Wbrew sumieniu, czyli POSTACI, KTÓRE KOCHAMY NIENAWIDZIĆ
Wiemy, że są zdeprawowani albo chorzy. Wiemy, że to moralni bankruci. Gardzimy ich czynami, poglądami i sposobem myślenia. W prawdziwym życiu moglibyśmy na nich splunąć. A jednak uwielbiamy obserwować ich losy. Potrafimy utożsamiać się z najgorszymi zbrodniarzami i mordercami. Wszystko jest kwestią perspektywy. To, jak dana postać zostaje przedstawiona i zagrana, determinuje uczucia, jakimi ją darzymy. Uczynienie złoczyńcy protagonistą jest odważnym zagraniem. To popularne w telewizji (Breaking Bad, House of Cards, Dexter), w kinie nieco mniej z racji ryzyka, jakie niesie taki zabieg. Często fascynuje nas zło na ekranie, ale potrzeba sporego wyczucia, żeby wywołać odpowiednią reakcję z naszej strony. Musimy rozumieć motywację postaci, czasem pomaga w tym uczłowieczenie jej, pokazanie, że to też ktoś podatny na ból i zranienie. Do sprzedania takiego bohatera prowadzą różne drogi i jedno jest pewne: umiejętnie przedstawiony protagonista-złoczyńca zapada w pamięć znacznie mocniej niż kolejny heros bez skazy (chyba że tym drugim jest Maximus Decimus Meridius, który otrzyma swoją zemstę w tym życiu lub następnym – on jest nieśmiertelny)
Poniższe zestawienie jest poświęcone kilku filmowym antybohaterom, których uznałem za szczególnie interesujących. Zabraknie wśród nich między innymi Waltera White’a, gdyż postanowiłem nie brać pod uwagę postaci serialowych i skupić się na kinie. Gorąco zachęcam też do dzielenia się własnymi pomysłami w komentarzach!
Daniel Plainview – Aż poleje się krew
To prawdopodobnie najbardziej złożona i niejednoznaczna postać na tej liście. Określenie Daniela Plainview mianem złoczyńcy byłoby karygodnym spłyceniem bohatera, o którym spokojnie można napisać pracę licencjacką. To niewątpliwie pracowity człowiek o wielkiej ambicji. Dąży do bogactwa, ale nie idzie przy tym na skróty, obiera drogę ciężkiej i wymagającej pracy. Już sam brud, jaki się wiąże z wydobywaniem ropy, i palące słońce Kalifornii służą jako dosadne podkreślenie zawziętości Plainview, który nie traci swojego celu z oczu niezależnie od surowych warunków. Jedni widzą w nim personifikację kapitalizmu, który jednocześnie tworzy i niszczy przyszłość, pochłaniając przy tym resztki amerykańskiego pogranicza. Inni postrzegają jego postać przez pryzmat relacji z rodziną i obłędu, do którego przyczyniła się izolacja od niej. Nie można też pominąć jego bezwzględności oraz konfliktu światopoglądowego z pastorem Eli. Nawet kwestii ojcostwa i traktowania swojego przybranego syna nie sposób ocenić w oczywisty sposób. Gdzie jest granica między godną podziwu ambicją a małostkową chciwością? Wspaniały Daniel Day-Lewis stworzył wielowarstwową, złożoną postać, którą można odczytywać według różnych kluczy interpretacyjnych. Może właśnie dzięki tej niejednoznaczności i zaproszeniu do intelektualnego wysiłku mimo wszystko kibicujemy Danielowi i dzielimy z nim katharsis, jakiego doznaje w końcowej scenie filmu.
