search
REKLAMA
Zestawienie

PRZEOCZONE filmowe PEREŁKI 2021 roku

Tomasz Raczkowski

30 grudnia 2021

REKLAMA

Jeźdźcy sprawiedliwości

Film Andersa Thomasa Jensena miał bardzo symptomatycznego dla aktualnej sytuacji branży kinowej pecha – zdążyły się odbyć pokazy przedpremierowe w marcu, lecz premiera musiała być już odłożona ze względu na zamknięcie kin. W związku z tym Jeźdźcy sprawiedliwości zaliczyli falstart, a potem weszli do kin jakby za późno. A jest to film, który polecić można nie tylko fan(k)om Madsa Mikkelsena, grającego główną rolę. Historia czterech mężczyzn, pragnących wymierzyć sprawiedliwość za zamach w kopenhaskim metrze to przewrotna, nieco groteskowa, ale i krzepiąca opowieść o radzeniu sobie ze stratą. Można powiedzieć, że Jensen uczy i bawi – dąży do morału, ale po drodze nie szczędzi momentami wręcz ekstremalnego w wyrazie kryminalno-komediowego zacięcia.

Gunda

Gunda to być może jeden z najważniejszych pod względem przesłania filmów, jakie w tym roku weszły na ekrany polskich kin. Film Wiktora Kossakowskiego to niezwykły obraz życia zwierząt gospodarskich, wyłącznie z ich perspektywy, pozbawionej ludzkiego filtra. Ta optyka pozwala reżyserowi na nieme zadanie niewygodnych pytań o etyczny stosunek do hodowli i wykorzystywania żywych istot. Pytania, które warto, by zadał sobie każdy/a. Niestety czarno-biały, pozbawiony tekstu mówionego film o świniach i innych zwierzętach z miejsca wygląda zbyt hermetycznie, by stać się przebojem poza obiegiem festiwalowym. Pierwsze wrażenie może być nawet nieco mylące – Gundę ogląda się świetnie, to nie jest film z tych „snujących się” – ale kumulacja przynajmniej pozornie nieprzystępnej formy i dość jednak trudnej treści robi swoje. Warto jednak po ten film sięgnąć i warto go polecać.

Zło nie istnieje

Może zwycięzca Złotego Niedźwiedzia nie jest najbardziej niedocenionym filmem, ale gdy Zło nie istnieje Mohammada Rasoulofa można było oglądać na ekranach kin, nie była to raczej pozycja zbyt głośna i przy niej również mam wrażenie, że trochę prześlizgnęła się po świadomości widowni. Irański film tymczasem jest bardzo ciekawy – zbudowany z czterech nowel z różnej perspektywy podejmujących temat wykonywania kary śmierci, film Rasoulofa to głęboko humanistyczna refleksja nad moralnością, naturą zła i opresyjnym systemem. Filmowo reżyser momentami wspina się na genialny poziom. Zło nie istnieje to kapitalny przykład kina zaangażowanego politycznie, ale nie agitatorskiego, kolejny jasny punkt na mapie współczesnego kina irańskiego, potencjalny przyszły klasyk, który trzeba znać.

Noc królów

Kino afrykańskie ma w Polsce raczej pod górkę, jeśli chodzi o rozgłos, raczej nic więc dziwnego, że Noc królów na ekranach gościła niemalże incognito. Trzeba też przyznać uczciwie, że nie jest to film najłatwiejszy – silnie osadzona w zachodnioafrykańskiej tradycji oralnej i kontekście historyczno-kulturowym iworyjska produkcja to dość zagmatwana, nieco oniryczna opowieść o… opowieści, snutej w trakcie tytułowej nocy przez więźnia w walce o życie. Jest to jednak przy tym dzieło porywające warstwą wizualną oraz rytmem, w jakim prowadzona jest narracja. Za pośrednictwem Nocy królów wnikamy w samo serce lokalnych napięć i traum, stajemy się świadkami dziwnego misterium, rytuale, z którego wykluwa się podmiotowość i tożsamość zniewolonych Afrykańczyków. Co jednak ważne, reżyser wszystkie te antropologiczne wątki ujmuje w spójną i atrakcyjną formułę filmową, dając nam jedną z najbardziej intrygujących premier 2021 roku.

1970

Jeśli myślicie, że dokumenty historyczne, zwłaszcza o PRL-u, muszą być nudnymi streszczeniami danych z archiwów, pomyślcie jeszcze raz. A najlepiej obejrzyjcie 1970 Tomasza Wolskiego. Jak wskazuje tytuł, film opowiada o wydarzeniach Grudnia ’70, kiedy władze brutalnie stłumiły protesty gdańskich stoczniowców. Wolski buduje swoją opowieść na zachowanych w archiwach IPN nagraniach rozmów, prowadzonych przez najważniejsze osoby w państwie, tkając z ich słów mrożącą krew w żyłach narrację. Na warstwę wizualną składają się zaś przeplatane zdjęcia archiwalne i kukiełkowe inscenizacje wykorzystanych rozmów. W efekcie słyszymy, jak rozwijają się tragiczne wydarzenia, i obserwujemy statyczne marionetki reprezentujące sekretarzy, ministrów i generałów. Efekt jest porażający, a chłodny, powolny montaż tworzy specyficzną mieszankę brutalności i odrealnienia całej sytuacji. 1970 to doskonała i nieoczywista lekcja historii.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA