RZYM. Starożytność bez cenzury
Nieco słabiej wypada sezon drugi serialu, opowiadający o wydarzeniach po śmierci Cezara, czyli burzliwych losach II triumwiratu, zawiązanego przez Oktawiana, Marka Antoniusza i Marka Lepidusa w celu ustabilizowania państwa po śmierci władcy, zakończonych konfliktem Antoniusza i Oktawiana, którego rozwiązanie ostatecznie ugruntowało ustrój cesarski w Rzymie. Co prawda druga seria Rzymu utrzymuje wysoki poziom, jeśli chodzi o konstrukcję postaci, splatanie historii patrycjuszy, żołnierzy i plebejuszy oraz ogólną wizję świata, ale opowieść, obejmująca kilkanaście lat obfitujących w wydarzenia, stała się bardziej gorączkowa i pełna skrótów. Końcówka serialu sprawia (słuszne) wrażenie spiesznego odhaczania kolejnych punktów, na czym cierpią poszczególne wątki. Świetna rola zagubionego Antoniusza (James Purefoy) nie miała więc okazji w odpowiedni sposób wybrzmieć, a ekscytujący w pierwszym sezonie wątek Vorenusa i Pullo, w kontynuacji postawionych po przeciwnych stronach barykady, stracił nieco na dynamice i stał się bardziej podporządkowany politycznej intrydze.
Taki stan rzeczy spowodowany jest jednak nie przez niezręczność twórców, ale przez zamieszanie związane z produkcją. Twórcy planowali bowiem pięć serii – pierwszą w znanym kształcie, drugą opowiadającą o zemście triumwiratu na zdrajcach, dwie kolejne przedstawiające wojnę między Oktawianem a Antoniuszem oraz piątą skoncentrowaną na społecznych nastrojach i działającym na prowincji Jezusie z Nazaretu. Plany pokrzyżowało jednak HBO, które w trakcie prac nad drugą serią zdecydowało zakończyć serial na dwóch sezonach (ze względu na wysokie koszty, które niespecjalnie się zwracały), w efekcie czego scenarzyści musieli zmieścić planowane trzy serie w jednej, rezygnując z fabuły ostatniej. Powstały w efekcie pośpiech narracyjny drugiego sezonu psuje trochę całościowy efekt Rzymu, nie współgrając ze staranną realizacją i doskonałymi psychologicznymi portretami. Zastosowane skróty i przeskoki rażą, zwłaszcza jeśli porównać je z doskonałą dynamiką pierwszego sezonu, w którym twórcy pokazali pełen potencjał swojej wizji Rzymu. Dyskretny rozmach i fabularna dyscyplina robią duże wrażenie, pozostając obok aktorstwa najlepszymi elementami serialu i niemal przez wszystkie odcinki utrzymując równy, wysoki poziom.
Podobne wpisy
Można żałować decyzji o anulowaniu serialu, bo w pełnej, pięciosezonowej wersji Rzym miał szansę stać się arcydziełem współczesnych produkcji telewizyjnych. Warto zwrócić uwagę, że do głównych ról zaangażowano utalentowanych, ale nieopatrzonych aktorów z drugiej linii, którzy mogli w przekonujący sposób wcielić się w postacie, nie powodując w widzach poczucia oglądania „gwiazdy w roli”, równocześnie dając aktorom i aktorkom dużo miejsca do wykazania się umiejętnościami. Wyróżniający serial szorstki realizm unikał epatowania okrucieństwem, a dramaturgia – nawet w gorączkowej końcówce – stała na najwyższym poziomie. Na ironię zakrawa fakt, że dbałość o detale i realizm przedstawiania starożytności okazały się przyczyną upadku serialu, skasowanego przez zbyt wysokie koszty. Pomimo niewykorzystanego potencjału, w ostatecznej, dwuczęściowej formie Rzym jest bardzo dobrym, zrealizowanym z dużą starannością serialem, w ciekawy sposób wykorzystującym historyczny punkt wyjścia do stworzenia interesującej opowieści o bohaterach i ich świecie. Rzym cechuje też świeżość, tak trudna do osiągnięcia w realizacji historii, którą zna cały świat.