SERIALE, które trwały (lub wciąż trwają) ZA DŁUGO

Twórcy seriali najczęściej nie rozumieją, że pierwotnie napisana historia starcza na zachowanie wysokiej jakości narracji w fabule co najwyżej na dwa, trzy sezony. Kolejne to już powolny zjazd, wytracanie impetu, a także nieraz bardzo sztampowe bazowanie na wypracowanym na początku sentymencie widza oraz jego nadziei, że jeszcze coś ciekawego w kolejnych odcinkach się stanie. Pewnym wyjątkiem są tu adaptacje dużych cyklów powieści, ale jak pokazuje Outlander, i w tym temacie można zanudzić widza rozwlekłością opowieści. Tak więc, jeśli rzeczywiście twórcy dbają o publiczność, powinni kończyć swoje wielosezonowe produkcje na etapie, gdy jeszcze mają one coś do powiedzenia, a nie pełzną z odcinka na odcinek w tempie ameby.
„Outlander”, 2014–, 8 sezonów
Pierwszy sezon był naprawdę znakomity, drugi również, chociaż już na horyzoncie czaiła się jakaś rozwlekłość. Teraz jesteśmy po najnowszym sezonie, i to podzielonym na dwie serie, i w sumie fabułę dałoby się streścić w dwóch, trzech odcinkach. Generalnie akcja mocno zwolniła, odkąd Jamie i Claire przenoszą się do Ameryki Północnej w czasie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Można powiedzieć, że w fabule pojawia się za dużo miłości, a za mało akcji.
„The Walking Dead”, 2010–2022, 11 sezonów
Jest to liczba dla mnie niepojęta, zważywszy na fabułę. Opowieści o zombie powinny być raczej szybkie, nie przeciągać suspensu, obnażać przed widzami mięso i efektowne zakończenie, a tutaj jest inaczej. Można zadać sobie nieco prześmiewcze pytanie: Jak długo ludzie mogą przetrwać apokalipsę zombie? Najwyraźniej mogą, ile się twórcom podoba.— The Walking Dead przetrwał jedenaście sezonów, a historia Ricka Grimesa i Michonne wciąż się nie skończyła.
„Pamiętniki wampirów”, 2009–2017, 8 sezonów
Przypomnijcie sobie ten źródłowy pomysł na serial. Trójkąt miłosny między dwoma braćmi wampirami, Stefanem i Damonem, ale trudno byłoby go ciągnąć aż 8 sezonów. W miarę upływu sezonów serial tracił więc na ostrości i konkretności. Tak więc mniej więcej do 6. sezonu jeszcze jakieś napięcie było i na śpiączce Eleny można było zakończyć, bo ostatnie dwa sezonu to coś podobnego jak Dwóch i pół po odejściu Sheena.
„Tajemnice Smallville”, 2001–2011, 10 sezonów
Biedny ten Clark Kent, skoro stanie się Supermanem zajęło mu abstrakcyjne 10 sezonów. A przecież oczywiste jest, że Kent zaczął działać jako superbohater, kiedy przeprowadził się do wielkiego miasta. W serialu musiał się do tego przygotowywać 5 sezonów. Wciąż jednak się w wielkim mieście jako heros nie odnalazł. Nie nosił kostiumu aż do finału serialu w 2011 roku (kiedy w końcu nauczył się latać). Irytujące to, nieprawdaż?
„Dwóch i pół”, 2003–2015, 12 sezonów
Powiedzmy, że pierwsze 6 sezonów jeszcze było znośne. Charlie Sheen opuścił serial z kolei po ośmiu sezonach w 2011 roku. Został zwolniony po tym, jak zabrakło mu językowej dyplomacji. Kolejne cztery sezony Charliego zastępował Ashton Kutcher jako przygnębiony miliarder. To było raczej już dobijanie produktu, który marketingowo jest od dawna martwy. Tak naprawdę jednak sitcom tracił jeszcze przed odejściem Sheena, tylko nikt nie chciał się do tego przyznać, może prócz właśnie Sheena.
„Krucjata 2 – Znak bliźniąt”, 13 odcinków
Tylko dwa sezony więc nie wydaje się to za dużo, ale nie mają one ze sobą wiele wspólnego. Co zaś do drugiego, wystarczyłoby standardowe 8, a nawet 6 odcinków, żeby należycie utrzymać napięcie. Intryga z tajemniczą, anarchistyczną organizacją została rozpisana tak rozwlekle, że widz na co najmniej dwa odcinki wprzód wie już, co się stanie, a to bardzo psuje suspens. Poza tym kilka wątków jest zmarnowanych m.in. postać Martyny Rogowskiej.
„Zagubieni”, 2004–2010, 6 sezonów
Najbardziej interesujący był tak naprawdę pierwszy sezon. To, jak rozbitkowie się znaleźli na wyspie, jak zaczęli sobie radzić, jak powoli okrzepli i pojawiło się zagrożenie. Drugi sezon można było poświęcić na rozwikłanie zagadki tajemniczej wyspy i ratunku dla rozbitków. Niestety serial zaczął z kolejnymi odcinkami i sezonami być coraz mniej sensacyjny, a coraz bardziej obyczajowy. Nie było żadnego uzasadnienia, żeby cały katastrofizm fabuły tak zniszczyć w imię rozwlekłości historii.
„Korona królów”, 2017–, 6 sezonów
Może się wydawać, że to tylko 6 sezonów, ale liczba odcinków w każdym z nich robi wrażenie. Twórcy mieli ambicje opowiedzieć w formie mydlanej opery historię Polski, oczywiście z pewną konkretną, ideową interpretacją. Wyszedł z tego pastisz, źródło dla memów, telewizyjne pośmiewisko, które powinno się skoczyć już po pierwszym sezonie, który, uwaga, miał 84 odcinki.