REKLAMA
Ranking
SZYBKA PIĄTKA #70. Ulubione westerny
REKLAMA
W każdym gatunku mamy jakieś swoje ulubione dzieła filmowe. Tym razem, z uwagi na okoliczności (90. rocznica urodzin Jamesa Coburna oraz umowny koniec dzikiego okresu wakacyjnego), skupiamy swoje szybkopiątkowe siły na pojedynkach w samo południe, czyli na najbardziej amerykańskim kinie pod słońcem. A jakie są wasze westernowe debeściaki?
Jacek Lubiński
- Pewnego razu na Dzikim Zachodzie – ten tytuł powraca u mnie jak bumerang, ale cóż zrobić? Pewnych rzeczy – a zwłaszcza pewnych rzeczy na Dzikim Zachodzie – przeskoczyć nie sposób. To kino w każdym calu idealne.
- Rio Bravo – działa tu trochę efekt nostalgii, bo to jeden z pierwszych westernów, jaki obejrzałem. I tak już zostało, że wciąż okupuje wysokie miejsce wśród ulubionych. Dodajmy, że wciąż zasłużenie.
- Tombstone – przekozacka obsada, na którą w tych rolach mógłbym patrzeć w nieskończoność. Do tego zdjęcia, muzyka i wylewająca się z każdego kadru “twardzielskość”. Trudno oderwać się od ekranu.
- Tańczący z wilkami – wyjątkowy fresk, po prostu piękny. Film przepełniony jakimś mistycznym spokojem i prezentujący we wspaniały sposób coś, co niesłusznie przeminęło dawno temu w Ameryce.
- Powrót do przyszłości III – kto powiedział, że musi być na poważnie? BTTF w trzeciej odsłonie to perfekcyjny western będący de facto pastiszem i zarazem hołdem dla wszelkich opowieści o Dzikim Zachodzie. Mogę oglądać do tak zwanego zasrania.
Honorowa wzmianka: Jeremiah Johnson / Bez przebaczenia / Poszukiwacze / Firefly
Mariusz Czernic
Oprócz Pewnego razu na Dzikim Zachodzie i Rio Bravo, które wyróżnił przedmówca, do ulubionych westernów zaliczam filmy:
- Naga ostroga – psychologicznie wiarygodny western z piątką znakomicie zarysowanych postaci i trzymającym w napięciu konfliktem. Pozornie proste kino, ale w rzeczywistości niebanalne, które przy kolejnych seansach odkrywa się na nowo i docenia coraz bardziej.
- Ostatni pociąg z Gun Hill – fascynujący pojedynek dwóch silnych osobowości. Niesztampowe podejście do kwestii związanych z odpowiedzialnością, wychowaniem, walką o sprawiedliwość. Zwycięstwo w tej walce nikomu nie przyniesie chwały ani satysfakcji.
- Dzika banda – obraz nihilistyczny, ale kiedy trzeba uderzający w nostalgiczne tony. Świat zbudowany konkretnie jak jego bohaterowie – nie ma miejsca na sentymenty, rządzi prawo rewolweru. Nie ma podziału na dobrych i złych, nie ma nawet podziału na kraje, bo jak mówi jeden z bohaterów „Meksyk jest tylko przedłużeniem Teksasu”. Przemoc, cynizm, anarchia są wszechobecne i nie tylko Zachód jest dziki.
- Ścigany (1947) – zapomniana produkcja zaliczana do westernów noir ze względu na specyficzną atmosferę. Niestandardowo i dość chytrze opowiedziana historia o człowieku ściganym przez przeszłość, której nie pamięta. Tytuł sugeruje akcję i przygodę (i te oczekiwania spełnia Ścigany z 1993), ale film Raoula Walsha to dzieło innego rodzaju, dalekie nawet od klasycznego kina hollywoodzkiego, którego sam Walsh był reprezentantem. Reżyser uniknął schematycznych rozwiązań, zastosował chwyty nietypowe dla westernów (retrospekcje, suspens), a klasyczne motywy (zemsta, bezprawie, wojna) wykorzystał w niekonwencjonalny sposób. Powstał obraz, który przyciąga swoim klimatem, intryguje fabułą i daje materiał do refleksji.
- Biały kanion – wspaniały przykład westernu wykraczającego poza gatunek. Wzbogacony melodramatycznym wątkiem miłosnym oraz pacyfistycznym przesłaniem utwór próbuje zdefiniować pojęcia odwagi i honoru. Wśród atrakcji pojedynek na jednostrzałowe pistolety zamiast rewolwerów. Wyszedł bardzo subtelny i liryczny, ale też przemyślany i błyskotliwy film.
