POLSKIE WESTERNY. Szlakiem bezprawia – od Bieszczadów po Teksas
Ciemna rzeka (1973), reż. Sylwester Szyszko
Ta produkcja jest chyba jeszcze bardziej zapomniana niż cała reszta i osobiście nie spotkałem się z tym, aby ktoś zaliczał ją do polskich westernów. Ale trudno się oprzeć wrażeniu, że jednak główny bohater zbudowany jest w oparciu o heroiczne wzorce zaczerpnięte z dalekiego Zachodu. No i tytuł kojarzy się (osobie piszącej te słowa) z Rzeką Czerwoną (1948) Howarda Hawksa, gdzie też był motyw relacji ojca z synem. W filmie Sylwestra Szyszko – twórcy znakomitego komediodramatu Milioner (1977) z Januszem Gajosem – głównym bohaterem jest Zenek Stankiewicz (Maciej Góraj), kaleki żołnierz z Batalionów Chłopskich. Po wyzwoleniu nie oddał broni, bo jego zdaniem wojna się jeszcze nie skończyła. Trudno mu jednak ocenić, kto w obecnej rzeczywistości jest prawdziwym wrogiem: przedstawiciele władzy czy partyzanci, którzy przeciwko tej władzy występują. Dlatego nie opowiada się jednoznacznie po żadnej ze stron – po prostu uważa, że skoro władza ma broń, partyzanci i bandyci również, on także powinien, by chronić siebie i swoich bliskich. Tym samym popada w konflikt zarówno z jedną jak i drugą stroną.
Jego asertywności i uporu nie popiera także rodzina. Ojciec (odgrywany przez świetnego Bolesława Płotnickiego) tak mówi do syna: „Nie szukaj sprawiedliwości. Zgnoją cię – albo jedni, albo drudzy. A nikt tobie marnego słowa nie powie, że stoisz na boku, boś kaleka”. Zenek jest więc pozostawiony sam sobie, nie znajdując zrozumienia ani szacunku. To jeden z ciekawszych filmów na tej liście – wciąga, niepokoi, tworzy więź pomiędzy widzem i bohaterem. Sporo tu świetnych scen i dialogów, na przykład ślub Jana Zurycha, podczas którego pijany ojciec Zenka podjudza zgromadzonych gości do drwin. Chodzi o to, że jest to ślub cywilny, a więc bez księdza i organów kościelnych, co jest powodem do obśmiania małżonków. Zresztą świetnie został odtworzony klimat katolickiej wioski wraz z jej mentalnością i obyczajami. Akcja toczy się na Lubelszczyźnie w pobliżu rzeki, gdzie pływają trupy. Za cudownie melancholijną muzykę odpowiadał wirtuoz fortepianu Jerzy Maksymiuk. Zdecydowanie warto zapoznać się z tą zapomnianą perełką kina polskiego.
Wszyscy i nikt (1977), reż. Konrad Nałęcki
Podobne wpisy
„Myślałem, że już po wojnie ludzie będą umierać normalnie: na płuca, na serce, ze starości” – mówi jeden z żołnierzy powracających z frontu. Ale na polskich terenach wojna trwała dłużej. Polska podziemna, która walczyła z Niemcami, nie złożyła jeszcze broni, bo nie akceptuje porządków, jakie nastały po tak zwanym „wyzwoleniu”. Akcja filmu nie dotyczy jednak politycznych rozgrywek, ale konfliktu podczas skromnego wesela. Na imprezę zapowiedział swój przyjazd lokalny bandyta zwany „kapitanem Hakiem”, więc żołnierze – aby zachować honor i czyste sumienie – decydują się pozostać w miasteczku, by chronić tutejszą społeczność. Bohaterów jest sześciu i nie wszyscy są tacy chętni do pomocy. Najbardziej oporny jest Kobra w interpretacji niezawodnego, choć tutaj szarżującego do przesady, Ryszarda Pietruskiego. Gdy do tej szóstki dodamy miejscowego milicjanta, to mamy prawdziwy polski remake Siedmiu wspaniałych (1960).
Niestety, ten film wygląda atrakcyjnie tylko na papierze, bo realizacja pozostawia wiele do życzenia. Produkcja bardziej się zestarzała niż starszy o siedemnaście lat wspomniany western Johna Sturgesa. Akcja przez półtorej godziny wlecze się jak żółw, nie oferując niczego w zamian, żadnych ciekawych obserwacji obyczajowych ani intrygujących relacji między ludźmi. Ogląda się do końca, licząc przynajmniej na ekscytujący finał, gdyż od pewnego momentu łatwo się domyśleć, że musi dojść do rozlewu krwi. Istotnie, dochodzi do strzelaniny, która okazuje się jedynie gwoździem do trumny – jest fatalnie nakręcona i zmontowana. Za tę ramotę odpowiedzialni są twórcy serialu Czterej pancerni i pies (1966–1970) – Konrad Nałęcki (reżyser) i Janusz Przymanowski (autor powieści i scenariusza). Ten ostatni napisał także balladę do muzyki Adama Walacińskiego. Utwór wykonała Aleksandra Maurer z Piwnicy pod Baranami. Ballada jest jednym z niewielu atutów tego obrazu. Pozostałe to obsada (m.in. Emil Karewicz i Wiesław Gołas) i błyskotliwe przesłanie zawarte w ostatnich słowach filmu, wyjaśniające przy okazji znaczenie tytułu:
– Będzie ktoś o nich pamiętał?
