search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Rok 2016 w światowym box office

Grzegorz Fortuna

9 stycznia 2017

REKLAMA

R-ka w natarciu

Być może trudno mówić w tym wypadku o trwałej tendencji, niemniej pojawiły się w 2016 roku dwa filmy, których wyniki zaskoczyły większość analityków box office’u. Dzieli je wszystko – gatunkowy sztafaż, ciężar i ambicje – łączy natomiast fakt, że otrzymały kategorię wiekową R (dzieci poniżej siedemnastego roku życia nie mogą wejść na seans bez dorosłego opiekuna), której większość producentów filmów wysokobudżetowych unika jak ognia, bojąc się, że skupienie się na dorosłych widzach przekreśli szanse na finansowy sukces.

Pierwszym z nich jest Deadpool, szalony superbohaterski pastisz, którego nikt nie chciał przez lata wyprodukować, który powstał ostatecznie za małe pieniądze (58 milionów dolarów to mniej więcej jedna czwarta budżetu przeciętnego filmu Marvela), a który zarobił ostatecznie absurdalne 783 miliony dolarów w światowej dystrybucji. Na sukces Deadpoola złożyły się doskonałe reklamy, które były udostępniane w mediach społecznościowych przez miliony użytkowników, i dobry pomysł na walentynkową datę premiery. A poza tym był to całkiem fajny film.

Drugim jest Zjawa z Leonardem DiCaprio. Budżet filmu wynosił początkowo 60 milionów dolarów, ale rozrósł się ponad dwukrotnie – do 135 milionów. Pozornie nie było szans, żeby te pieniądze odzyskać, Zjawa to wszak bardzo długi, ekstremalnie brutalny western z artystycznymi zapędami, a więc coś, czego żaden szanujący się widz multipleksów nie chce oglądać w piątkowy wieczór. Ostatecznie film zarobił jednak prawie 533 miliony w światowej dystrybucji, zwracając się z nawiązką, co potwierdza, że w świecie wielkiego kinowego biznesu jest miejsce na ogromne zaskoczenia.

Odgrzewanie kotletów nie zawsze popłaca

Kręcenie kolejnych remake’ów i i sequeli uznawane jest niekiedy za łatwy skok na kasę. Rok 2016 pokazał, że takie myślenie sprawdza się coraz rzadziej, a widzowie nie dają się nabierać na każdą produkcję reklamowaną znanym tytułem. Ben-Hur, nowa wersja jednego z najsłynniejszych filmów w historii amerykańskiej kinematografii, mimo nastawienia na chrześcijańską widownię (w produkcji Timura Bekmambetowa Chrystus ma znacznie większą rolę niż w filmie Williama Wylera), kompletnie się nie sprzedał. Kosztujący 100 milionów dolarów film zarobił zaledwie 94 miliony w kinowych kasach, a jego recenzje były druzgocące. Nie udało się także sprzedać nowej wersji Pogromców duchów – mimo że Sony wydało grube miliony na promocję filmu, kosztujący 144 miliony dolarów remake zarobił jedynie 229 milionów na całym świecie. Zapowiadany sequel stoi obecnie pod znakiem zapytania, ale można spokojnie założyć, że nigdy nie powstanie. Wydaje się, że w tym wypadku Sony przejechało się przede wszystkim na zbyt wysokim budżecie, który pasuje raczej do superbohaterskiego blockbustera niż do komedii z elementami horroru.

Jeszcze gorzej niż niepotrzebne remaki miały w 2016 roku bezsensowne sequele. Trudno zdecydować, co kierowało szefostwem Universalu, kiedy podejmowano decyzję o produkcji drugiej części Królewny Śnieżki i Łowcy – tylko że tym razem bez Królewny Śnieżki. Łowca i Królowa Lodu, mimo gwiazdorskiej obsady (do Charlize Theron i Chrisa Hemswortha dołączyły Emily Blunt i Jessica Chastain), nie zarobiła nawet połowy kwoty, którą cztery lata wcześniej zebrał oryginał. Ostatecznie film z budżetem 115 milionów dolarów zarobił zaledwie 164 miliony w światowym box office (czyli niewiele więcej niż niskobudżetowy horror Nie oddychaj).

Podobną stratę zanotowała trzecia część serii Niezgodna (Wierna) – kosztujący 110 milionów film zarobił zaledwie 179 milionów w kinach, co potwierdza tezę, że nie każdy przebój literatury z gatunku young adult da się przerobić na dochodową kinową markę. Bolesnym strzałem w stopę okazała się także kontynuacja Alicji w Krainie Czarów, czyli Alicja po drugiej stronie lustra. Podczas gdy pierwsza część zarobiła ponad miliard dolarów (!) w światowym box office, sequel zebrał niecałe 300 milionów (przy budżecie liczącym 170 milionów i ogromnych wydatkach na promocję). Na klapę złożyły się co najmniej dwa czynniki – po pierwsze, od premiery oryginału minęło aż sześć lat, a widownia zdążyła zapomnieć o hicie Tima Burtona; po drugie, Johnny Depp na przestrzeni ostatniego pięciolecia stracił rangę kury znoszącej złote jajka, a kolejne filmy z jego udziałem zarabiają coraz mniejsze pieniądze.

Najdziwniejsze wtopy zaliczyli jednak twórcy komediowych kontynuacji. Nie sposób powiedzieć, dlaczego ktoś wpadł na pomysł, żeby po trzynastu latach od premiery oryginału kręcić Złego Mikołaja 2, ale filmu prawie nikt nie chciał oglądać (niecałe 18 milionów z biletów przy budżecie liczącym 26 milionów). Podobnie było z Zoolanderem 2, który na ekrany wszedł piętnaście lat po premierze jedynki i – co było do przewidzenia – niewielu obchodził (55 milionów zysku przy budżecie o wysokości 50 milionów).

Chiny nie odpuszczają

Uważny czytelnik zauważył na pewno, że w pierwszej dwudziestce najchętniej oglądanych na świecie tytułów roku znalazły się dwa filmy – The Mermaid i Monster Hunt – o których w Polsce absolutnie nikt nie słyszał. To chińskie superprodukcje, które prawie cały swój zysk zebrały właśnie w ojczyźnie Jeta Li.

Na przestrzeni ostatnich kilku lat Chiny stały się kinową potęgą – wartość tamtejszego rynku kinowego wzrosła na przestrzeni ostatnich ośmiu lat aż dziesięciokrotnie (!), dzięki czemu Chiny są dziś drugim największym (po Stanach Zjednoczonych) rynkiem świata. W 2015 roku otwierano tam średnio 26 nowych ekranów kinowych każdego dnia (!!), a zyski z biletów dobijają do siedmiu miliardów dolarów rocznie (!!!). I choć w 2016 roku tempo wzrostu zdecydowanie spadło, nic dziwnego, że Hollywood chce ten świat jak najszybciej skolonizować.

Jest jednak pewien haczyk – chińskie władze od 2012 pozwalają jedynie na trzydzieści cztery zagraniczne premiery rocznie (chociaż w 2016 roku nieco poluźnili tę granicę, przez co na ekrany tamtejszych kin weszło aż trzydzieści osiem filmów zagranicznych), a do amerykańskich producentów wraca zaledwie 25% zysków (w innych krajach jest to od 40% do 50%). Jeśli zauważyliście, że w coraz większej liczbie Hollywoodzkich blockbusterów pojawiają się ostatnio chińscy aktorzy, nie będziecie prawdopodobnie zaskoczeni, że nie ma to nic wspólnego z altruistycznym zainteresowaniem kulturą Chin – amerykańscy producenci starają się w ten sposób przymilić władzy i załapać się do puli. O tym, że o rynek chiński dbać warto, przekonali się twórcy Warcrafta: Początku.

Wyreżyserowana przez Duncana Jonesa ekranizacja gry nie cieszyła się zbyt wielkim zainteresowaniem w Stanach Zjednoczonych – przy budżecie 160 milionów dolarów zarobiła marne 47 milionów na rynku wewnętrznym. Końcowy wynik filmu zamknął się jednak w niecałych 434 milionach dolarów, czyli sumie o dziewięć razy większej. Ponad połowę tej kwoty (220 milionów) Warcraft zarobił w Chinach, gdzie gra leżąca u podstaw filmu jest bardzo popularna. Gdyby nie rynek chiński, film byłby więc okrutną klęską, która przekreśliłaby jakiekolwiek szanse na kontynuację.

A w Polsce?

Tak dobrego roku nie było w polskich kinach od czasów PRL-u. Od początku stycznia do końca grudnia sprzedano dokładnie 51.583.568 biletów, dzięki czemu do kinowych kas wpłynął prawie miliard złotych. To niemal 140 milionów złotych więcej niż rok temu – wtedy sprzedano zresztą 44,7 milionów biletów, czyli o prawie 7 milionów mniej niż w zakończonym właśnie sezonie. Nie powinno to dziwić, bo liczba sprzedawanych w polskich kinach biletów wzrasta z roku na rok, ale tempo przyrostu było w minionym sezonie naprawdę imponujące.

Pierwsza dziesiątka najchętniej oglądanych filmów w polskich kinach wygląda następująco:

1. Pitbull. Niebezpieczne kobiety (reż. Patryk Vega) – 2,769 mln widzów.

2. Planeta singli (reż. Mitja Okorn) – 1,917 mln widzów.

3. Epoka lodowcowa 5: Mocne uderzenie (reż. Mark Thurmeier) – 1,459 mln widzów.

4. Wołyń (reż. Wojciech Smarzowski) – 1,434 mln widzów.

5. Pitbull. Nowe porządki (reż. Patryk Vega) – 1,433 mln widzów.

6. Sekretne życie zwierzaków domowych (reż. Chris Renaud, Yarrow Cheney) – 1,418 mln widzów.

7. Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie (reż. Gareth Edwards) – 1,278 mln widzów.

8. Zwierzogród (reż. Byron Howard, Rich Moore) – 1,264 mln widzów.

9. Bridget Jones 3 (reż. Sharon Maguire) – 1,173 mln widzów.

10. 7 rzeczy, których nie wiecie o facetach (reż. Kinga Lewińska) – 1,143 mln widzów.

(źródło: sfp.org.pl)

Jak wyraźnie wynika z powyższej listy, największe zaskoczenie przyniósł Patryk Vega, twórca dwóch kolejnych części Pitbulla, które zebrały łącznie grubo ponad cztery miliony widzów w polskich kinach. Choć filmy Vegi nie były zbyt dobrze oceniane przez krytyków – narzekano na poszatkowane scenariusze, niechlujność, głupotę i wulgarność – widownia masowo pobiegła do kin.

Nie wiem, czy jest z czego być dumnym w przypadku Pitbulla, warto natomiast zauważyć, że polskie kino miało się w minionym sezonie naprawdę dobrze – podczas gdy w 2015 tylko jeden polski film przebił się przez granicę miliona widzów (była to druga część Listów do M.), w roku 2016 udało się to aż pięciu rodzimym produkcjom. Doskonale poradziły sobie także tytuły o nieco większej niż Pitbull wartości artystycznej – Moje córki krowy zebrały około 735 tysięcy widzów, natomiast Ostatnia rodzina, niemal powszechnie uważana za najlepszy polski film roku, mogła pochwalić się półmilionową widownią.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA