SERIALE, które się okropnie ZESTARZAŁY
„Bill Cosby Show” (1984–1992)
Pamiętam ten serial z tego, że zbierał przed telewizorem całe rodziny. Co ciekawe, jeszcze nikt wtedy nie dyskutował, dlaczego w obsadzie wszyscy są czarni. Jakoś nikomu to nie przeszkadzało. Życzyłbym sobie, żeby w dzisiejszych czasach dyskusje o kolorze skóry aktorów zostały ograniczone do podziwiania koloru opalenizny, a nie genetycznej zawartości pigmentu w skórze. W przypadku Bill Cosby Show sitcom zestarzał się w sposób osobliwy, bo zabił jego legendę sam Bill Cosby swoimi przestępstwami seksualnymi. Dzisiaj nie można już spokojnie patrzeć na tego człowieka, a wszystko, co osiągnął jako artysta, obróciło się w proch. Nie ma znaczenia w porównaniu z jego ohydnymi czynami. Na osobach publicznych spoczywa szczególnego rodzaju odpowiedzialność wychowawcza, a wartość ich dorobku powinna być oceniana zawsze z uwzględnieniem postępowania w życiu osobistym. I od razu zaznaczam, że nie chodzi o nieomylność w podejmowaniu decyzji, idealne prowadzenie się lub inne potknięcia, nawet dużego kalibru, ale w przypadku przestępstw seksualnych powinny być one zawsze wyłączone z tej grupy.
„Nieśmiertelny” (1992–1998)
Zacznijmy od tego, że serial został stracony już w swoich czasach i to na starcie. Walka z legendą, którą stworzył sobą Christopher Lambert, mając u boku jeszcze Seana Connery’ego, była skazana na porażkę. Mało tego, jak na ironię w szranki stanął Adrian Paul, przeciętny aktor kina klasy B. To nie mogło się udać. I się nie udało. Powstał przeciętny serial z ogromną pretensją do wnikliwego opowiedzenia historii Duncana MacLeoda. Źle się go oglądało, a walki stały na poziomie tych ze Strażnika Teksasu. Nie dziwi więc, że dzisiaj jest on kompletnie zapomniany. Źle się zestarzał, a nawet w konsekwencji tego umarł. Aktorzy w nim występujący zawrotnych karier nie zrobili, twórcy również.
„Dynastia” (1981–1989)
Pamiętam te pełne napięcia seanse, kiedy już sama czołówka budziła dreszcze, i ta muzyka, taka zarówno podniosła, jak i nowatorska jak na inne produkcje dostępne wtedy w telewizji. Podobnie jak przy czołówce serialu Północ Południe, gdzie także pokazywano grających aktorów, można było nawet wymyślić pewną zabawę. Dokładnie analizowało się, jaki zestaw aktorów pojawi się w danej czołówce, a najbardziej żywo reagowało się wtedy, gdy pojawiła się jakaś nowa twarz. W przypadku Dynastii tak właśnie było, lecz taka forma serialu opowiadająca o perypetiach bogatych sfer bez żadnej dozy humoru, w podniosłym tonie i otoczeniu, które nawet czasowo jest nam obce, dzisiejsze pokolenia nudzi, no chyba że są to starsi fani Mody na sukces. Coś trzeba zmienić. Tylko czy twórcy nowej wersji to zrozumieją? Wątpię.
