Powody, dla których RANCZO to jeden z NAJLEPSZYCH polskich seriali
Bo jest absurdalnie śmieszny
Jeden z najważniejszych argumentów, dla których chce się dalej brnąć w historie Hadziuków, Solejuków, Japyczów, Koziołów i innych. W gruncie rzeczy, abstrahując od satyry społecznej, Ranczo to rozbrajająco zabawny serial. Bazuje na wyświechtanych żartach o robotnikach nierobach, kłótliwych i zazdrosnych sąsiadach. Śmiejemy się z Protestu Okupacyjnego pod urzędem gminy, podczas którego Myćko, Wargacz czy Solejuk protestują przeciwko „dyktaturze kobiet i Zachodu”. Jak to powiedziała niegdyś Michałowa: „Chłopy u nas głupie, ale kobiety swój rozum mają”. Jednak twórcy nie raz dają popis i serwują naprawdę pomysłowe rozwiązania. Na przykład ten, kiedy Szymek Solejuk władał telekinezą, a ksiądz wybierał się do ich domu na egzorcyzmy w odzieniu jak z Egzorcysty. Albo sama postać Solejukowej, która z niewykształconej stereotypowej wiejskiej skromnej gospodyni przeradza się studentkę filozofii, dyskutując z księdzem Maciejem o teologii św. Tomasza. Jednak najzabawniejszy, w mojej ocenie, jest odcinek nr 47 „W samo południe”, w którym ulice Wilkowyj zamieniają się w barykady, a mieszkańcy stawiają czynny opór mafii, wykopując z bunkrów pamiętające czasy wojny granaty, strzelby i panzerfaust. Choć nie jest to rzecz oczywista, podstawą Rancza jest absurdalny humor, który ma mały związek z realizmem. Dlatego czasem warto brać go z przymrużeniem oka.
Bo obfituje w ciekawe rozwiązania
Niby zwykły polski serial, a potrafi zaskakiwać. Czy to zabawnymi rozwiązaniami w budowaniu postaci, czy to pomysłowością w poprowadzeniu akcji. Daje również szansę odczytywania wiele odniesień i ukrytych subtelności, ku uciesze dociekliwych widzów. Zacząć należy od odcinków stylizowanych na Dr House’a czy Ojca Mateusza. W epizodzie 59 „Doktor Wezół”, wilkowyjski doktor, po sugestii żony zamienia się w doktora House’a, a cały odcinek, łącznie z czołówką, przypomina amerykański serial o genialnym lekarzu. Wiele ciekawych pomysłów dotyczy także samej kultowej ławeczki oraz ich bohaterów. Subtelne pożegnanie starego Jana Japycza, które następuje pod koniec odcinka 21, pozostaje jednym z najbardziej wzruszających momentów serii. Moment pożegnania z ławkowiczami poprzedza śmierć bohatera, jak i samego aktora. Od tego momentu Pietrek, Solejuk, Stach i Hadziuk będą odwiedzać grób kompana przy okazji ważnych wydarzeń. Od pewnego momentu twórcy serialu wpadli także na pomysł, by bohaterowie z ławki żegnali się z widzami jakąś mądrością życiową wypowiadaną prosto do kamery, burząc tym samym czwartą ścianę. Przybiera to formę swoistej klamry i zakończenia sezonu. Zresztą zawsze miałam wrażenie, że ławeczka w Ranczu, oprócz tego, że ma potencjał humorystyczny, jest osobnym elementem serialu, który odgrywa bardziej istotną rolę, niż widz może przypuszczać.
Innym ciekawym rozwiązaniem jest sama postać Klaudii, czyli córki wójta Kozioła. Klaudia uosabia sobą wszystko, czego rodzice i starsze pokolenie nie rozumieją. Kiedy przeżywa młodzieńczy bunt, identyfikuje się z każdą subkulturą i reprezentuje sobą każdą młodzieńczą filozofię, oczywiście tylko chwilowo, w ramach eksperymentu, poszukując swojej własnej życiowej drogi. Warto także wspomnieć o Babce Zielarce, która, choć wydawała się epizodyczną, niezbyt istotną postacią pustelniczki wytwarzającej zioła, stała się kimś na kształt demiurga, objawiając magiczne zdolności. Nie sposób nie wspomnieć także o imponującym awansie bohaterów. Sprowadzenie Wilkowyj do mikrokosmosu jest co prawda nierealistyczne i bardzo naiwne, ale nie chodzi tu zawsze o wiarygodność. Wójt zostaje prezydentem, ksiądz biskupem. Pietrek z ławeczki zostaje gwiazdą disco polo, były alkoholik staje się artystą światowego formatu. Albo działalność Lucy, która czyni z małych szarych Wilkowyj małą europejską stolicę postępu i dobrobytu. Na Ranczo powinno się jednak patrzeć z lekkim przymrużeniem oka. To w końcu lustrzane odbicie naszej rzeczywistości, ale wciąż w krzywym zwierciadle.
Bo jest pełen ciepła
Ranczo to jeden z najlepszych przykładów feel-good serialu. Oczywiście pełno jest w nim konfliktów, spisków, oszustw, amoralności, które ucieleśnia najczęściej największy niegodziwiec serialu, czyli słynny Czerepach. Mimo wszystko jednak bohaterowie zawsze wyciągają do siebie pomocną dłoń lub dłoń na zgodę. Skoro spotkało to wójta i księdza, może spotkać każdego. Mieszkańcy Wilkowyj mają swoje wady, które lubimy wypominać, jednak z zazdrością patrzy się, jak zżytą społeczność tworzą. Nie raz cała grupa stanęła w obronie jednostki, bo tak nakazywała im ich przyzwoitość. Bo choć bohaterowie się ze sobą droczą, widać między nimi ogromną sympatię i zażyłość (piszę tu głównie o wyjątkowej i niespotykanej relacji Michałowiej i księdza Kozioła). Mimo swojej hermetyczności, którą początkowo można by zarzucić bohaterom serialu, każdy znajdzie tam miejsce dla siebie. Choć twórcy serialu słusznie wytykają nasze narodowe niedoskonałości, trzeba przyznać, że z Rancza bije także bardzo dużo pozytywnej polskości. Udowadnia, że mamy wiele cech, z których możemy być dumni. I to sprawia, że serial nie tylko chce się oglądać dalej, ale najchętniej samemu odwiedziłoby się ekranowe Wilkowyje.
Bo jest dla każdego widza
Jestem tego najlepszym dowodem – zaczęłam swoją pełną emocji i wzruszeń przygodę z Ranczem w wieku 24 lat. Serial nie jest tylko, jak przyjęło się go postrzegać, serialem naszych rodziców lub programem, który ogląda się dla nostalgii. Z kolejnych odcinków i sezonów każdy wyciągnie coś dla siebie. Twórcy dbają o to, by każdy z widzów miał osobę, z którą mógłby sympatyzować. To także najbardziej przystępny sposób, aby widzów starszej daty zachęcić do dyskusji i refleksji na takie tematy jak prawo reprodukcyjne i inne nowinki, które twórcy przemycają pod płaszczykiem ekranowych żartów. A co równie istotne, Ranczo łączy pokolenia. Jeśli narzekasz na brak wspólnych tematów do rozmów z rodzicami, ciotkami, wujkami lub dziadkami, zacznij śledzić ekranowe poczynania Lucy i Kusego, a tych nie zabraknie.