Aktorzy, którzy NAJWIĘCEJ razy UMIERALI na ekranie. Sean Bean nie ma szans
5. Dennis Hopper – 51 zgonów
Przyszła kolej na następnego świetnego aktora, którego nie ma już wśród nas. Dennis Hopper zawsze grał charakterystycznych, często negatywnych bohaterów, nie dziwi zatem, że w rankingu aktorów, którzy umierali na ekranie najczęściej, znalazł się tak wysoko. Gwiazdor takich produkcji jak Swobodny jeździec (1969), Czas Apokalipsy (1979), Blue Velvet (1986) czy Wodny świat (1995) przenosił się w filmach na tamten świat w sumie aż 51 razy. Nawet w (pozornie) ostatnim obrazie w jego filmografii, Elegii (2008), postać Hoppera umiera. Sam aktor odszedł dwa lata później, w wieku 74 lat. Niemniej po raz ostatni mogliśmy oglądać go jeszcze rok temu w Drugiej stronie wiatru, projekcie Orsona Wellesa, którego ten nie dokończył, co jednak nastąpiło, między innymi za sprawą urodzonego w Polsce producenta Filipa Jana Rymszy.
4. Eric Roberts – 56 zgonów
Eric Roberts miał swoje małe wzloty i upadki, a w jego filmografii można odnaleźć kilka bardziej znanych i cenionych dzieł, jak choćby Mroczny Rycerz (2008) czy Wada ukryta (2014). Niemniej kariera aktora, którego w latach osiemdziesiątych można jeszcze było uznawać za obiecującego, potoczyła się znacznie gorzej niż jego siostry, Julii, i córki, Emmy. Współcześnie Roberts znany jest jako jeden z najbardziej zapracowanych ludzi w branży, który tylko w ubiegłym roku pojawił się w ponad dwudziestu produkcjach. Niestety, prawie wszystkie z nich to fatalne filmy niskobudżetowe, których prawdopodobnie nie obejrzał nikt poza producentami. To właśnie występom w tak ogromnej liczbie dzieł Eric Roberts zawdzięcza swoją równie imponującą liczbę ekranowych zgonów. Uzbierało się ich bowiem aż 56, a znając zapał aktora, bardzo szybko może wspiąć się na sam szczyt rankingu.
3. Lance Henriksen – 60 zgonów
Dotarliśmy do podium, którego najniższy stopień zajmuje Lance Henriksen. Aktor cieszył się szczególną rozpoznawalnością w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, a dla większości kinomanów na zawsze pozostanie Bishopem z dwóch części serii o Obcym. Henriksen kojarzony jest również z rolami w innych klasykach science fiction, jak choćby w Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia (1977) i Terminatorze (1984); po latach pojawił się też w Obcy kontra Predator (2004). Losy Henriksena podobne są jednak do tych Erica Robertsa, bo obecnie filmografię aktora zdominowały niewarte wspomnienia produkcje, które nigdy nie trafiły do kin. I znów, występy w filmach klasy Z pozwoliły na osiągnięcie całkiem pokaźnego wyniku, jeśli chodzi o liczbę filmowych śmierci. Dla Henriksena wynosi on 60.
2. Christopher Lee – 69 zgonów
W większości, a wręcz prawie we wszystkich podobnych do tego rankingach, które można znaleźć w sieci, niezapomniany Christopher Lee błędnie zajmuje pierwsze miejsce. Zanim zapisał się w zbiorowej świadomości jako Saruman, hrabia Dooku lub Francisco Scaramanga, angielski aktor grał w wielu horrorach, stając się jednym z najsłynniejszych odtwórców roli Drakuli. Lee wcielił się w postać słynnego wampira aż dziesięciokrotnie i prawie nigdy nie było mu dane uniknąć kołka, zabójczych promieni słońca lub innych śmiercionośnych dla krwiopijcy zagrożeń. Liczba filmów, w których Christopher Lee dokonywał żywota, może przyprawiać o zawrót głowy — jest ich aż 69. Na szczęście w ostatnich latach kariery filmowcy trochę odpuścili bohaterom granym przez tego wybitnego aktora, a ten niejako pożegnał się z widzami rolą, z którą wielu z nich go utożsamia, Sarumanem Białym w Hobbicie: Bitwie Pięciu Armii (2014).
1. Danny Trejo – 71 zgonów
Złoty medal w rywalizacji o tytuł aktora, który umierał w filmach najczęściej, zdobywa sympatyczny wąsacz meksykańskiego pochodzenia, Danny Trejo. Od kilku lat aktor, podobnie jak wspomniani już Roberts i Henriksen, najczęściej pojawia się w niskobudżetowych produkcjach, ale na szczęście od czasu do czasu można dostrzec go także w czymś ciekawszym. Trejo ma już zresztą ugruntowaną pozycję jako ekranowy badass i nie musi obawiać się zapomnienia. W sumie popularny Maczeta zginął w filmach i serialach aż 71 razy i jest niekwestionowanym królem ekranowych nieboszczyków. Choć Trejo dobiega już osiemdziesiątki (!), nadal pozostaje aktywny w zawodzie i wciąż ma szansę powiększyć swój dorobek. Wydaje się, że Amerykanin wciąż ma się świetnie, dlatego nadzieja na powstanie trzeciej części przygód Maczety jeszcze nie umarła. Oby tytułowy bohater ostatecznie również nie kopnął w kalendarz, skoro postaciom Trejo tak często się to zdarza.