PARK CHAN-WOOK. Oceniamy wszystkie filmy fabularne (na dwa głosy)
Park Chan-wook jest jednym z najciekawszych prowokatorów w historii kina. Zyskał to miano głównie za sprawą ukazywanych w swoich filmach kontrowersyjnych historii oraz okrucieństwa ludzkich zachowań. O jego debiucie mało kto dziś pamięta. Zresztą sam reżyser próbuje także o nim zapomnieć. Pierwszy sukces odniósł za sprawą filmu Strefa bezpieczeństwa. Z kolei na europejskich salonach zaistniał za sprawą trylogii zemsty, czyli Pana Zemsty, Oldboya oraz Pani Zemsty. Z okazji polskiej premiery najnowszego dzieła Park Chan-wooka, zatytułowanego Podejrzana warto nieco bliżej przyjrzeć się dotychczasowemu dorobkowi koreańskiego twórcy.
Filmy oceniają:
Gracja Grzegorczyk-Tokarska: wielbicielka kina koreańskiego, która żałuje, że nie dostrzegła go dużo wcześniej. Reżyser Park Chan-wook zawsze będzie zajmował szczególne miejsce w jej sercu, choć nie wszystkiego jego filmy kocha tą samą miłością.
Dawid Myśliwiec: z kinem azjatyckim mocniej flirtuje od kilku lat, zwłaszcza poprzez znakomite filmy odkrywane podczas festiwalu Pięć Smaków. Z Park Chan-wookiem zapoznał się jeszcze w czasach licealnych, ale jego dorobek zaczął poznawać głębiej dopiero w ostatnich latach. Miał to niesamowite szczęście, że Służącą obejrzał podczas premiery w Cannes.
***
Podobne:
„Księżyc to sen słońca” (1992)
Gracja Grzegorczyk-Tokarska: Park Chan-wook na przestrzeni całej swojej filmowej kariery przyzwyczaił mnie do tego, że czasami warto zostać w kinie, nawet jeżeli pierwsza połowa filmu niemiłosiernie się dłuży. Zdarza się bowiem, że druga może nas pozytywnie zaskoczyć. Tak też było w przypadku debiutu reżyserskiego Koreańczyka, co nie znaczy, iż produkcję tę można zaliczyć do udanych. Mimo wszystko liczyłam, że na ekranie pojawią się już pierwsze przebłyski reżyserskiego geniuszu, pod postacią dopiero kształtujących się elementów charakterystycznych dla jego późniejszych dzieł. Niestety się zawiodłam. Widać jednak, że reżyser stara się odnaleźć swój głos poprzez klaustrofobiczne ujęcia, ewidentny suspens oraz trochę typowej dla debiutanta amatorszczyzny. To w założeniu klasyczne gangsterskie kino klasy B, dlatego w teorii powinnam ten film pokochać. Tak się jednak nie stało, ale poniekąd rozumiem, dlaczego zyskał kultowy w niektórych kręgach status.
⑤
Dawid Myśliwiec: Gdyby ktoś powiedział mi, że Księżyc to sen słońca to nieznany dotąd film Wong Kar-waia, nie musiałbym przesadnie zmuszać się, by w to uwierzyć. Debiutancka fabuła Park Chan-wooka ma tę samą kryminalno-nostalgiczną aurę, która towarzyszyła wczesnym filmom Wonga i tajwańskiemu kinu gangsterskiemu lat 80. i 90. Niskobudżetowy Księżyc to sen słońca to historia drobnego oprycha, jego przyrodniego brata i pięknej dziewczyny, w której obaj się zakochują. Niedbały montaż, jazzowa muzyka i pełne uniesień dialogi (z obowiązkową narracją z offu!) mogłyby wywoływać zgrzytanie zębami, ale trochę dałem się ponieść tej kiczowatej konwencji. Księżyc to sen słońca zapewne nie przypadnie do gustu fanom „klasycznego” Parka, ale zwolennicy niskobudżetowego kina gangsterskiego/noir z Tajwanu powinni znaleźć tu co nieco dla siebie.
