PLANETA MAŁP. Najbardziej pamiętne momenty

Miejsce 7. Polowanie na ludzi | Planeta Małp (1968)
Pierwsze pojawienie się tytułowych małp w filmie to scena polowania na ludzi. Uzbrojone, jeżdżące konno, inteligentne goryle łapią niczego się niespodziewających, przerażonych dzikich ludzi w sieci, otaczają ich, strzelają do nieposłusznych jednostek. Wszystko sugestywnie, tak aby widz długo nie widział oprawców, wyreżyserowane i okraszone znakomitym soundtrackiem Jerry’ego Goldsmitha. Jeśli widz nie pomyśli o tym wcześniej, moment robienia przez małpy zdjęć z upolowaną „zwierzyną” definitywnie otworzy mu oczy na aluzję do tego, jak ludzie traktują zwierzęta.
Miejsce 6. Modlitwa do bomby atomowej | W podziemiach Planety Małp (1970)
W podziemiach Planety Małp to typowa kontynuacja, na którą zabrakło pomysłu, budżetu i chęci. Posiada jednak jeden – i to kluczowy – wątek, który w swym absurdzie stanowi prawdziwą perłę kina klasy C – zamieszkujący tytułowe podziemia zmutowani ludzie-telepaci czczą złotą bombę atomową. Sekwencja mszy, którą wokół niej odprawiają (ze śpiewem psalmów włącznie), to idealny przykład czegoś tak złego, że aż satysfakcjonującego.
Miejsce 5. Geneza planety małp | Ucieczka z Planety Małp (1971)
Podobne wpisy
Ucieczka z Planety Małp to film z bardzo naciąganym punktem wyjścia, odrzucający setting dwóch poprzednich odsłon, a w pewnym momencie fabularnie z nimi bardzo niekonsekwentny. Nie zmienia to faktu, że jest to część zwyczajnie dobra. Podobnie wspomniana niekonsekwencja owocuje rewelacyjną sceną filmu – opowieścią Corneliusa o tym, jak małpy przejęły władzę nad Ziemią. To historia małpich niewolników, którzy na zniewolenie odpowiedzieli jednością. To historia ofiary, która po raz pierwszy przemówiła i powiedziała swojemu oprawcy to, co słyszała od niego miliony razy – „nie”. Znakomita, uniwersalna opowieść o rewolucji prowadzącej do wolności.
Miejsce 4. Lincoln | Planeta małp (2001)
Planeta małp Tima Burtona może nie jest najlepszym filmem (chociaż nie jest też złym, jak chciałaby zbiorowa opinia), ale za to bardzo dobrym remakiem. Niezwykle ciekawie i subtelnie nawiązuje do oryginału, bawi się opowiedzianą tam historią i rozwija tropy, które film z 1968 roku ledwo zaznaczył. Idealnym przykładem tego twórczego interpretowania jest zakończenie, które nie mogło przecież powtórzyć siły finału pierwszej wersji, ale również zaskakuje, rozpala wyobraźnię i w prosty sposób wykorzystuje element amerykańskiej historii – w tym przypadku podmienia słynny waszyngtoński pomnik Abrahama Lincolna na jego małpi odpowiednik.
Nie ukrywam, z przyjemnością zobaczyłbym kontynuację filmu Burtona, która pokazałaby losy Marky’ego Marka w tej bliźniaczej do naszej, małpiej cywilizacji.