Polskie KINO WOJENNE
Polska wojna serialami stoi
Czterej pancerni i pies oraz Stawka większa niż życie może nie do końca należą do kina, ale chyba trudno znaleźć słynniejsze i bardziej lubiane produkcje wojenne. Dwa telewizyjne seriale, dwa spojrzenia na wojnę, dwa gatunki, jeden wspólny mianownik: kult. Jestem przekonany, że nie ma dnia w polskiej telewizji, podczas którego na którymś z kanałów nie odbywałby się seans jednego z odcinków tych seriali. Nie ma chyba większego sensu streszczanie fabuły, przypominanie bohaterów albo rozpisywanie się o jakości tych produkcji. Wystarczy rzec, że są one wzorem do naśladowania dla filmowców, którzy chcą tworzyć pasjonujące historie przygodowo-sensacyjne. Inaczej sprawa ma się z historyczną prawdą. Czerwieńsza krew bohaterów wyraźnie dominuje w tych czarno-białych produkcjach, także ze względu na panujący w czasach ich powstawania polityczny klimat. Sowieci występujący tu jako przyjaciele i oswobodziciele mogą niektórych kłuć w serce. Ale przecież nie to się liczy. Szpiegowskie przygody, słowne potyczki i zawiłe scenariusze przygód Hansa Klossa oraz awanturnicze, pełne humoru i wigoru akcje załogi Rudego-102 znajdują fanów w coraz to nowszych pokoleniach, a sława i popularność obu serii wydają się nie mieć końca.
Warto w tym miejscu wspomnieć o innych wartościowych serialach, takich jak Polskie drogi, Pogranicze w ogniu czy nowszy Czas honoru, które, ze względu na wojenną tematykę, nieodmiennie przyciągają widzów do srebrnych ekranów.
W krzywym zwierciadle
W latach sześćdziesiątych nadszedł w końcu moment, kiedy artysta-autor, w tym przypadku – Tadeusz Chmielewski – pozwolił sobie na ujęcie wojny w lżejszej formie. Gdzie jest generał… opowiadał o schyłku wojny, wiośnie roku 1945, a jego atmosfera jest przepełniona humorem i dystansem. Fajtłapowaty żołnierz przypadkiem bierze w niewolę niemieckiego generała, a z kłopotów pomaga mu wyjść rosyjska dziewczyna – w tej roli znakomita Elżbieta Czyżewska. Film chwalono za poczucie humoru i scenariusz oraz odtwórców głównych ról, a Chmielewski stał się „ojcem” polskiej komedii wojennej, realizując kilka lat później epicki (nadużywane słowo, które w przypadku tego tytułu jak najbardziej trafione) obraz Jak rozpętałem drugą wojnę światową, z brawurową rolą Mariana Kociniaka jako niezapomnianego Franka Dolasa, któremu wydaje się, że to przez niego wybuchła wojna. Do tych dwóch tytułów tematycznie pasuje Rzeczpospolita babska Hieronima Przybyła. Kobiecy punkt widzenia na powojenny obraz Polski był idealną podstawą do zrealizowania zabawnej, mądrej komedii, w której refleksja o wojennej rzeczywistości miesza się z przednim humorem.
Na Wchodzie bez zmian
Okres od początku lat sześćdziesiątych do końca siedemdziesiątych upłynął pod znakiem kolejnych produkcji wojennych, reprezentujących różny poziom. Problemu dotykali między innymi Ewa i Czesław Petelscy (Naganiacz), Jan Łomnicki (Kontrybucja), Janusz Morgenstern (Potem nastąpi cisza), Andrzej Żuławski (Trzecia część nocy), Stanisław Różewicz, Aleksander Ścibor-Rylski, Henryk Kluba, a nawet Jerzy Hoffman. Wśród produkcji można znaleźć kilka perełek – przykładów udanej realizacji, coraz większych możliwości technicznych lub pamiętnych ról, jednak nie można chyba mówić o żadnym przełomie lub arcydziele z tego okresu, którego status byłby jednoznaczny i niepodważalny. Lata osiemdziesiąte natomiast, ze względu na napiętą sytuację społeczno-polityczną i usztywnienie gospodarcze w wielu aspektach działalności, nie tylko artystycznej, stanowią raczej regres w tym temacie, na tle którego wybijają się C.K. Dezerterzy Janusza Majewskiego, wyprodukowana we współpracy z Węgrami komedia
Dziwna wojna
W historii rodzimego kina zdarzyło się kilka dziwnych przypadków, w tym również w omawianym gatunku. Przy przeważającym trendzie dramatyczno-cierpiętniczym, przełamywanym jedynie komediami, zdarzył się na przykład taki film, jak Nie ma powrotu, Johnny. Polska ekipa pod okiem pochodzącego z Iranu reżysera, niemieccy i polscy aktorzy, wietnamska wojna. Nietypowa mieszanka, która, niestety, niezbyt dobrze się przyjęła, a dziś mało kto o niej pamięta. Smutna historia wiążę się również z jednym z ostatnich obrazów zrealizowanych pod silnym wpływem Związku Radzieckiego. Przeprawa z 1988 roku, w reżyserii Wiktora Turowa, zabrała życie młodego toruńskiego aktora Krzysztofa Milkowskiego. Jego śmierć zarejestrował obiektyw kamery, a ujęcie zostało wykorzystane w filmie.