➅
„Trio” (1997)
Gracja Grzegorczyk-Tokarska: Podejście drugie w filmowej karierze Koreańczyka, także nie zakończyło się oszałamiającym sukcesem. Już na tym etapie można zauważyć przebijające na pierwszy plan charakterystyczne dla Park Chan-wooka elementy – mroczne, pokręcone poczucie humoru oraz uwielbiany przez niego motyw zemsty. Trzeba jednak pamiętać, iż to przede wszystkim jeden wielki filmowy bałagan, gdzie nie odnajdziemy praktycznie żadnych śladów jego późniejszego kunsztu reżyserskiego. Sam reżyser jakby nie do końca dziś się przyznaje do istnienia tegoż działa, co w tej sytuacji wydaje się niejako zrozumiałe; krąży legenda, że to właśnie na jego prośbę dystrybucja filmu jest tak mocno ograniczona. Dla mnie produkcja ta mimo wszystko podpada pod kategorię typowo obskurnych dzieł, gdzie przy pomocy elementu enigmatyczności próbuje się przykryć fakt, iż jest ono praktycznie nieznane szerszej widowni, i to nie bez powodu.
⑤
Dawid Myśliwiec: Z reguły dzieje się tak, że jeśli pierwszy film w dorobku reżysera nie jest szczególnie udany, przy realizacji drugiego wnioski zostają wyciągnięte i da się zauważyć poprawę. W przypadku Park Chan-wooka nastąpiło odwrócenie tej zasady – Księżyc to sen słońca realizacyjnie jest filmem znacznie solidniejszym i „świadomym” niż Trio, które nakręcił aż pięć lat później. Choć da się tu już odnaleźć typowo „parkowe” wyróżniki – wyrazistą przemoc, historię zbudowaną wokół zemsty, absurdalny momentami humor – całość prezentuje się bardzo niechlujnie, bardziej jak studencka wprawka filmowa niż drugi film reżysera z ambicjami. O ile nie do końca rozumiem niechęć Park Chan-wooka do jego debiutanckiego dzieła, o tyle zupełnie nie dziwię się, że o Trio pragnie jak najszybciej zapomnieć. Całe szczęście, że Koreańczyk już trzy lata później zrehabilitował się za tę wpadkę z nawiązką.
⑤
„Strefa bezpieczeństwa” (2000)
Gracja Grzegorczyk-Tokarska: Ewidentnie nie są to moje filmowe klimaty, jednak doceniam humorystyczne podejście reżysera do skomplikowanych stosunków pomiędzy obydwoma Koreami poprzez zastosowanie formatu – whodunit, czyli w tłumaczeniu na polski: kryminału. Niezwykle spodobało mi się to, iż Park Chan-wook, snując swoją opowieść, tak naprawdę nie opowiada się po żadnej ze stron. Nie ma też zamiaru rzucać widzowi w twarz wyświechtanych frazesów czy stawiać się w pozycji moralizatora odnośnie do sytuacji, w jakiej znalazły się oba kraje, tak w przeszłości, jak i w teraźniejszości. Prezentuje za to chwytającą za serce opowieść o jakże niecodziennej przyjaźni, która początkowo wpisuje się w ramy typowego brytyjskiego kryminału, by potem przeistoczyć się w… Każdy, kto oczekuje, że będzie to prowokacyjnych eksperyment filmowy, charakterystyczny dla twórczości reżysera, może się niestety zawieść. Widać jednak, że dla Park Chan-wooka to tak naprawdę dopiero początek filmowej kariery (po dość zagmatwanych początkach), gdzie dużo lepsze produkcje mają dopiero nadejść.
