search
REKLAMA
Seriale TV

ONI: PAKT. Kolejny horror o rasistowskiej Ameryce

Marcin Kempisty

22 kwietnia 2021

REKLAMA

Moda na horrory z rasizmem na planie pierwszym trwa w najlepsze. Po To my Jordana Peele’a i Krainie Lovecrafta od HBO przyszedł czas na serial Oni: Pakt, którego 10 odcinków można obejrzeć na platformie Amazon Prime. 

Lata 50. XX wieku. Czteroosobowa rodzina Emorych przeprowadza się z Karoliny Północnej do Kalifornii, licząc na to, że uda im się otworzyć nowy rozdział w życiu. Do wykonania istotnego dla całej familii kroku dochodzi w wyniku dwóch okoliczności: mąż Henry (Ashley Thomas) dostaje propozycję pracy na stanowisku inżyniera w prestiżowej firmie podpisującej intratny kontrakt z Pentagonem, z kolei żona Lucky (Deborah Ayorinde) pragnie uciec przed tragicznym wydarzeniem, które doprowadziło do utraty najmłodszego synka. Choć para ma jeszcze dwoje dzieci – starszą córkę Ruby Lee (Shahadi Wright Joseph) oraz młodszą Gracie (Melody Hurd) – i stara się im zapewnić jak najlepszą przestrzeń do prawidłowego rozwoju, wspomnieniami wraca do utraconego potomka. Na domiar złego przeprowadzka do teoretycznie spokojnego miasta Compton niesie ze sobą fatalne konsekwencje. Rodzina Emorych wyróżnia się kolorem skóry, co ściąga na nich kłopoty – rasistowsko nastawieni sąsiedzi, na czele z archetypiczną panią domu Betty (Alison Pill), sprowadzą piekło na ziemię, byle tylko ich dzielnica pozostała biała. 

Oni Pakt

W trakcie seansu kolejnych odcinków pojawiają się wątpliwości dosyć typowe dla tego rodzaju produkcji. Pod względem moralnym wszystko jest tu bowiem na swoim miejscu: nadszedł czas zdesakralizowania mitu o Stanach Zjednoczonych jako krainie wolności. Przetaczająca się przez kina i platformy streamingowe fala tytułów dekonstruujących ową fantazję służy poznawaniu historii w jej pełnym, nieuładzonym przez szkolne podręczniki wymiarze. Pamiętając rzecz jasna, że mamy do czynienia z fikcją, artystycznym wymysłem, takie seriale jak Oni: Pakt unaoczniają tragedię ludzi, którzy byli regularnie sprowadzani do istot gorszej kategorii z niezależnego od nich powodu. Sztuka zawsze była politycznym narzędziem służącym zmienianiu świata, toteż takie historie muszą się ciągle pojawiać, byśmy nie zapomnieli o tym, do czego prowadzi nienawiść.

Choć z drugiej strony, czy rzeczywiście da się o rasizmie zapomnieć, skoro w zasadzie nie ma tygodnia, w których zza oceanu nie dociera informacja o niesłusznie postrzelonej przez policjanta czarnej osobie? George Floyd śmiertelnie uduszony podczas zatrzymania, Daunte Wright śmiertelnie postrzelony, ponieważ funkcjonariuszka pomyliła paralizator z pistoletem – nazwiska czarnych ofiar wykuwają się w sumieniach społeczności niezgadzającej się na traktowanie w kategoriach potencjalnego zagrożenia. Historia powtarza się w najgorszy z możliwych sposobów. Produkcje takie jak Oni: Pakt czy Kraina Lovecrafta nie powstają w czasach pokoju, dlatego też można zrozumieć bijący z nich rewolucyjny płomień będący substytutem walki w prawdziwej rzeczywistości. W serialu Amazona nie ma dobrej białej postaci, dzieci sikają na prześcieradła albo śmieją się z koleżanki o innym kolorze skóry, sąsiadki obgadują, mężczyźni szykują kije bejsbolowe, nawet skromny mleczarz okazuje się zaburzonym psychicznie przestępcą, z kolei wśród czarnych bohaterów nie odnajdzie się nikogo złego. Skoro jednak wskutek bieżących wydarzeń produkcja Little Marvina tylko pozornie jest opowieścią o przeszłości, bo widma z tej przeszłości wciąż nas nawiedzają, to nawet tak obrana taktyka – stawiania grubej krechy między dobrem a złem – da się obronić. Scenariusz omawianego tytułu nie był pisany w domowym zaciszu, okna mieszkania wychodziły na wrzącą od wkurzenia ulicę, a na wojnie, nawet prowadzonej w imię społecznej sprawiedliwości, nie bierze się jeńców.