Dawid Konieczka
- Jeremiah Johnson – western absolutnie wyjątkowy, wspaniale unikający klisz i przewidywalności. Film Sydneya Pollacka ma wymiar niezwykle osobisty, wręcz poetycki, zwłaszcza dzięki pięknej, zaśnieżonej scenerii i silnemu naciskowi na temat współistnienia z naturą. Choć w Jeremiah Johnsonie jest oczywiście miejsce na brutalność i westernową przygodę, to spokojny, a może nawet kontemplacyjny charakter dzieła pozostaje na pierwszym planie i przesądza o niedoścignionej maestrii filmu.
- Dobry, zły i brzydki – trudno było nie zakochać się od pierwszego wejrzenia w arcydziele Sergio Leone. Finał trylogii dolarowej to trzygodzinna nieustanna pogoń trzech fascynujących, niejednoznacznych bohaterów za pieniądzem i przy okazji sobą nawzajem. Do tego należy dodać doskonale prowadzone tempo narracji oraz wyjątkową, niezapomnianą muzyką Ennio Morricone i otrzymamy bodaj najlepszy spaghetti western w historii.
- Dzika banda – Peckinpah jak to Peckinpah, nie bawi się w subtelności, mity i zbędny romantyzm. Dzika banda jest brutalna, brudna, a przy tym niezwykle realistyczna i niejednoznaczna. Film odbiegający od marzycielskiego wizerunku Zachodu, w zasadzie stanowiący jego negatyw.
- Eskorta – darzę film Tommy’ego Lee Jonesa szczególną sympatią, jako że współcześnie solidnych westernów powstaje bardzo niewiele, a tymczasem Amerykanin nakręcił dojrzałe dzieło, które, choć nie rewolucyjne, w żadnym razie nie jest anachroniczne.
- Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda – tu znów wielkie brawa dla twórców za powrót do gatunku, a zarazem silne rozciągnięcie jego ram. Zabójstwo… to przede wszystkim film psychologiczny, w którego centrum stoją bohaterowie – wewnętrznie rozdarci, zawiedzeni życiem, wręcz przerażeni, co przyniesie kolejny dzień. Legendy o rabusiach, rewolwerowcach i westernowych przygodach zupełnie idą w odstawkę, ustępując szarej, niepewnej rzeczywistości.
Jakub Piwoński
- Tańczący z wilkami – film Costnera widziałem już wielokrotnie, ale za każdym razem mocno się w niego angażuję. Historia oficera armii amerykańskiej, który podejmuje się samotnej misji stacjonowania w odległej placówce, jest mi bliska ponieważ dostrzegam w niej nonkonformistyczne przesłanie. Dunbar wybrał własną drogę, kierując się przy tym osobistymi pobudkami. Odnalezienie się w innej kulturze przyniosło mu z kolei spełnienie. Cudowna opowieść o samotności z wyboru, która owocuje dobrem.
- Rio Bravo – jak dla mnie jest to podręcznikowy przykład westernowego mitu. Miasto położone na Dzikim Zachodzie, do którego wkrada się bezprawie. Lokalny szeryf przy pomocy wiernych druhów musi raz jeszcze przeciwstawić się złu. Pomimo koloru, to wciąż czarno-biały film, bo charakteryzuje się jednoznacznymi postawami moralnymi. Dziś te kontrasty stanowią już w gatunku przeżytek, ale ja i tak uważam, że najlepszy western to taki, który ma dobrych, złych i piękne kobiety.
- Bez przebaczenia – właśnie wtedy, gdy do gatunku zaczęło wkradać się zwątpienie i rozmycie postaw etycznych, Eastwood raz jeszcze przypomniał, jak powinna wyglądać sprawiedliwość po męsku. W swym komunikacie jest tyle efektowny, co efektywny. Przypomina jednocześnie na czym polega główna siła westernu – opowieści te są wspomnieniami czasów, w którym człowiek mógł sam brać sprawy w swoje ręce. I było to tak dobre, jak niebezpieczne.
- Świat Dzikiego Zachodu – najbardziej znamienity przykład połączenia dwóch, z pozoru kompletnie niepasujących do siebie gatunków filmowych – westernu i science fiction. Balansujący na granicy prawa Dziki Zachód styka się tu z ciemną stroną technologii, potęgując w ten sposób pesymistyczne przesłanie. Czy można sobie wyobrazić ciekawszego kata ludzkości niż amoralnego kowboja-robota?