➅
Dawid Myśliwiec: Przyznam, że na temat tarć pomiędzy Koreą Północną a Południową nie mam zbyt obszernej wiedzy – moja znajomość tematu ogranicza się do kilku przeczytanych artykułów, medialnych doniesień i… kina, które jednak niechętnie i niezbyt często próbuje przedstawić tę bolesną relacją w pogłębiony sposób. Park Chan-wookowi ta trudna sztuka się udała – do tego polityczno-społecznego thrillera wplótł konwencję komedii kumpelskiej i dodał pierwiastek kryminalnego śledztwa, dzięki czemu Strefa bezpieczeństwa to dzieło eklektyczne gatunkowo i niezwykle pogłębione w swym portrecie skomplikowanych relacji Koreańczyków z obu stron linii demarkacyjnej. Podczas seansu czułem tu atmosferę Ludzi honoru Roba Reinera, bo choć fabularnie oba te filmy mocno się różnią, w obu istotną rolę odgrywa honor żołnierzy i konsekwencje decyzji, które podejmują.
⑧
„Pan Zemsta” (2002)
Gracja Grzegorczyk-Tokarska: Kiedy cały świat zachwycał się przesłaniem oscarowego filmu Parasite, mało kto pamiętał, że ponad dekadę wcześniej Park Chan-wook nakręcił równie dobry film koncentrujący się na problematyce związanej z niechęcią klasową oraz nierównościami ekonomicznymi i społecznymi. To, co zachwyca, to fakt, że reżyser zabiera widza prosto w głąb ludzkiej nędzy, jednocześnie wskazując na daremność i nieuchronność aktu zemsty w niektórych przypadkach. Miałam także nieodparte wrażenie, iż wykorzystany został motyw tragedii zemsty, która spina cały film przy pomocy klamry; jest początkiem akcji, głównym elementem zakończenie oraz jedną z postaci (bohaterek). Park, mając dzięki niebywałemu sukcesowi poprzedniej produkcji pełną swobodę twórczą, pokazał, na co go tak naprawdę stać. Nic więc dziwnego, że mamy do czynienia zarówno z elementami czarnej komedii, okraszonej ironią – przy tym epatującą skrajną przemocą i brutalnością – jak i perfekcyjnym kadrowaniem.
⑧
Dawid Myśliwiec: Bodaj najmroczniejsza część z całej trylogii zemsty – a to samo w sobie mówi wiele o Panu Zemście. Park Chan-wook zdaje się mówić tym filmem: żaden niecny uczynek nie pozostanie bez odwetu. W świecie tworzonym przez koreańskiego reżysera sprawiedliwość wymierza się niczym na Dzikim Zachodzie – jeśli mi zawiniłeś, musisz zginąć. Historia głuchoniemego Ryu, który – z najszlachetniejszych pobudek – wplątuje się w serię brutalnych i tragicznych w skutkach zdarzeń to kwintesencja „wczesnodwudziestowiecznego” okresu kariery reżyserskiej Parka. Trup ściele się gęsto, a jedynym doznaniem płynącym z ekranu jest poczucie beznadziei, które towarzyszy widzowi na długo po seansie. Choć cała trylogia zemsty jest bardzo ciężka gatunkowo, Pan Zemsta zdaje się traktować podejmowany temat z najmniejszą subtelnością.
