search
REKLAMA
Recenzje

POWRÓT DO TAMTYCH DNI. Sentymentalna odtrutka

„Powrót do tamtych dni” jest obrazem kameralnym, lecz na pewno osobistym i życiowym.

Krzysztof Dylak

13 marca 2022

REKLAMA

Akcent klocków LEGO pojawił się w trzech polskich, bardzo dobrze niedawno przyjętych filmach: Inni ludzie, Sonata i właśnie Powrót do tamtych dni, który pierwotnie miał mieć tytuł Powrót do Legolandu. W obrazie Konrada Aksinowicza LEGO symbolizuje niewinne i czyste jeszcze pragnienia oraz dziecięce marzenia. Wystarczy jednak jeden niewłaściwy ruch, błędna decyzja, chwila roztargnienia czy zapomnienia lub słabości i cała konstrukcja budynku stworzona z tego modelu zabawek runie jak domek z kart. Ta przenośnia znajduje swoje odzwierciedlenie w historii pewnej rodziny na początku lat 90.

Tomek Malinowski wychowuje się bez ojca, który wyemigrował do USA, aby poprawić byt swojej rodzinie. Nastolatek może liczyć na swoją matkę, Helenę, dokładającą wszelkich starań, żeby chłopiec miał normalne dzieciństwo. W istocie Tomek i jego matka liczą na odmianę swojego losu – w końcu Alek obiecał ściągnąć ich do Stanów Zjednoczonych, gdzie spełniają się przecież amerykańskie sny, czego on jest małym przykładem. Z nagrań na kasetach magnetofonowych wysyłanych do syna jasno bowiem wynika, że Alek dobrze zarabia za oceanem, prowadząc audycję radiową. Niespodziewanie ojciec wraca do kraju, przywozi prezenty i nowinki ze swojego pobytu w Ameryce, pozując na światowego człowieka sukcesu mającego zasoby i pomysły na nowe życie w Polsce. Stara się nadrobić z synem i żoną stracony czas, jednak ta fasada stopniowo zaczyna pękać, wychodzą na wierzch jego prawdziwe powody przyjazdu do ojczyzny, co stanowi z kolei nawrót alkoholowego uzależnienia. Zaczyna się rodzinny dramat.

Powrót do tamtych dni jest oparty na prawdziwych przeżyciach z dzieciństwa jego autora. Na początku Konrad Aksinowicz przenosi widza w czasie do początku nowej epoki w Polsce z perspektywy dorastającego chłopca. Kończy się komuna dająca początek nowej erze, widzimy pierwsze oznaki kapitalizmu i zachodniego rynku. Nikt jeszcze nie marzył o internecie czy nowoczesnych telefonach komórkowych – wówczas prestiżem wśród rówieśników było posiadanie magnetowidu, a dla nielicznych pierwszego modelu komputera. Ówczesne dekoracje sklepów, wystrój mieszkań, wygląd osiedli blokowych, trend na dresową odzież, obecność popularnych wypożyczalni kaset wideo, a także sposoby spędzania wolnego czasu przez nastolatków w postaci figli oraz zabaw na trzepakach i huśtawkach, słownych przekomarzaniach z rówieśnikami – z miejsca wywołują nutę sentymentu, zwłaszcza u osób dorastających w tamtych czasach. Reżyser udanie przywrócił tamten, budzący uśmiech na twarzy i mnóstwo wspomnień, okres transformacji. Obserwujemy beztroskie dzieciństwo wrażliwego Tomka, znajomość z dwójką kolegów ze szkoły, a także zauroczenie nową koleżanką, miłośniczką Depeche Mode. Jednak ten dziecięcy etap wraz z jego wszystkimi urokami zostaje zaburzony w momencie pojawienia się ojca z poważnym nałogiem zatruwającym nie tylko jego samego, lecz również najbliższych. Alek niczym Jack Torrance w Lśnieniu jest kochającym ojcem i mężem z dobrymi intencjami do czasu dopuszczenia do głosu swoich prywatnych demonów. Tomek jest zmuszony chronić bezradną matkę przed pijacką agresją ojca, niebędącego w stanie siebie kontrolować i zapanować nad nałogiem. Aksinowicz na przykładzie własnych doświadczeń filmuje utrapienie będące częścią niejednej rodziny, gdzie dziecko mimowolnie zostaje wciągnięte w problemy i dysfunkcje rodziców. Ta sentymentalna szkatułka jego opowieści ulega stopniowemu rozbiciu, a nostalgiczna pozytywka zaczyna się zacinać. Luźna i dość pogodna tonacja filmu zmienia kierunek, a jasne kolory dzieciństwa Tomka zastępuje szarość i czerń.

Reżyser filmu zaangażował aktorów, którzy zagrali wbrew swojemu wizerunkowi. Mam tutaj na myśli Macieja Stuhra i Weronikę Książkiewicz. Stuhr od dawna poluje na role pozwalające mu zerwać z emploi rozrywkowego aktora. O tym, że z powodzeniem daje sobie radę z postaciami dramatycznymi, można było się przekonać, oglądając Pokłosie czy Glinę Pasikowskiego. Rola w Powrocie do tamtych dni jest kolejną udaną próbą udowodnienia talentu i wyjścia z cienia swojego ojca, Jerzego Stuhra. Co prawda grono aktorów z pokolenia Macieja Stuhra poradziłoby sobie z rolą Alka równie dobrze, a może nawet bardziej pasowałoby do tego bohatera pod względem fizjonomicznym, ale tutaj zadziałał pewien efekt zaskoczenia w obsadzeniu aktora nie po warunkach znanych z innego repertuaru. Tak jak w przypadku Mateusza Damięckiego w Furiozie. Zabieg udany, zwłaszcza że tego rodzaju aktorskie metamorfozy zawsze powodują jakieś emocje u widza. Również Książkiewicz ponownie miała okazję zaprezentować się w ambitniejszej kreacji dobrej, lecz z biegiem wydarzeń bezsilnej i pełnej obaw matki chłopca i zarazem żony alkoholika. Pochwała należy się również debiutantowi Teodorowi Koziarowi, który brak warsztatu i aktorskiego obycia nadrobił naturalnością i dojrzałością w odegraniu Tomka.

Polskie kino podejmowało problem alkoholizmu wielokrotnie w różnorodnych konfiguracjach. Atutem dzieła Konrada Aksinowicza jest fakt, że stoi on bardzo blisko widza identyfikując go z bohaterami oraz otaczającą ich rzeczywistością. Reżyser powstrzymał się od przesady i nadmiernego epatowania tematyką alkoholową, czego nie unika w swoich filmach Wojciech Smarzowski. Powrót do tamtych dni jest obrazem kameralnym, lecz na pewno osobistym i życiowym, w subtelny sposób dotykającym sedna problemu oraz pozwalającym widzowi przyjrzeć się samemu sobie i postawić w tamtym położeniu.

REKLAMA