Polscy filmowcy kontra prawdziwe historie. Kontrowersje wokół PRIME TIME Jakuba Piątka
Piątek i jego współpracownicy wprowadzili w obręb fabuły mnóstwo dodatkowych, czysto fikcyjnych elementów – czas akcji zostaje cofnięty do znamiennej, symbolicznej daty przełomu wieków, bohater bierze nie jednego, lecz dwóch zakładników, do studia przyjeżdża despotyczny ojciec napastnika, sprowadzony, aby pomóc w przedłużających się, mozolnych negocjacjach, bohater chce wejść na żywo z zapisaną na kartce wiadomością, nie posiada przy sobie wcześniej nagranego materiału… Wymieniać można by jeszcze długo. Prime Time z całą pewnością nie jest wierną rekonstrukcją incydentu z września 2003 roku. Kilka istotnych punktów wspólnych pozwala jednak sądzić, że twórcy inspirowali się tym konkretnym wydarzeniem, które w trakcie formowania się scenariusza zmieszali z całkowicie fikcyjnymi, nieposiadającymi odbicia w rzeczywistości elementami.
Prime Time jest zatem przykładem filmu, w którym prawdziwa historia zderzona została z wyobraźnią twórców. Efekt końcowy jest dość problematyczną mieszanką fikcji i rzeczywistości – problematyczną, bo, jak zauważa Adrian M., potencjalnie niebezpieczną, wprowadzającą w błąd:
W filmie panowie Piątek i Czapski (autorzy scenariusza) zdecydowali się pofantazjować na ten temat i w ich wersji przyczyną wtargnięcia Sebastiana do TVP było odrzucenie przez ojca tyrana, który zostawił rodzinę dla innej kobiety i psychicznie znęcał się nad synem. Ponieważ ten film skutecznie miesza: prawdę, doniesienia medialne o mojej sprawie z fantazją twórców stworzoną na potrzeby tej produkcji, zachodzi realne ryzyko, że ludzie, którzy nas znają/kojarzą, będą odbierać fikcyjne elementy tej historii jako prawdę, myśląc jednocześnie, że to wszystko przez mojego ojca.
Nie obarczałbym jednak w tym wypadku całą winą autorów scenariusza, którzy mają pełne prawo opowiedzieć podobną historię, biorąc prawdziwy incydent jedynie za swego rodzaju punkt wyjścia. Największym problemem nie są więc intencje twórców (wierzę w to, że były czyste, chodziło po prostu o zrealizowanie jak najlepszego filmu), ale reakcje niektórych mediów, które o Prime Time pisały niemalże wyłącznie w kategoriach filmu opartego na rzeczywistych wydarzeniach z 2003 roku. Mamy tutaj do czynienia ze szczególną sytuacją, w której twórcy raczej starają się umniejszać rolę prawdziwego incydentu w procesie twórczym, podczas gdy media wyciągają tę historię na plan pierwszy – licząc zapewne, że w ten sposób przyciągną większą liczbę czytelników. Za przykład niech posłuży kuriozalny nagłówek z lokalnego portalu o Tomaszowie Mazowieckim (miejscowości, z której pochodzi Adrian M.): „Prime Time – film inspirowany historią tomaszowianina już na platformie Netflix”… Jak słusznie zauważył wspomniany w nagłówku „tomaszowianin”: „Nie ja zobaczyłem siebie pierwszy w tym filmie. Zrobili to za mnie obcy mi ludzie (ogólnokrajowi i lokalni dziennikarze), a także społeczność, z której pochodzę. Od nich się dowiedziałem o tym filmie i całej sprawie”.
Oczywiście, debiutancki film Jakuba Piątka nie jest jedynym projektem, który poprzez swoje inklinacje z rzeczywistością stał się powodem kontrowersji. Podobna historia miała miejsce w przypadku Bożego ciała Jana Komasy. Scenarzysta filmu, Mateusz Pacewicz, od lat interesował się postacią fałszywego księdza z Budzisk. Najpierw wydał książkę na ten temat (Kazania na dole), a później stworzył scenariusz, na podstawie którego Jan Komasa nakręcił swoje najgłośniejsze (i zdecydowanie najlepsze) dzieło. Tymczasem pierwowzór fikcyjnego Daniela (Patryk) został z niczym – jak twierdzi w wywiadzie dla portalu naTemat, w przeciwieństwie do Adriana M., nikt się z nim w sprawie realizacji filmu nie skontaktował: „Uważam, że przed zdjęciami ktoś powinien się chyba do mnie udać z pytaniem, czy może coś takiego zrobić. Nikt tego nie zrobił. I nie chodziło mi o żadne pieniądze. Chodziło o czyste o sumienie. Przecież gdyby nie ja, to tego filmu by nie było”.
Zarówno Adrian M., jak i Patryk rozważają złożenie pozwów i szukanie rozwiązań na drodze prawnej. Wątpię jednak, aby to do czegokolwiek doprowadziło. Twórcy Prime Time i Bożego ciała nie złamali prawa – zainspirowali się prawdziwymi historiami, poddali je dramaturgicznym modyfikacjom i zrealizowali na tej podstawie swoje filmy, nie otrzymawszy wcześniej zgody od pierwowzorów głównych bohaterów. Czy to legalne? Tak. Czy to etyczne? To już zupełnie inna bajka.