„Oldboy” (2003)
Gracja Grzegorczyk-Tokarska: Jestem świadoma tego, dlaczego to właśnie ta produkcja uznawana jest przez wielu za arcydzieło kina koreańskiego oraz dlaczego to właśnie ona otrzymała nagrodę w Cannes. Jestem jednak w duszy przekonana, że reżyser w swojej karierze nakręcił dużo lepsze filmy. Uważam, że jest to przede wszystkim brutalne koreańskie art-housowe kino, gdzie praktycznie każdy kadr zdaje się krzyczeć – zemsta. Mimo iż to absolutna uczta zarówno pod względem wizualnym, jak i intelektualnym, to całość nie wywarła na mnie takiego wrażenia, jak pozostałe produkcje Parka, gdzie bardzo często mamy do czynienia z efektem „wow”. Wiele osób w tym przypadku zachwyca się długimi, graficznymi i brutalnym scenami walki, kiedy ja czekałam na momenty, gdzie jako widz mogę zgłębiać zarówno emocjonalną, jak i psychologiczną głębię głównego bohatera. Nie znaczy to, że nie doceniam w tym przypadku kunsztu reżysera; wręcz przeciwnie. Jestem przekonana, iż nie wspiął się jeszcze wtedy na wyżyny swoich reżyserskich możliwości, zachwyty były zaś troszkę za bardzo na wyrost.
⑧
Dawid Myśliwiec: Klasyk w dorobku Park Chan-wooka i zapewne jeden z najczęściej oglądanych koreańskich filmów wszech czasów – jego znaczenie popkulturowe dodatkowo poświadcza fakt istnienia, kiepskiego skądinąd, amerykańskiego remake’u z 2013 roku z Joshem Brolinem w roli głównej. Park ponownie daje się poznać jako mistrz ekranowej intrygi – mnoży fakty i wątki, wyprowadza widza w pole, skłania go na przemian do sympatii i nienawiści wobec głównego bohatera. Mimo że jestem tylko potworem, czy i ja nie mam prawa do życia? – pyta retorycznie Oh Dae-su, główny bohater Oldboya, zezwierzęcony, odarty z człowieczeństwa, wyrzucony poza nawias społeczeństwa. Najsłynniejsze dzieło Parka jest brutalne tak wizualnie (kultowa scena walki na korytarzu), jak i fabularnie – reżyser nie oszczędza bohatera i wystawia go raz po raz na próbę. Ale nawet w chwili największej porażki Oh Dae-su myśli wyłącznie o bliskiej osobie – potwór wciąż jednak jest człowiekiem, na przekór wszystkiemu i wszystkim.
⑧
„Pani Zemsta” (2005)
Gracja Grzegorczyk-Tokarska: Wielu uważa ten film za najsłabszą część nieoficjalnej trylogii zemsty. Dla mnie do dziś pozostaje on wzorem tego, jak powinno się robić arcydzieła sztuki filmowej. Dużo mniej brutalna produkcja w stosunku do swoich poprzedniczek, tym razem wypełniona jest po brzegi niekończącą się symboliką, metaforami, gdzie zemsta ukazana została co prawda w mniej wyrafinowany sposób, ale w najczystszej i najbardziej surowej z możliwych form. Dzięki temu finałowy, trzeci akt wybrzmiewa tak, jak powinien. Niezwykle podoba mi się, że Park Chan-wook zestawia ze sobą naprzemiennie dwa koncepty – winy oraz niewinności, które nawzajem się ze sobą przeplatają. Reżyser idealnie wręcz pokazuje wielowymiarowość tych dwóch, z pozoru jakże prostych, pojęć. Wiele osób zapomina też o tym, iż w tym przypadku przekaz stojący za zemstą głównej bohaterki został jak najbardziej skondensowany, nie zostawiając żadnego pola do nadinterpretacji; genialne w swojej prostocie.
⑨
Dawid Myśliwiec: Z reguły wymieniany jako najsłabsza (choć wciąż bardzo dobra) część tzw. trylogii zemsty, w moim prywatnym rankingu domknięcie tego brutalnego – tak wizualnie, jak i tematycznie – tryptyku znajduje się wyżej od niezwykle cenionego Oldboya. Być może moja ocena wynika z przerwy, jaka nastąpiła między tymi seansami: historię Dae-su oglądałem jako niespełna dwudziestoletni młodzian, zapewne bardziej ceniący ekranową przemoc niż fabularną głębię, Panią Zemstę obejrzałem zaś wiele lat później, już jako ojciec. Zmiana perspektywy jest tu więc oczywista i pewnie za jej sprawą historia Geum-ja, byłej więźniarki realizującej plan zemsty na tych, którzy jej zawinili, przemawia do mniej mocniej niż Oldboy. Charakterystyczna dla Parka mieszanka makabry i humoru wybrzmiewa tu najmocniej w finałowym rozdziale, w którym tytułowa zemsta dokonuje się rękami pogrążonych w żałobie rodziców. Piekielnie mocna rzecz.