- Jeremiah Johnson – widziałem ten film jak na razie tylko raz, ale jestem przekonany, że do niego wrócę. Ma on bowiem działać jako remedium. Wykorzystując westernowy sztafaż, Pollack przypomniał bowiem odwieczną, acz często zapominaną prawdę o łączności człowieka z naturą. Nie ma lepszej odtrutki na spowodowane miejskim zgiełkiem i postępujące przygnębienie niż seans tego osobliwego, spokojnego filmu.
Tomasz Raczkowski
- Pojedynek w Corralu O.K. – zanim nakręcono opisane wyżej przez kolegę Tombstone, legendarną historię o Wyatcie Earpie i Docu Hollidayu przedstawił John Sturges, a w duet stróżów prawa wcielili się Burt Lancaster i Kirk Douglas. Pojedynek w Corralu O.K. to jeden z pierwszych westernów, jakie obejrzałem (a przynajmniej jakie pamiętam) i do dziś pozostaje on moim wzorcem gatunku, a Earp i Holliday zawsze będą mieć dla mnie twarze Lancastera i Douglasa. W pamięć zapada szczególnie kreacja tego drugiego, kradnącego swoim magnetyzmem właściwie każdą scenę. Pojedynek… to klasyczny, pełen dawnego uroku western, do którego można i należy wracać.
- Tom Horn – poruszająca, smutna opowieść o zmierzchu legend odstawionych na boczny tor, poniekąd stanowiąca gorzkie epitafium dla całego westernowego romantyzmu i łobuzerskiej kultowości rewolwerowców. Grany przez znakomitego Steve’a McQueena Horn to zmęczony życiem dawny bohater, coraz gorzej radzący sobie z otaczającym go światem, ostatecznie niemal dosłownie wyrzucony na śmietnik historii i zniszczony przez społeczeństwo, którego niegdyś był symbolem. Tom Horn to film spokojny, bardzo refleksyjny i skoncentrowany na psychologicznym portrecie tragicznego bohatera. Reżyserowi Williamowi Wiardowi udało się w tym dziele uchwycić egzystencjalną pustkę następującą po odjechaniu w stronę zachodzącego słońca i przy okazji oddać w ten sposób hołd legendzie Dzikiego Zachodu.
- Bez przebaczenia – kolejna mroczna, pozbawiona romantyzmu wizja Dzikiego Zachodu. Clint Eastwood stworzył spektakularny antywestern, który równocześnie jest dowodem na niesłabnący potencjał drzemiący w tym gatunku. Bez przebaczenia pokazuje świat brudny, niemoralny, w którym istnieje tylko mniejsze zło, a wezwany z emerytury niesławny najemnik broni uciśnionych przed zdegenerowanym stróżem prawa. W Bez przebaczenia wszyscy są na swój sposób źli i zepsuci, ale pozostają wierni swoim zasadom i niekiedy pokrętnej etyce. To wszystko w surowych, ciemnych kadrach, dzięki którym ta ponura wizja jest tak przekonująca.
- Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda – wybitny dramat egzystencjalny na bazie westernu, w przewrotny sposób dekonstruujący amerykańskie mity. Genialne role Brada Pitta i Caseya Afflecka i jeszcze lepsze zdjęcia Rogera Deakinsa, nihilistyczno-depresyjny klimat i galeria barwnych postaci drugoplanowych, czyli wszystko, czego nawet nie spodziewaliście się po westernie, a Andrew Dominik i spółka wam to zaoferowali.
- Rzeka Czerwona – nie, nie zapomniałem o legendzie klasycznego westernu, najbardziej niezłomnym spośród stróżów prawa i moralności – Johnie Waynie. Rzeka Czerwona to mój ulubiony film z jego udziałem. Wciela się w nim w zgorzkniałego hodowcę bydła przepędzającego swoją trzodę do Missouri i konfrontującego się z buntem części podwładnych. Klasyczna opowieść daje szansę do wprowadzenia sztandarowych motywów braterstwa, poświęcenia sprawie i kowbojskiej sprawiedliwości. Film Howarda Hawksa można oglądać raz za razem, a i tak się nie znudzi, m.in. dzięki świetnej roli Wayne’a, który błyszczy jako doświadczony i charyzmatyczny Thomas Dunson.
REKLAMA