RECTIFY. Recenzja serialu
Autorką tekstu jest Aleksandra Szafrańska.
Uwaga! Tekst zawiera spoilery
Aliteracja w tytule recenzji jest celowa. Upodobnione brzmieniowo słowa mają jakiś sens, nie są jedynie zbitką wyrwanych z kontekstu wyrazów. Podobnie jest z serialem Rectify, ponieważ produkcja, do której scenariusz napisał Ray McKinnon, wyróżnia się swoją prostotą i przemyślaną kompozycją spośród wielu propozycji małego ekranu.
W składającym się z czterech sezonów serialu stacji Sundance TV (emisja 2013-2016) nie ma nic przypadkowego – obrazy, słowa, muzyka doskonale ze sobą korelują. Twórcy nie tylko popisali się kunsztem, ale też dali widzowi pole do popisu, możliwość odkrywania, wcielenia się w różne role: czy to detektywa, dążącego do poznania prawdy, czy filozofa, zgłębiającego tajniki świata, czy psychologa, penetrującego zakamarki ludzkiej psychiki. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie będziemy mieli do czynienia z czymś skomplikowanym, a wręcz zostanie nam wszystko podane na tacy. Nic bardziej mylnego! Diabeł tkwi w szczegółach, czyli w dialogach postaci, obrazie wiszącym na ścianie, figurce, rowerze, samochodzie, czekoladowym żółwiu, piwie (żart), basenie, oceanie, balonie, oponie, a nawet w złamanej gałęzi…
„Długa droga do domu”– dlaczego taki tytuł recenzji? Wyjaśnię, rozbijając go na części pierwsze: „długa”, to jest 30-odcinkowa podróż, która wcale nie kończy się wraz z finałem serialu, ponieważ zostawia widza sam na sam z przemyśleniami…; „droga”, którą kroczy widz, śledząc losy bohaterów; „do domu” – dom, jak to pięknie brzmi, jednak główny bohater, Daniel Holden (Aden Young), jako nastolatek został oskarżony o gwałt i zabójstwo swojej dziewczyny, Hanny Dean oraz drastycznie oderwany od domu, po czym wpakowany do „pudła”, do celi śmierci. Odtąd przez dziewiętnaście lat dom pozostawał dla niego jedynie w sferze abstrakcji, przewijał się gdzieś między zdaniami w czytanych przez niego powieściach. Po tak długim czasie w sprawie morderstwa szesnastolatki następuje przełom, gdyż pojawiają się nowe dowody, kwestionujące winę Daniela. Jednak gdy bohater wychodzi na wolność i wraca do domu, wcale nie czuje się tam swojsko. Więzienie – dom – świat, jest to wielowymiarowy ciąg, zakorzeniony w umyśle bohatera, przez który musi przebrnąć, żeby odzyskać utracone „ja”. Zobaczmy, jak Daniel sobie z tym poradzi…
Podobne wpisy
Puk, puk, jest tam kto? Do domu Talbotów wpadają: młodsza siostra Daniela, Amantha Holden (Abigail Spencer) ze swoim przyjacielem, a zarazem prawnikiem jej brata, Jonem Sternem (Luke Kirby). Kamera skrada się za bohaterami i oczom widza ukazuje się przytulnie urządzone wnętrze, w którym dominują beże i brązy. W kuchni krząta się matka, Janet Holden-Talbot (J. Smith-Cameron), piekąca ciasto. W przygotowaniach do urodzin pomagają jej domownicy: mąż, Ted Talbot (Bruce McKinnon) oraz ich syn Jared (Jake Austin Walker). Po chwili zjawiają się kolejni goście: przyrodni brat Daniela, Teddy Talbot (Clayne Crawford) z żoną, Tawney (Adelaide Clemens). Czas na poczęstunek! Ale kogoś tu brakuje… Rodzina zasiada przy pięknie nakrytym stole, tworząc wspaniały obrazek, oprawiony w złotą ramkę. Gdy przyjrzymy się mu z bliska, wcale nie jest taki kolorowy, a po pożegnaniu gości zostaje tylko rama. Wyjście Daniela z więzienia pociąga za sobą serię negatywnych zdarzeń i życie krewnych zostaje wywrócone do góry nogami. Rodzina stara się opracować wspólny język, żeby porozumieć się z bohaterem, ale już na samym wstępie mężczyzna wchodzi w konflikt z Teddym. Nawiązuje emocjonalną więź z jego pobożną żoną, czym doprowadza przyrodniego brata do szaleństwa.
Nasuwa się pytanie: Czy dom w tym wypadku jest dla byłego skazańca bezpieczną przystanią? Mówi się: „Nie ma jak w domu” albo „Wolnoć Tomku w swoim domku”. Podobne przysłowia nie sprawdzają się jednak w przypadku Daniela, dla którego dom początkowo jest tylko budynkiem, przestrzenią, trochę większą od celi. Na razie nie umie zbudować niczego innego poza domkiem z kart. Nie traktuje on domu jako wspólnoty, tradycji, enklawy miłości i minie jeszcze sporo czasu, zanim wypełni tę pustkę wartościami. Ponadto w domu mieszkają inni ludzie, domownicy, funkcjonujący według jakiegoś planu, może nieco chaotycznego, ale Daniel nie ma jeszcze żadnego pomysłu na życie. Czy w jego sytuacji jest to w ogóle możliwe, jeśli nawet posiłek w rodzinnym gronie jawi się mu jako fenomen…?
Sprawa komplikuje się coraz bardziej, kiedy różne sytuacje zmuszają głównego bohatera do wyjścia z domu w świat. Jest to dla niego niemałe wyzwanie, które urasta do rangi podróży w kosmos. Małomiasteczkowy klimat, plotki rozchodzące się jak świeże bułeczki, wrogie spojrzenia, natłok informacji, nowa technologia, supermarkety, warkot silników – kumulacja tych zjawisk osłabia bohatera.