⑧
„Jestem cyborgiem i to jest OK” (2006)
Gracja Grzegorczyk-Tokarska: Bardzo podoba mi się, że Park Chan-wook już na tym etapie kariery starał się wychodzić poza swoją filmową strefę komfortu, by skupić się na czymś zupełnie nowym i – w teorii – nieznanym dla niego. Nie byłby on jednak sobą, gdyby stworzył typową komedię romantyczną, dlatego też jej akcja została osadzona w szpitalu psychiatrycznym. Podobno reżyser chciał stworzyć film, który mógłby oglądać wspólnie ze swoją 11-letnią córką, dlatego ton produkcji jest niezwykle lekki, z kilkoma pokręconymi elementami, do których Park przyzwyczaił nas już w poprzednich filmach; bezsprzecznie należy do nich zaliczyć niekonwencjonalny humor, na tle jakże kolorowej estetyki. Całość nie wpada jednak w melancholijne tony, twórcy zaś nie starają się być w żaden sposób okrutni dla bohaterów oglądanych na ekranie. Widoczna jest przede wszystkim ich szeroka akceptacja, co wydaje się naprawdę potrzebne w kontekście podejmowanych w filmie problemów, tak wtedy, jak i dziś.
⑦
Dawid Myśliwiec: Zamiłowanie Parka do absurdalnego, często makabrycznego humoru dość szybko stało się jego cechą rozpoznawczą, ale w Jestem cyborgiem i to jest OK popłynął wyjątkowo mocno. W tym osobliwym remiksie Lotu nad kukułczym gniazdem Park Chan-wook zaprasza nas do niemal baśniowej rzeczywistości szpitala psychiatrycznego, w którym główna bohaterka jest cyborgiem, jej babcia – mysią mamą, a współpensjonariusze cierpią na najróżniejsze obsesje i paranoje. Ona sama pała żądzą zemsty (a jakże!) na całym „białokitlowym” personelu, dlatego w najbardziej kreatywnych scenach tego filmu dokonuje krwawej wendetty – obficie obecna zazwyczaj u Parka posoka zaznacza się więc także i w tym dziele, mocno odklejonym od reszty twórczości koreańskiego twórcy. Zazwyczaj jestem otwarty na tego typu absurdalne projekty filmowe, jednak wolę, gdy Park porusza się w swojej typowej, najczęściej kryminalnej estetyce – ekscentryczne jazdy zostawiam Sionowi Sono.
⑤
„Pragnienie” (2009)
Gracja Grzegorczyk-Tokarska: Reżyser tym razem bawi się kinem, wyznaczając zupełnie na nowo granice gatunku, poprzez ukazanie wewnętrznych rozterek katolickiego księdza w kontekście wampiryzmu. To film, o który tak naprawdę nikt nie prosił, ale chyba my widzowie sami nie wiedzieliśmy, że takiego dzieła potrzebujemy. W moim przekonaniu to dalej jedno z lepszych, o ile nie najlepszych, dzieł traktujących o wampirach z początku pierwszej dekady XXI wieku. A jest tu praktycznie wszystko, gdyż reżyserowi nie wystarczy zabawa jednym gatunkiem filmowy; wszystko zaczyna się od thrillera i horroru, a na komedii romantycznej kończy. Niezwykle spodobało mi się zestawienie dwóch obrazów głównego bohatera, który sam siebie postrzega jako narzędzie w rękach Boga, gdzie tak naprawdę bliżej mu do postaci antychrysta. Osobiście już na etapie samego konceptu byłam totalnie kupiona, a seans utwierdził mnie tylko w przekonaniu, że kino gatunkowe wcale nie musi być robione na przysłowiowe jedno kopyto i ma widzowi jeszcze wiele do zaoferowania.
