REKLAMA
Ranking
Oceniamy wszystkie filmy SAMA MENDESA
REKLAMA
Para na życie (Away We Go, 2009)
Chyba najmniej charakterystyczny i pamiętny z filmów reżysera, który tutaj skręca nieco w kierunku kina niezależnego. Opowieść o dwójce młodych rodziców, którzy przed zbliżającymi się narodzinami potomka wybierają się w podróż po kraju z zamiarem znalezienia idealnego miejsca na własny kąt, jest – podobnie jak American Beauty – zgrabnym przekrojem przez amerykańskie społeczeństwo. Nierzadko równie trafnym i ciętym w swoich obserwacjach, doskonale również zagranym (świetny drugi plan, który skrzy się od gwiazd!). Ale jakoś pozbawionym większego pazura. To urocza historyjka, która jednak ani na moment nie sprawia wrażenia wyjątkowej. Ba! Momentami jawi się jako prosta produkcja powstała dla małego ekranu, a nie angażujący bez reszty film kinowy od twórcy z pierwszych stron gazet. Ma to swój urok i na swój sposób prezentuje się wyjątkowo na tle filmografii Mendesa. Nie jest to zresztą zły pod jakimkolwiek względem projekt. Po prostu brakuje mu autorskiego sznytu reżysera, który pozbawiony wielu kluczowych swoich współpracowników, nakręcił dość błahą rzecz, wydającą się tak bardzo nie w jego stylu.
⑦
Skyfall (2012)
Niesamowicie plastyczny film, bez cienia przesady najpiękniejszy z tych o angielskim szpionie. I nie chodzi tu tylko i wyłącznie o fenomenalne zdjęcia Rogera Deakinsa, ale o wszystko to, co pojawia się na ekranie i można podpiąć pod ogólne pojęcie „kompozycja kadru” – scenografia, kostiumy, światło… Pod tym względem ta odsłona Bonda zwyczajnie powala. Przy czym jest to Bond nietypowy, bo zarówno hołduje on swej historii, w ramach jej okrągłej rocznicy serwując widzom wiele smaczków i odniesień do poprzednich filmów z cyklu, jak i rozlicza się z nią. Mendes wyraźnie celuje tu w tak zwane kino wyższe, doskonale łącząc je przy tym z typową dla Bonda rozwałką, wywołaną przez szalonego przeciwnika z egzotycznej lokacji, przy pomocy masy bezimiennych popleczników. Jest to więc film kontrastów – z powodzeniem kontynuuje gorzki ton nadany serii przez swoisty reboot w postaci Casino Royale oraz z gracją wprowadza 007 w „nowy, wspaniały świat”. Zagrywki dobrze znane od czasów Dr No mieszają się tu z wyjątkowo osobistą wendettą, której intymny wymiar idzie w parze z pogłębioną psychologią pełną ukrytych znaczeń. Być może nie jest to miszmasz do końca udany. Być może takie podejście nie zawsze przekonuje. Dodatkowo całość nie ma też tego rozmachu, co wspomniane Casino…, lecz Mendes nadrabia braki wymownym napięciem, świetnym wyczuciem i wielkimi emocjami.
⑧
Spectre (2015)
Ogromny sukces Skyfall wysoko zawiesił poprzeczkę, stawiając Mendesa w pozycji godnej prawdziwej gwiazdy. Zajęty czym innym twórca kazał producentom i widzom czekać na siebie dodatkowy rok, na powrót dając się skusić wyłącznie grubym czekiem. I wyszedł mu film zdecydowanie za długi, zbyt nudny i jakby nieudolnie próbujący naśladować wypracowany w poprzedniku styl. Owszem, pewne wątki ładnie udało się domknąć, ale poza tym Spectre to podróż na autopilocie całej ekipy. Reżyser koncertowo położył sceny akcji, odzierając je z życia oraz energii. Muzyka momentami przerasta sceny, do których została napisana, jednocześnie zatracając cały swój urok. Nie mają go też zdjęcia, które kompletnie nie przystają do wizji zaprezentowanej w Skyfall – być może przez zmianę operatora. Montaż i dźwięk pozostawiają wiele do życzenia. A sam Daniel Craig wygląda na zmęczonego swoją rolą i przez większość czasu beznamiętnie snuje się po ekranie. Pozostali aktorzy wydają się niewykorzystani w pełni, a cały wątek tytułowej złej organizacji oraz powrót twórców do słynnego nemezis Jej Królewskiej Mości wydaje się przestrzelony i nie pasuje zbytnio do zaprezentowanego w poprzednich odsłonach, nieco bardziej realistycznego podejścia do szpiegowskiego materiału. Rozczarowanie jest faktem – to film pozbawiony charakteru poprzednika, jego klasy i odpowiedniego rytmu. A już najbardziej brakuje mu duszy.
⑤
1917 (2019)
Po blisko pięciu latach przerwy Mendes prezentuje wizję wziętą wprost ze wspomnień własnego dziadka. Jego frontowe opowieści z okopów I wojny światowej reżyser przekuł w być może swoje opus magnum, będące czystą magią kina i porywającym przeżyciem audiowizualnym. Co ciekawe, twórca podąża tutaj trochę śladami Avatara oraz Grawitacji, prostą jak budowa cepa fabułę czyniąc fascynującą przede wszystkim pod względem technicznym. Lecz forma idealnie zazębia się tu z treścią, a treść dostaje dokładnie taką formę, jakiej potrzebowała i całość nie jest jedynie jednym wielkim popisem technicznych możliwości. Ambicje Mendes ma zresztą zdecydowanie większe, gdy uderza w metafizyczne tony tej podróży do jądra ciemności. Człowiek stoi tu w samym centrum wojennego przeżycia, które dzięki specyficznej metodzie realizacji staje się jedynym w swoim rodzaju doświadczeniem. To totalna immersja, pokazująca potęgę X muzy i towarzyszących jej doznań. Tu nie ma błyskotliwych dialogów, ciągłych wolt scenariuszowych czy postmodernistycznych zagrywek. Za to są wielkie emocje i autentycznie przejmujące kino, które po prostu chłonie się jak gąbka. I chociaż parę pomniejszych elementów i/lub scen może budzić wątpliwości, a narracja jest, mimo wszystko, dość bezpieczna, to dzieło Mendesa pozostaje kompletne w swym przekazie, jak i pokazie sił. Ostatecznie to jeden z tych filmów, w które się wsiąka i doznaje, a nie analizuje.
⑩
A waszym zdaniem trzy najlepsze filmy reżysera to…? Zapraszamy do zabawy!
REKLAMA