Czterej pancerni i pies (1966–1970)
Przez te lata, które minęły od premiery, serial postarzał się przede wszystkim wizualnie, technicznie. Dzisiaj młodsze pokolenie oczekuje od obrazu pokazującego wojnę namiastki doświadczenia brutalności, którą konflikt zbrojny niesie dla ludzi. W Czterech pancernych i psie nie ma nic z punktu widzenia rozszerzonej na przemoc wrażliwości dzisiejszego widza, co mogłoby go w najmniejszym stopniu poruszyć. Dostrzegamy wyłącznie niesprawność realizacyjną. Pod względem technicznym więc serial przypomina dzisiaj terminalnie chorego starca, który za młodu i nawet jeszcze jako dojrzały produkt telewizyjny uwiódł tyle pokoleń, mimo ewidentnie propagandowego zacięcia. Głosy krytyczne oczywiście się pojawiały, lecz generalnie serial zamienił się w taką mumię, niekiedy guilty pleasure, niekiedy faktycznie doceniany produkt polskiej kinematografii z epoki PRL, niekiedy definiowany, jako przebrzydłe narzędzie propagandy, żeby młode dziewczęta i chłopców formować na współczesnych komunistów. Wnikliwe jednak spojrzenie na warstwę ideową serialu pokazuje, że jedyny efekt, jaki osiągnęłaby propaganda to uformowanie osobowości, które rozsadziłyby komunizm od środka swoimi wolnościowymi przekonaniami. Jaka to ironia! Dzisiaj, a dokładnie od 24 lutego 2022, kiedy putinowska Rosja napadła na Ukrainę i rozpętała bezprecedensowy konflikt zbrojny w Europie na taką skalę od zakończenia II wojny światowej, spodziewam się, że duża część widzów, wcześniej niedostrzegających podobieństwa między dzisiejszą Rosją a ZSRR, jak również nie do końca zdająca sobie sprawę, czym było państwo Sowieckie, spojrzy na serial przez pryzmat tego, jakie imperialistyczne oczekiwania ma nasz wschodni sąsiad i jak bardzo podobny jest do ZSRR, państwa totalitarnego i zbrodniczego u samych podstaw konstrukcyjnych. Zatem to nowe patrzenie skończy się dla serialu źle. Zestarzeje się on teraz jako tytuł wzbudzający pozytywne, przygodowe emocje, wspomnienia, idealizacje itp.
Czy to źle? To nie miejsce, żebym oceniał, czy czterej pancerniacy i ich pies są winni stalinowskim ciągotom Władimira Putina, nawet jako element pośredni, wyzwalający emocje. Wszystko zależy od tego, jak my widzowie będziemy swoje uczucia kontrolować i opisywać racjonalnie oraz co powiemy naszym dzieciom, kiedy zechcą zapoznać się z serialem. Jak już kiedyś pisałem w tekście właśnie o Czterech pancernych… „nasze polskie obywatelstwo jest wciąż na poziomie naiwnego myślenia kilkulatka, który niedawno zaczął mówić pełnymi zdaniami i uważa, że wszystko, czego dotknie, co zobaczy i o czym pomyśli, automatycznie staje się jego własnością. Oglądajmy więc serial ze swoimi dziećmi, tłumaczmy im na tym przykładzie, jak ważne jest wpierw bycie dobrym człowiekiem, a dopiero później abstrakcyjnym, dobrym Polakiem, Rosjaninem czy kimkolwiek innym, w tym patriotą”.
„13 posterunek” (1997–2000)
Ten sitcom stał się trampoliną do sławy Cezarego Pazury wśród młodszej widowni, ale teraz, z perspektywy lat, lepiej by było, gdyby wizerunek tego niewątpliwie zdolnego i wciąż mającego przed sobą dramaturgiczną przyszłość aktora nie bazował na pajacowaniu posterunkowego Cezarego. Z perspektywy ponad 20 lat, można powiedzieć, że słabość 13 posterunku nie tkwi w monotematyczności sitcomowej scenerii, ale w scenariuszu i grze aktorskiej. Żarty są słabe, to znaczy bazują na bardzo prostackim wyśmiewaniu się z czyjegoś nieszczęścia, dysfunkcji itp. co może i by miało komediowy sens, gdyby nie stanowiło 100 procent wszystkich żartów w serialu. Na dodatek gra aktorska właściwie całej obsady powoduje chęć ucieczki sprzed ekranu. Jest drewniana, słaba pod względem dykcji oraz pozbawiona jakiejkolwiek widocznej chęci u aktorów do zrobienia czegoś więcej nawet w ramach pajacowania niż odegrania danej sceny w scenariuszu i przejścia do kolejnej. Inną sprawą jest wyraźne niedoinwestowanie produkcji, co w połączeniu ze skaczącymi bezsensownie po planie zdjęciowym krzyczącymi aktorami, nawet jeśli na początku cieszy, to z czasem okazuje się męczące powtarzalnością. Nie twierdzę, że dzisiejsi widzowie są mądrzejsi w porównaniu z tymi obecnymi przed ekranami telewizorów w czasie premiery 13 posterunku, niemniej są po prostu inni, mniej związani z dawnymi czasami epoki przełomu ustrojowego, który był tak widoczny w produkcjach polskiego kina i telewizji w latach 90. A 13 posterunek w nich tkwi.