⑦
Dawid Myśliwiec: Choć Pragnienie to jeden z najmniej „mściwych” filmów Park Chan-wooka, ten wampiryczny horror nie szczędzi widzom przemocy. Luźno adaptując powieść Thérèse Raquin Émile’a Zoli, Koreańczyk bawi się konwencją okultystycznego horroru, wampirem czyniąc księdza, który później zaczyna popełniać całą listę grzechów. Song Kang-ho, stały współpracownik Parka od czasu Strefy bezpieczeństwa, potwierdza tu, że jest jednym z najbardziej charyzmatycznych aktorów koreańskich, sam reżyser dowodzi zaś, że niestraszne mu wycieczki w inne gatunki kina. Jednocześnie jednak Pragnienie pozostaje jednym z tych filmów Parka, które najłatwiej zapomnieć – być może dlatego, że w dziedzinie kina wampirycznego dzieje się, i od dawna się działo, całkiem sporo.
⑦
„Stoker” (2013)
Gracja Grzegorczyk-Tokarska: Odnoszę dziwne wrażenie, że genialni twórcy tworzący na co dzień w innym języku aniżeli angielski, choć raz w życiu zostali przekupieni przez wielkie studia do nakręcenia swojego pierwszego w karierze dzieła anglojęzycznego. Niestety w większości przypadków jest to mniejsza bądź większa wpadka, jak miało to miejsce w przypadku Stokera. Jednak nie do końca uznałabym ten film za totalnie nieudany, gdyż ma on w sobie ogromny – nie do końca wykorzystany – potencjał. Mamy bowiem do czynienia z wielkim, gotyckim, rodzinnym melodramatem z elementami żywcem wyjętymi z filmów Hitchcocka. Do tego dodajmy tajemniczą, momentami wręcz surrealistyczną atmosferę pomiędzy głównymi bohaterami oraz dorzućmy zdradę, niespodziewane zwroty akcji i piętrzące się na każdym kroku fałszywe tropy. Niestety widać w finalnej wersji dużą ingerencję zewnętrznych podmiotów, które ewidentnie wpłynęły na ostateczny kształt tegoż dzieła. Wielka szkoda i zmarnowany talent Park Chan-wooka, który przy większej swobodzie, mógłby stworzyć dzieło niejednoznaczne i intrygujące.
➅
Dawid Myśliwiec: Rok 2013 można bez wątpienia nazwać rokiem koreańskich debiutów w Hollywood – Bong Joon-ho zrealizował Snowpiercera, Kim Jee-woon nakręcił Likwidatora, a Park Chan-wook wyreżyserował Stokera, thriller skąpany w estetyce będącej połączeniem ikonografii Tima Burtona z tajemniczością M. Night Shyamalana. Jak się to sprawdziło? W moim odczuciu: zupełnie przyzwoicie. Park wydaje się znać receptę na przeszczepianie koreańskiej aury tajemniczości na hollywoodzki grunt, umie także poprowadzić aktorów Matthew Goode jest tajemniczy i demoniczny, Mia Wasikowska także wypada niezwykle przekonująco. Koreańczyk bez wątpienia wykazał się dużą elastycznością i udanie zadebiutował na amerykańskiej ziemi, choć – jak się wydaje – sam reżyser nie odnalazł się tam zbyt dobrze, bo przez dziesięć lat do Hollywood nie wrócił. Powrót na łono ojczyzny wyszedł mu zresztą na dobre, bo trzy lata po hollywoodzkim debiucie popełnił swoje największe arcydzieło.