Jack Torrance – Lśnienie
Za co mielibyśmy lubić Jacka? To trzeźwiejący alkoholik, który stosował przemoc wobec swojego dziecka. Już od samego początku sprawia wrażenie obłąkanego i nieszczególnie sympatycznego. Jako pisarz nie odniósł jeszcze żadnych większych sukcesów, a spędzenie z rodziną zimy w odosobnionym hotelu ma być remedium na jego niemoc twórczą. Jack nie sprawia wrażenia człowieka przejętego swoją rodziną ani takiego, z którym chciałoby się pogadać przy piwie. A jednak przez cały czas miałem nadzieję, że pozna tajemnicę hotelu i zrealizuje zamiar zamordowania swojej rodziny. Kubrick zapewnił mi sporo niezręcznej autorefleksji: dlaczego miałbym kibicować szaleńcowi, który próbuje zabić żonę i syna? Może dlatego, że chciałem zobaczyć, jak zło w końcu wygrywa? Może z powodu niewiarygodnie irytującej powierzchowności żony bohatera? Do dziś się zastanawiam, czy Kubrick nie zrobił tego świadomie: uczynił pozytywną postać irytującą do tego stopnia, że życzyłem jej śmierci z ręki szaleńca, a następnie zastanawiałem się, co jest ze mną nie tak. Celowe czy nie – skuteczne, a Jack z siekierą zawsze rozbudzi mój entuzjazm.
Michael Corleone – Ojciec chrzestny II
Michael Corleone właściwie reprezentuje tu całe grono filmowych gangsterów. Pierwszy Ojciec chrzestny, Chłopcy z ferajny, American Gangster, Wrogowie publiczni – to tylko niektóre z filmów, które czynią stylowych przestępców protagonistami (czasem równolegle ze ścigającym ich stróżem prawa) swoich historii. Dystyngowani, eleganccy, z tzw. klasą. Chodzą w najlepszych garniturach, imponują intelektem oraz siłą charakteru, wzbudzają zainteresowanie kobiet, są szanowani i poważani. W skrócie: mają to, czego pragniemy. Są tacy, jakimi coś w nas chce być. To oczywiście fasada; w rzeczywistości to mordercy, którzy często mają problemy z alkoholem, napadami agresji, trzymaniem dumy na wodzy. Nierzadko motywowani kompleksami i desperackim pragnieniem udowodnienia własnej wartości sobie i innym. Być może to właśnie ta ludzka strona sprawia, że utożsamiamy się z nimi bardziej i życzymy im sukcesu. Ponieważ oprócz wspomnianych wcześniej pożądanych zalet dzielą z nami ludzkie wady i słabości.
Riddick – Pitch Black, Kroniki Riddicka, Riddick
Podobne wpisy
O tym panu napisałem już trochę jakiś czas temu. Chyba najłatwiejszy do wyjaśnienia z całej wesołej gromadki. Wiemy, że jest mordercą, ale to, co widzimy, sugeruje, że jego ofiary raczej nie są święte. To nie sadystyczny potwór ani żaden gwałciciel, tylko niezwykle niebezpieczny wojownik, który ma gdzieś prawo i kieruje się własnym kodeksem. Nie zawaha się zabić kogoś, kto stanie mu na drodze, ale jest na tyle dobroduszny, żeby wcześniej ostrzec przed potencjalnymi konsekwencjami psucia jego planów. W każdym z filmów widzimy też, że Riddick stara się być lepszą osobą, niż jest w swoich oczach. Czasem potrzebuje szturchnięcia, ale próbuje wyzbyć się egoizmu i myśleć o innych, nawet ryzykując własne życie. Myślę, że to jest jeden z głównych powodów, dla których go tak lubię – fakt, że nieustannie lawiruje między dobrem a złem. Nawet jeśli potrafi bez mrugnięcia okiem poderżnąć gardło najemnikowi, to nie pozwoli wykorzystać młodej dziewczyny jako przynęty dla krwiożerczych bestii. Na jego korzyść przemawia też kapitalny dystans, z jakim Vin Diesel podchodzi do tej roli. Dzięki niemu wszelkie dylematy i przerysowana poza twardziela nie ośmieszają Riddicka, a czynią go jednym z najbardziej czadowych antybohaterów w historii kina.