– Z początku wszyscy, a potem nikt.
Szlakiem bezprawia. Człowiek znikąd (1983), reż. Józef Kłyk
Najbardziej niezwykły film w niniejszym zestawieniu. Zrealizowany przez filmowca-amatora Józefa Kłyka, który nawet nie próbował udawać, że chce tworzyć coś więcej niż proste amatorskie produkcje. Kręcił on śląsko-teksańskie westerny – pierwszym był Emigrant (1970), ale największą sławę zyskała trylogia Szlakiem bezprawia, do której zaliczają się: Człowiek znikąd (1983), Full śmierci (1986) i Wolny człowiek (1991). Inne jego filmy o Dzikim Zachodzie to m.in. Dwaj z Teksasu (2000) i Śląski szeryf (2014). Ten ostatni powstał w 160. rocznicę założenia przez Górnoślązaków osady w Teksasie o nazwie Panna Maria. Człowiek znikąd to historia śląskiego kowala, Wawrzyna Złotko, który w czasie zaborów uciekł pruskim żandarmom i trafił do Teksasu, gdzie spotkał swoich ziomków mieszkających w osadzie Panna Maria.
Nie ma tu tradycyjnego dialogu, zamiast niego jest narracja prowadzona gwarą śląską. Na ściance wiszą listy gończe Billy’ego Kida, Liberty Valance’a i innych delikwentów, a wokół głównego bohatera roi się od przemocy. Parę razy można się zaśmiać, na przykład wtedy, gdy padają słowa: „Spodobała mi się gryfna dziołcha, ale czy się z nią dogodosz jak fanzoli po amerykańsku?”. Na ścieżce dźwiękowej można usłyszeć znajome motywy – trochę muzyki ludowej, jak również kompozycje ze znanych westernów: My Rifle, My Pony and Me (Rio Bravo – 1959) i Do Not Forsake Me, O My Darlin (W samo południe – 1952). Z odpowiednim nastawieniem można obejrzeć, ale przestrzec należy, iż nie ma tu klasycznego aktorstwa i pod względem technicznym jest to dzieło niedorobione (np. muzyka często zagłusza narratora).
Film jednak nie był realizowany szybko i pobieżnie – reżyser pracował nad nim około trzy lata (1980-83). Mimo wszystko wysiłek opłacił się – obraz zdobył nagrodę dziennikarzy na Festiwalu Filmów Polskich w Gdyni i został uznany w pewnych kręgach za dzieło kultowe. Rodzinna wioska Józefa Kłyka została rozsławiona, a Górny Śląsk wypromowany na świecie jako „polski Texas”. Natomiast sam reżyser stał się na tyle rozpoznawalny i inspirujący, że powstawały o nim filmy dokumentalne. Do sukcesu tego amatora przyczynił się Kazimierz Kutz, który założył Śląskie Towarzystwo Filmowe, wspierające kino tworzone na Górnym Śląsku. To dzięki niemu Człowieka znikąd zaprezentowano szerszej widowni w 1984.
Dłużnicy śmierci (1985), reż. Włodzimierz Gołaszewski
Wraz z reżyserem przy scenariuszu pracował Maciej Z. Bordowicz, a tekst powstał na kanwie jego opowiadania Handlarze jabłek. Tak jak w większości filmów z listy, akcja toczy się w realiach powojennej Polski, gdyż właśnie w tym czasie nasz kraj przypominał prawdziwy Dziki Zachód. Panowało bezprawie i pojawiali się samozwańczy szeryfowie. Tym razem jednak na pierwszym planie mamy milicjantów, którzy ścigają partyzanta o pseudonimie „Grom” (co ciekawe, w tej roli wystąpił reżyser Włodzimierz Gołaszewski). Wśród milicjantów jest jednak szpieg sprzyjający bandytom. Dzięki niemu „Grom” uzyskuje przewagę i organizuje zasadzkę. Film wpisuje się w nurt kiczowatych lat osiemdziesiątych. Ma swój specyficzny klimat, który wciąga, ale trudno nie oprzeć się wrażeniu, że to kino wtórne i błahe. Poprawna imitacja starych rozrywkowych produkcji, którą szybko się zapomni i raczej nie będzie się odczuwać chęci powrotu. Scenariusz, zdjęcia czy muzyka nie mają wiele do zaoferowania, ale trzeba przyznać, że udało się zebrać na planie imponującą ekipę aktorską.
BONUS:
Ballada o Dzikim Zachodzie
słowa: Wojciech Młynarski
muzyka: Tadeusz Suchocki
wykonanie: Jan Kobuszewski, Wiesław Gołas
________________
Postscriptum: Zdjęcie główne nad tekstem przedstawia Józefa Kłyka podczas realizacji filmu Śląski szeryf (2014).