Jeśli Superman Richarda Donnera udowodnił, że komiks superbohaterski może być podstawą blockbustera, to Spider-Man Sama Raimiego pokazał, że może być blockbusterem XXI wieku. Film z 2002 roku okazał się wielkim hitem, który zadowolił niemal wszystkich widzów, a studio szybko zdecydowało najpierw o powierzeniu Raimiemu nakręcenia drugiej części (do dziś uważanej za jedną z najlepszych wizji superbohatera na wielkim ekranie), a następnie trzeciej. Przy tej ostatniej doszło jednak do dużego konfliktu między Sony a samym reżyserem, których wizje filmu znacznie się różniły. Dlatego też, mimo chęci obu stron, czwarta część przygód Spider-Mana o twarzy Tobeya Maguire’a nigdy nie powstała. Studio zdecydowało się na reboot z Andrew Garfieldem w roli głównej, ale Niesamowity Spider-Man i jego jedyny sequel nie przypadły do gustu ani widzom i fanom, ani tym bardziej krytykom.
Sony, nie wiedząc, co począć ze swoją złotą kurą, rozpoczęło rozmowy z wznoszącym się na kolejnych falach sukcesu Marvel Studios, by najpierw wypożyczyć postać do filmu Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów, a następnie wspólnie stworzyć solowy film o Spider-Manie. Kooperacja poskutkowała tym, że Spider-Man pojawił się jeszcze (oprócz wspomnianej trzeciej części przygód Kapitana Ameryki) w dwóch filmach o Avengers oraz dwóch solowych projektach (Spider-Man: Homecoming i Spider-Man: Daleko od domu). Inkarnacja postaci zyskała tym razem twarz młodego brytyjskiego aktora Toma Hollanda, a cały świat pokochał stworzoną przez Sony i Marvela wizję Człowieka-Pająka. Kolejne filmy z Spider-Hollandem (mimo chwilowych problemów) w drodze, a o Spider-Manach o twarzach Maguire’a i Garfielda zapomniał już chyba cały świat poza grupką wiernych fanatyków.