PIĘĆ NAJLEPSZYCH (DOTYCHCZAS) ODCINKÓW RICKA I MORTY’EGO. Ranking subiektywny
3. Rixty Minutes (sezon pierwszy, odcinek ósmy)
Odcinek wyjątkowy ze względu na formę. Podróż Ricka i Morty’ego po odległych wymiarach ma tutaj odmienny charakter. Nie przeskakują między wymiarami ani nie latają statkiem kosmicznym. Tym razem… siedzą przed telewizorem na kanapie. Rick, zniesmaczony poziomem ziemskiej kablówki, usprawnia dekoder Smithów, podłączając się do każdej dostępnej telewizji we wszystkich uniwersach. Gdy on i Morty zasiadają do seansu, reszta rodziny testuje okulary, przez które śledzą swoje alternatywne życia. Rixty Minutes to prawdziwa studnia doskonałych pomysłów i kapitalnego dowcipu. Potencjał, jaki tkwił w idei międzygalaktycznej telewizji, został wykorzystany w stu procentach. Programy, a nawet bloki reklamowe oglądane przez główny duet imponują kreatywnością i poczuciem humoru, a taka parodia Garfielda to już czysta perełka. Wątek rodzinny kontrastuje z tymi szalonymi pomysłami swoją przyziemnością, bo rozterki Beth, Jerry’ego i Summer są cholernie ludzkie i daje to po głowie. Scena, w której Morty zdradza siostrze tajemnicę na swój temat, jest jedną z najlepszych w całym serialu, a końcówka mocno rozczula i pogłębia sympatię do bohaterów. Rewelacyjny epizod!
2. Total Rickall (sezon drugi, odcinek czwarty)
Smithowie padają ofiarą kosmicznych pasożytów zasiewających w głowie fałszywe wspomnienia w celach rozrodczych – ilekroć dana osoba pomyśli o przeszłości, pasożyt mnoży się. Wkrótce cały dom wypełnia się kosmitami, wobec czego Rick odcina go od świata i rozpoczyna eliminację wroga. Kapitalny pomysł wyjściowy! Nie dość, że pozwala stworzyć całą galerię dziwacznych i interesujących postaci, to jeszcze kreuje paranoiczną atmosferę utrzymującą się przez odcinek, wszak w pewnym momencie bohaterowie nie wiedzą już, kto jest prawdziwy, a kto nie. Wobec tego zupełnie tracą do siebie zaufanie. Tworzy się gigantyczne napięcie, a widz siedzi na krawędzi fotela, oglądając rozwój akcji. Nawet gdy pod koniec odcinka wydaje się, że sytuacja wróciła do normy, to twórcy serwują woltę przy której trudno utrzymać obojętną reakcję i szybko zapomnieć o tym kapitalnym odcinku. Dodatkowo warto zwrócić uwagę na tytuł tego epizodu, bo to świetny przykład gry słownej wielokrotnie stosowanej w nazewnictwie przez twórców.
1. The Ricklantis Mixup (sezon trzeci, odcinek siódmy)
Mistrzostwo świata. Epizod skupiony na Rickach i Mortych z innych rzeczywistości, zamieszkujących Cytadelę. Śledzimy w nim kilka zazębiających się ze sobą historii, z czego każda różni się od siebie stylistycznie. Jak to jest napisane! W dwadzieścia minut odcinka zdołano wpisać historię w duchu świetnego Stań przy mnie, policyjny wątek o walce z handlarzami narkotyków, polityczne gierki przy okazji wyborów prezydenckich i wreszcie opowieść o wyzyskiwanym pracowniku fabryki. To wręcz niesamowite, jak dobrze te wątki ze sobą współgrają i jak wyczerpująco rozwinięty jest każdy z nich. W porównaniu do większości odcinków ten utrzymany jest w poważniejszej tonacji i stosunkowo niewiele w nim humoru. W obliczu tematyki poszczególnych wątków w żadnym wypadku nie jest to wadą. Teoretycznie można ten odcinek obejrzeć nawet bez znajomości reszty serialu, bo w swoich ramach tworzy fantastyczną, kompletną całość. Straciłoby się jednak wtedy efekt zaskoczenia przy finałowym twiście, który zostawia widza z rozdziawioną szczęką, a w zestawieniu z przygrywającym w tle utworem For the Damaged Coda tworzy absolutnie fenomenalne zakończenie. Żałuję wręcz, że to nie ten odcinek był finałem trzeciego sezonu. Znakomity!
Trudno powiedzieć, kiedy światło dzienne ujrzy kolejny, czwarty sezon serialu. Miejmy nadzieję, że wkrótce i że po jego finale będę mógł z czystym sumieniem wprowadzić roszady na liście powyżej. Tymczasem chętnie przeczytam wasze typy tych najlepszych epizodów. Wabba lubba dub dub!
korekta: Kornelia Farynowska