⑦
„Służąca” (2016)
Gracja Grzegorczyk-Tokarska: Nigdy wcześniej ani nigdy potem nie widziałam tak pięknego filmu. Urzekł mnie praktycznie od pierwszych minut seansu i bardzo długo nie potrafiłam o nim zapomnieć. Każdy element jest zrealizowany wręcz po mistrzowsku. Zarówno warstwa wizualna, scenariuszowa, jak i aktorstwo są fenomenalne; co zbytnio nie odbiega od standardów wyznaczonych przez większość wcześniejszych produkcji reżysera. Sceny erotyczne to idealny przykład tego, jak powinno się je kręcić, by nie popaść w przerysowane wręcz tandeciarstwo. Tylko Park Chan-wook potrafił utkać misterne dzieło składające się z prowokacji, melodramatu, nieprzewidywalności oraz feminizmu. Może to stwierdzenie na wyrost, ale uważam, że w karierze reżysera to jego szczytowe osiągnięcie. To także produkcja, której w żaden sposób nie da się odtworzyć, bo to szansa jedna na milion. Gdyby usunąć z równania choćby jeden z elementów, nawet ten najmniejszy, całość nie byłaby już idealnym produktem filmowym.
⑩
Dawid Myśliwiec: Najlepszy film w dorobku Park Chan-wooka i jeden z najlepszych w 2016 roku – reżyser przenosi akcję powieści Fingersmith Sary Waters z Wielkiej Brytanii ery wiktoriańskiej do Korei Południowej lat 30. ubiegłego stulecia i czyni to z najwyższą subtelnością i wyczuciem. Już od pierwszych dzieł Park znany był jako mistrz ekranowej intrygi, ale to, co wyprawia w Służącej, to już absolutne wyżyny na polu polityczno-erotycznego knucia. Służącą z powodzeniem można by pokazywać tym, których kino Korei Południowej nie przekonuje – arcydzieło Park Chan-wooka to przykład idealnej kombinacji fabularnej wirtuozerii, aktorskiego kunsztu i inscenizacyjnego wysmakowania.
⑨
„Podejrzana” (2022)
Gracja Grzegorczyk-Tokarska: Nowy film Park Chan-wooka to dla mnie prawdziwa filmowa zagadka. Z jednej strony dominuje w nim aspekt intymności, a z drugiej mamy do czynienia z zagmatwaną, wielopiętrową intrygą, która z każdą kolejną minutą jest coraz bardziej rozplątywana przez widza, zmierzając tym samym do nieuchronnego finału. Dużo tu filmowych zapożyczeń, a w sumie mało samego reżysera, co absolutnie nie jest zarzutem. Nie byłby on jednak sobą, gdyby nie uwzględnił w którejś ze swoich produkcji czarnego humoru i tak też jest w tym przypadku. Dzieło to jawi się jako specyficzne połączenie melodramatu, love story i kryminału, dzięki czemu otrzymaliśmy coś oryginalnego. Reżyser już wcześniej udowodnił, że potrafi dokonywać niecodziennych gatunkowych połączeń i rozpisywać je praktycznie na nowo.
⑦
Dawid Myśliwiec: Najnowszy film Park Chan-wooka to wysmakowana kryminalna intryga z mocnym podtekstem erotycznym, ale wydaje się, że tym razem misternie budowana narracyjna układanka odrobinę wymknęła się Parkowi spod kontroli. Podejrzana urzeka duszną atmosferą i świetnym aktorstwem, ale robi to momentami kosztem logiki i wiarygodności przedstawionej relacji – nieprzejednany policjant i niejednoznaczna moralnie podejrzana trwają w skomplikowanej relacji, która przyćmiewa nieco, z reguły doskonale przemyślany, fabularny koncept filmu Parka. Podejrzana to jednak nadal mocne, „mięsiste” kino, obok którego nie sposób przejść obojętnie.
⑦