Marvin popełnia jednak ciężki grzech, którego nie sposób w żaden sposób wybaczyć. Jednostronność przekazu nie zawsze musi oburzać, o ile historia rozwija się zgodnie z dramaturgicznymi prawidłami. Przyjęło się, że jeżeli artysta przedstawia widzom wielogodzinną historię, to powinien ją cały czas modyfikować, na przykład poprzez stawianie przed protagonistami nowego rodzaju przeszkód lub pozostawienie przestrzeni do autorefleksji i potencjalnej możliwości zmiany postępowania. Innymi słowy, skutek musi być poprzedzony przyczyną. Jeżeli biała sąsiadka fantazjuje o powieszeniu czarnego sąsiada, to dobrze byłoby zaprezentować korzenie owych marzeń. Jest to tym bardziej kluczowe dla tego serialu, jako że twórca sięga po konwencję horroru, w którą niejako wpisana jest dynamiczna transformacja bohaterów – od ofiar do silnych jednostek przeciwstawiających się demonom. 

Oni Pakt

Fabularne zamieszanie wynika z równolegle prowadzonych wątków dotyczących zła nawiedzającego rodzinę Emorych. Jedno jest widzialne dla wszystkich – to biali sąsiedzi pragnący pozbyć się szkodników ze swojego osiedla. Drugie, o proweniencji metafizycznej, pochodzące z czasów kolonizowania Nowego Lądu przez protestanckich przybyszów z Europy, zasadza się na osobistych traumach każdego z członka rodziny. Dziewczynki są prześladowane przez apodyktyczną nauczycielkę albo koleżankę zachęcającą do przekroczenia granic, matka boi się, że niczym Medea dokona dzieciobójstwa, natomiast ojca śledzi mężczyzna, którego można nazwać Blackface’em. Ów rodzaj charakteryzacji to emanacja rasowych uprzedzeń – wykorzystywanie blackface’a jest traktowane jako obraźliwe, więc pojawienie się tak wyglądającej postaci służy podkreśleniu, jak bardzo stereotypy wpływają na sposób funkcjonowania protagonisty. Skoro wobec mężczyzny cały czas padają “zwierzęce” inwektywy i podkreślana jest jego “dzikość”, to w pewnym momencie upokorzenie przybiera kształt i samodzielnie kieruje swoim żywicielem. To samo tyczy się kobiety: skoro żyje w seksistowskim społeczeństwie, a czarny kolor skóry jest dodatkowym ciężarem, to w końcu pojawiają się w niej wątpliwości, czy aby na pewno to ona nie jest odpowiedzialna za wszelkie porażki. O podobnym mechanizmie w kontekście więźniów pisał Michel Foucault. Po odpowiednio zaaplikowanej “edukacji” osoba wytwarza w sobie wewnętrznego policjanta, wskutek czego nie są już potrzebne bodźce z zewnątrz, by uderzać w siebie za każdym razem, gdy rodzi się poczucie, że postępuje się niezgodnie z ogólnie przyjętymi normami. Marvin znakomicie pokazuje, jak rodzi się takie poczucie mentalnego zniewolenia, gdy żyje się pod wiecznym ostrzałem nienawistnych spojrzeń i komentarzy.

