceważ.

Jeśli zna się książkę, na podstawie samych zapowiedzi kolejnych odcinków łatwo przewidzieć, jak dalej potoczy się akcja. Choć niektóre rzeczy zmieniono, szkielet historii jest taki sam jak w powieści Montgomery. Niezależnie jednak od znajomości pierwowzoru serial ogląda się bardzo dobrze. Nie ogłoszono póki co, że zamówiono drugi sezon, lecz jakość całości oraz otwarte zakończenie sygnalizują, że Anię jeszcze na ekranie zobaczymy.

REKLAMA