RICK I MORTY. Recenzja PIERWSZEGO ODCINKA szóstego sezonu
Zdaję sobie sprawę, że premiera nowego sezonu (szóstego) przygód Ricka i Morty’ego zadebiutowała kilka dni temu, jednak autentycznie musiałam się przespać z moimi przemyśleniami na temat pierwszego odcinka. O ile większość odcinków poprzedniego sezonu była przyzwoita, to jednak muszę się zgodzić z opiniami, że był on dużo słabszy od tego, do czego przyzwyczaili nas twórcy; zresztą oni sami przyznali, że byli zawiedzeni piątym sezonem. Dlatego otwarcie nowego sezonu jawi się jako powiew świeżości, dzięki zaangażowaniu nowych osób do projektu. Od bardzo dawna nie bawiłam się tak dobrze na tym serialu. Jednocześnie odniosłam dziwne wrażenie, że po serii mniejszych i większych wpadek twórcy zamiast iść do przodu, postanawiają zamydlić oczy widzom i fanom, oferując dobrą zabawę w starym stylu, próbując zatuszować fakt, iż praktycznie nie bardzo wiedzą, jak ruszyć z projektem do przodu. Czy otwarcie nowego sezonu to w takim razie totalna porażka?
Na pewno nie użyłabym tego zwrotu, gdyż pierwszy z nowych odcinków dostarcza takiego samego nieskrępowanego funu, jaki bez wątpienia towarzyszył pierwszym sezonom serii. Widz znów trafia w sam środek kosmicznej przygody, pełnej popkulturowych gagów i nawiązań, bezsensowych kłótni pomiędzy członkami rodziny Smith, okraszonej dodatkowym bonusem, czyli mordowaniem obcych. Rozwinięty został także finałowy wątek z poprzedniego sezonu, co jest rzeczą dość niespotykaną, gdyż serial działa raczej na prawach procedurala aniżeli ciągłej fabuły; nie znaczy to jednak, że sam pomysł kontynuacji mi się całkowicie nie podoba. Wręcz przeciwnie. O ile Zły Morty nie pojawia się ponownie, to jego miejsce zajmuje złoczyńca godny nosić miano jego następcy, czyli Rick pochodzący z innego wymiaru. Wiemy, że to właśnie on zabił rodzinę Ricka Sancheza, którego znamy i kochamy, a którego działania doprowadziły do całego łańcucha wydarzeń znanego z poprzednich sezonów. Jestem niezmiernie ciekawa, jak potoczy się ten wątek, gdyż walka pomiędzy Rickiem a Rickiem to coś, co naprawdę chciałabym zobaczyć, biorąc pod uwagę, że w tym przypadku wszystkie, ale to absolutnie wszystkie chwyty są dozwolone.
Wszyscy chwalą wątek Ricka, a tak naprawdę to już od dłuższego czasu twórcy dawali nam do zrozumienia, że wcale nie jest on gruboskórnym, pozbawionym uczuć, zapijaczonym naukowcem, który poza sobą nie dba o nic ani o nikogo. Dlatego też w ogóle nie byłam zaskoczona jego bardziej wrażliwą stroną. W pierwszym odcinku nowego sezonu dowiadujemy się, że tak naprawdę nigdy nie przestał szukać mordercy swojej rodziny. Do tego tak bardzo kochał swoją zmarłą żonę, że wykorzystał jej głos, by nawet po śmierci ta dalej motywowała go do dokonania zemsty na osobach, które doprowadziły do śmierci jego najbliższych. Ale trzeba pamiętać, że kwestia emocjonalności pojawiła się już w przypadku wcześniejszego wątku Człeka-Ptaka, który później został Człekiem-feniksem. Nie wydaje mi się, by ten brakujący element układanki pozwolił zupełnie inaczej spojrzeć na Ricka. Można było się domyślić, że jego postawa to nic innego jak budowanie wokół siebie muru, ponieważ nasz antybohater mierzył się cały czas z głęboką traumą; niestety cały jego oryginalny świat musi także mierzyć się z tym żalem.
Kolejne niezrozumiałe dla mnie zachwyty dotyczą Summer, czyli wnuczki Ricka. Większość recenzentów i fanów chwali jej ewolucję w tym odcinku, ale bądźmy szczerzy – na przestrzeni wcześniejszych epizodów widzieliśmy, jak zmieniła się z irytującej starszej siostry w tak naprawdę ważną pomocniczkę dziadka, której ten powierza różne – kluczowe – zadania. Twórcy nie wprowadzają w tym przypadku żadnego novum i o ile cieszy mnie, że nasza bohaterka dorasta i rozumie ogrom obowiązków rodzinnych, jakie spadły na jej barki, to nie widzę, by z tą konkretną postacią działo się coś więcej; przynajmniej na razie.
https://www.youtube.com/watch?v=WOkeB4ZTjFM
Podobne:
Czy to tylko przynęta na widza?
Nie mam zamiaru spoilerować, ale podoba mi się, że w nowym sezonie twórcy biorą sytuacje z poprzednich epizodów, na które de facto nie zwracaliśmy większej uwagi, i przekształcają je w niesamowicie ciekawe wątki mające ogromy potencjał. Oczywiście pewnych rzeczy można było się domyślić z poprzednich sezonów, jednak pomysł, by zakwestionować czystość motywów głównych bohaterów, niezwykle mi się podoba. Mam tylko nadzieję, że nie jest to przynęta na widza, mająca na celu zainteresować go nowym sezonem, a finalnie tak naprawdę nic z tego nie wyjdzie.
Czy mam problem z otwarciem nowego sezonu? Tak. Jak mówiłam, bawiłam się świetnie, jednak po szóstym sezonie spodziewam się czegoś zupełnie nowego aniżeli powtarzania tego samego motywu na okrągło. Mam cichą nadzieję, że twórcy pokażą, że wyciągnęli właściwe wnioski z poprzednich niepowodzeń. W ostatecznym rozrachunku pierwszy odcinek prezentuje sprawdzoną receptę na dobrą historię, czyli pomieszanie akcji, science fiction, dramatu rodzinnego oraz metahumoru. W tym przypadku sprawdza się niestety założenie, że jeśli obejrzałeś choć jeden odcinka Ricka i Morty’ego, to jakbyś tak naprawdę obejrzał wszystkie z nich. Fani bez wątpienia sięgną po nowy sezon, bez względu na to, jaką opinię wydam w tej recenzji. Nowe osoby mogą czuć się trochę zagubione, jeśli nie widziały poprzednich sezonów. To dalej świetna dwudziestoparominutowa zabawa, ale od tego sezonu oczekuję więcej. Czy moje oczekiwania zostaną spełnione? Zobaczymy.