Wracając do głównej myśli: zło nawiedza rodzinę Emorych, ale de facto nic się nie dzieje. Nie ma wydarzeń, na mocy których zmienia się status quo, nie dochodzi do jakiejkolwiek przemiany psychologicznej u którejś z postaci. Nienawiść między stronami rodzi się na samym początku, trwa niezależnie od okoliczności, a znajduje finał tylko dlatego, że kończy się pierwszy sezon. Bohaterowie są nawiedzani przez zjawy, ale cały czas w ten sam sposób, więc nie da się uzasadnić, dlaczego akurat w konkretnym momencie dochodzi do konfrontacji z lękami. Ot, przez osiem godzin serialu jak mantra powtarzana jest teza o rasistowskiej Ameryce. Świetnie, ale co oprócz tego? Taką konstatację można wysnuć na podstawie godzinnej opowieści, nie potrzeba do tego aż tak długiego metrażu. Serial żywi się zmianami, a w Oni: Pakt tego typu zmian nie ma. Little Marvin tylko ciągle, na podstawie napisanej fabuły, stwierdza, że rasizm był, nadal jest i trzeba się go pozbyć. Prawda to, moralna słuszność leży po stronie artysty, ale od sztuki należałoby wymagać czegoś więcej.

Oni Pakt

Z tego powodu obserwowanie perypetii bohaterów nuży, z góry wiadomo, jaki będzie finał ich walki z demonami, dlatego też serial Amazona jest najciekawszy, gdy Marvin dzieli się z widzami historycznymi ciekawostkami poznanymi w trakcie przeprowadzania researchu do scenariusza. W dodatku zamieszczonym na platformie streamingowej opowiada o zaskakującej historii miasta Compton, które teraz się kojarzy z kolebką amerykańskiego rapu, a niegdyś było rajem na ziemi dla białej klasy średniej. Przypomina również, że amerykański sen był tak naprawdę kapitalistyczną fantazją, jako że owe marzenie, związane z posiadaniem rodziny, domu i samochodu jako podstawowych wyznaczników odpowiedniego statusu społecznego, wiązało się z rasistowskimi nastawieniami ugruntowanymi w prawodawstwie i praktyce biznesowej. Chwała scenarzyście za to, że sięgnął dalej niż do praw Jima Crowa i zaprezentował, czym się kierowano w trakcie sprzedaży mieszkań, na jakich zasadach udzielano kredytów osobom o innym niż biały kolorze skóry, jakim eksperymentom poddawali Amerykanie swoich czarnych obywateli podczas drugiej wojny światowej. Takich “ciekawostek” podawanych na drugim planie jest w produkcji bardzo wiele i to one świadczą o dobrze odrobionej przez scenarzystę pracy domowej. Jeżeli chodzi o odmalowanie realiów lat 50., to nie poszedł on na łatwiznę, lecz posłużył się konkretami. Choć prowadzi fabułę w czasami “odjechane” rejony, to nigdy nie spuszcza z oczu drobnych detali składających się na szerszy obraz systemu wykluczającego dużą grupę ludności z funkcjonowania na tych samych prawach.

Takim oto sposobem Oni: Pakt jawi się jako serial źle skonstruowany na poziomie scenariusza, wypełniony dłużyznami niewprowadzającymi nowych informacji dla odbiorcy, ale za to istotny pod kątem wiedzy na temat lat 50. i mechanizmów wykluczania ludzi ze względu na rasę. Gdyby Marvin jeszcze bardziej pozwolił sobie na taką researcherską robotę, a spuścił z tonu i porzucił estetykę horroru à la Jordan Peele, uzyskałby znacznie lepsze efekty. Tymczasem stworzył produkcję grozy, w której gatunek nie służy tematowi, lecz to temat jest dostosowany do obranej konwencji, byle tylko było efektownie. Niestety, w pewnym momencie okazuje się, że zamiast pilnowania, by postacie się rozwijały, Marvin skupił się na kreowaniu kolejnych wizualnych błyskotek.

Marcin Kempisty

Marcin Kempisty

Serialoholik poszukujący prawdy w kulturze. Ceni odwagę, bezkompromisowość, ale także otwartość na poglądy innych ludzi. Gdyby nie filmy Michelangelo Antonioniego, nie byłoby go tutaj.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA