REŻYSER TEŻ WIDZ, czyli 10 ulubionych filmów Sydneya Pollacka
Zapewne niejednego fana kina interesuje, jakie są najbardziej cenione filmy jego ulubionych reżyserów. Wielu twórców bardzo chętnie podejmuje ten temat i wypowiada się nie z pozycji bycia filmowcem, lecz po prostu widza. W 2002 roku poznaliśmy ulubione dokonania kinematograficzne Sydneya Pollacka.
Zmarłego w Los Angeles artysty nie ma wśród nas od blisko dekady. Przełomem w jego karierze był bez wątpienia rok 1969, gdy publiczność zasmakowała filmu Czyż nie dobija się koni?, za który reżyser otrzymał swoją pierwszą nominację do Oscara. W latach 70. istotnym dziełem były m.in. Trzy dni kondora (1975), zaś w następnej dekadzie szereg triumfów święciło Pożegnanie z Afryką (1986). Ostatnim owocem twórczości Pollacka była nie najlepiej przyjęta Tłumaczka (2005), która ostatecznie nie zaburza barwnej filmografii amerykańskiego reżysera. Warto także uwzględnić aktorskie występy Pollacka. Nie było ich przesadnie wiele, ale wystąpił on nie tylko na planie kilku własnych produkcji, lecz również pod okiem innych mistrzów kina, np. Roberta Altmana czy Stanleya Kubricka w Oczach szeroko zamkniętych (1999). W drugim z przypadków stworzył pamiętną postać, która zwłaszcza w finale dzieła odgrywa bardzo ważną rolę.
Gatunkowo filmy Pollacka nie są nad wyraz zróżnicowane, ale z pewnością nie lubował się w jednym. Możemy dostrzec thriller polityczny, komedię, melodramat czy sensację. Większą odmienność dostrzegamy jednak w ulubionej filmowej dziesiątce, jaką Pollack podzielił się z widownią dzięki sondzie przeprowadzonej dla brytyjskiego magazynu Sight and Sound.
Podobne wpisy
Jednym ze starszych tytułów, jaki się pojawia na liście Pollacka, jest Obywatel Kane (1941). Niezliczona jest liczba zasług, jakie magnum opus Orsona Wellesa miało na rozwój kina i rzeszę filmowców, które dojrzewało artystycznie w tej branży w kolejnych dekadach. Pollack urodził się w roku 1934, zatem w czasach, gdy stawiał swoje pierwsze kroki w świecie filmu, Obywatel Kane był utworem, który nie wypadł z obiegu społecznego i wciąż ze względu na swoje rewolucyjne aspekty techniczne czy zabiegi narracyjne prowokował do dyskusji. Wybór Pollacka nie jest zaskakujący, lecz stanowi dobre potwierdzenie, że film Wellesa dla reżyserów danego pokolenia, mówiących o swoich ulubieńcach, jest nie do pominięcia.
Kino włoskie w zestawieniu Pollacka reprezentuje Lampart (1963). Już w przypadku artykułu poświęconego liście watykańskiej podzieliłem się opinią, że Luchino Visconti niesłusznie pozostaje za plecami np. Federica Felliniego, wobec tego wybór reżysera Tłumaczki mnie szczególnie cieszy. Lampart imponuje rozmachem inscenizacyjnym, wielowątkową opowieścią czy świetnymi rolami aktorskimi. Naszła mnie również refleksja, że wyróżnienie tego filmu przez Amerykanina mogło częściowo wynikać z członków obsady. Główną rolę u Viscontiego zagrał Burt Lancaster – prywatnie serdeczny przyjaciel Pollacka oraz jedna z pierwszych naprawdę ważnych osób, jakie poznał na swojej filmowej ścieżce (reżyser mówił: „Burt Lancaster was largely responsible for me becoming a director”). Nowojorski aktor wystąpił u Pollacka w dwóch filmach – Pływaku oraz bardziej znanych Łowcach skalpów (oba z 1968). Wyróżnienie Lamparta może zatem stanowić pewną formę docenienia także Lancastera, abstrahując od reżyserskiego geniuszu Viscontiego. Wybór Pollacka kontrowersji nie budzi i pozwolę sobie na powtórzenie mojej myśli z wrześniowego tekstu. Lamparta przypuszczalnie negatywnie cechuje brak wyraźnego momentu kulminacyjnego, a drugi akt wydaje się nieco rozciągnięty, niemniej jeżeli dzisiaj nadużywany jest termin „epicki”, tak w przypadku dzieła włoskiego filmowca wydaje się on odpowiedni.