Nie tylko ART – najbardziej PRZERAŻAJĄCY filmowi KLAUNI
Jak się może sami przekonacie po (mam nadzieję) tylko przypomnieniu sobie wymienionych w tym zestawieniu produkcji, Art z serii Terrifier wydaje się przy niektórych klaunach z horrorów wręcz amatorem. I chodzi głównie o strach, jaki powoduje. Jakie tworzy napięcie w psychice. Art epatuje krwią. Stawia na obrzydzenie, a to groza, która jednak się nudzi, można się z nią oswoić. Z lękiem jest dużo trudniej. Nie twierdzę, że Art jest słaby – nie jest, lecz nie może być jedynym odniesieniem dla filmowych klaunów jako ten najstraszniejszy, mistrz, górujący nad resztą niczym król zbrodni i przestrachu. Gdyby taki Cheezo albo Schizo mieli większy budżet, kto wie, czy do swojego szaleństwa nie dołożyliby estetyki tak mocnej, że byliby teraz klaunami w wielu krajach zakazanymi, a przynajmniej w całej reszcie kinematografii, znanymi i kultowymi?
Kapitan Spaulding (Sid Haig), „Dom 1000 trupów”, 2003, reż. Rob Zombie
Zacznę od postaci, której żaden miłośnik horrorów nie może nie znać i pomijać, jeśli chodzi o postaci klaunów. W filmie Dom 1000 trupów Spaulding jest przedstawiony jako właściciel stacji benzynowej w Teksasie, na której można również kupić smażonego kurczaka. Działalność Spauldinga ma również charakter turystyczny. Nieopodal stacji znajduje się również pewien dom przy drodze znany jako „Muzeum potworów i szaleńców kapitana Spauldinga”. Spaulding jako jego „kustosz” dba o stały napływ do niego przejezdnych, którzy go zainteresują oraz którzy przede wszystkim wykazują zainteresowanie miejscowymi legendami. Reżyser filmu Rob Zombie opisał Spauldinga jako „uroczego dupka”. Poza tym skonstruował jego postać tak, żeby jego koneksje z rodzinką zboczeńców Firefly były bardzo tajemnicze. Kapitan jest takim starym klaunem, który chwilowo zawiesił mordercze instynkty na kołku swojej stacji benzynowej, ale to nie oznacza, że nie ułatwia innym realizacji swoich chorych fantazji.
Cheezo (Michael Jerome West), „Dom klownów”, 1989, reż. Victor Salva
Wódz trójki przebranych za klaunów zbiegłych pacjentów szpitala psychiatrycznego. Najstraszniejszy z nich – ich mózg i katalizator działania. Klauni w filmie Victora Salvy to jednak nie tylko zwykli szaleni mordercy – to alegorie lęków w naszym życiu, tych uogólnionych i bardzo konkretnych, z którymi sobie nie poradzimy, uciekając do drugiego pokoju. Możemy unikać chodzenia do cyrków, bo tam są przebierańcy z czerwonymi nosami. Możemy udawać, że w naszej przeszłości były same cudowne dni. Możemy stworzyć sobie w głowach życia na nowo, tyle że fikcyjne, ale wtedy nigdy się nie uwolnimy od głęboko obecnych strachów. Lęki zawsze nas znajdą i doprowadzą albo do płaczu, albo do innego rodzaju kompromitacji przed innymi oraz – co najważniejsze – przed sobą. Jedyną możliwością pokonania lęku jest skonfrontowanie się z nim. Wbicie mu tej siekiery w plecy, jak zrobił to jeden z bohaterów filmu. Klaun padł martwy na ziemię, a co z lękami?
Pennywise (Bill Skarsgård), „It”, 2017, reż. Andy Muschietti
Pennywise to starożytna istota, która nie pochodzi z naszego wymiaru. Amerykę zamieszkiwał od setek lat, lecz głównie w stanie hibernacji. Budził się na polowanie co 27 lat i zaspokojony krwią znów szedł spać. W latach 80. obudził się w miasteczku Derry, gdzie rozpoczął swój krwawy pochód jakże sugestywnie pokazanym w filmie zamordowaniem Georgiego Denbrougha. Odgryzł mu rękę, a potem wciągnął do kanałów. Ostatecznie został pokonany, lecz nie było to łatwe i wcale nie można być pewnym, że Pennywise jeszcze nie wróci. Siłę dawały mu ludzkie lęki, wszelkie złe emocje, a więc pożywki miał zawsze dość i to wysokiej jakości. King stworzył tę postać, inspirując się Johnem Wayne’em Gacym, amerykańskim seryjnym mordercą i gwałcicielem, który zamordował kilkudziesięciu nastolatków i młodych mężczyzn. Co najważniejsze, Gacy przebierał się za klauna, podczas współpracy z lokalnym klubem Jolly Joker, którego członkowie brali udział w akcjach charytatywnych oraz w przebraniach odwiedzali dzieci w szpitalach. Z tego powodu morderca otrzymał przydomek „Killer Clown”.
Stitches (Ross Noble), „Strzeż się klauna”, 2012, reż. Conor McMahon
A teraz punkt widzenia klauna, który też jest człowiekiem (jeśli jest) i posiada uczucia. Nie jest rzeczą, zabawką, którą można poniżać, wyśmiewać i traktować gorzej niż zwierzęta domowe. A tego doświadczył właśnie Stitches na jednej z imprez. Nie był mordercą, zboczeńcem, lecz nieco słabo radzącym sobie ze światem oraz naiwnym człowiekiem. Niestety został tak zadręczony przez dzieci, że umarł. Zrobiły mu kawał, a konsekwencje okazały się dla klauna dosłownie śmiertelne. Tajemnicze siły dały mu jednak drugą szansę, żeby dokonać słodkiej i mrożącej krew w żyłach zemsty na dzieciakach. Minęło kilka lat, a Stitches powrócił tym razem jako nieco inny, bardziej pewny siebie klaun.
Klaun (Eli Roth), „Klaun”, 2014, reż. Jon Watts
Po tym filmie widzowie powinni uważniej sprawdzać, skąd pochodzą przebrania klaunów. Bo jeśli jakieś np. zalega na strychu, a nikt nie pamięta, skąd się tam wzięło, może być magiczne i demoniczne. Tak w objęcia demona wpadł pewien ojciec, który chciał w dniu urodzin rozbawić swojego syna. Okazało się, że kostium klauna to skóra starożytnego islandzkiego demona o imieniu Clöyne. Klaun w tym wydaniu jest kimś z pogranicza istoty ludzkiej i przerażającego zombie, które pragnie tylko mordować. Zdecydowanie polecam.
Klauny, „Mordercze klowny z kosmosu”, 1988, reż. Stephen Chiodo
Dla tego rodzaju klaunów z kosmosu ludzkie mięso jest odpowiednikiem cukierków i waty cukrowej. Świat ludzki zaś jest dowcipnym cyrkiem, po którym latają bez ładu i składu smakowite kąski w postaci Ziemian. Mordercze klauny z kosmosu to nie horror, ale raczej pastisz filmów grozy. Klauny zaś są przybyszami z obcej planety, ale jakby w krzywym zwierciadle, nie tylko jeśli chodzi o wygląd, ale i zachowanie oraz sposoby mordowania. Widać, że ludzka etyka ma się nijak do obcych, i to nie chodzi tylko o ich klaunowski wygląd, ale gatunkowe pochodzenie.
Schizo-Head (David Ury), „31”, 2016, reż. Rob Zombie
Tak naprawdę Schizo-Head jest tylko przykładem cyrkowej postaci, której należy się bać. Jest to ten sam kaliber bohatera, co członkowie rodzinki z Dom 1000 trupów oraz jej patron, czyli kapitan Spaulding. Rob Zombie robił już filmy z udziałem złych klaunów, lecz tym razem pokusił się o skrzywiony obraz całego cyrku. Każdy z morderców jest tam w pewnym sensie klaunem. Klaun to maska uniwersalna – najwidoczniej tak straszna, że skuteczna w rozbrajaniu ludzi najpierw psychicznie, a potem fizycznie.
Joker (Jack Nicholson), „Batman”, 1989, reż. Tim Burton
Joker nie jest bohaterem horrorów, a raczej tak się klaunów kojarzy w kinie. Nie odbiera mu to jednak ani charyzmy, ani tym bardziej mrożącego krew w żyłach anturażu. Joker jest w czołówce najstraszniejszym klaunów. Wystarczy uświadomić sobie, co zrobił swojej partnerce, żeby była bardziej wesoła, podobna do niego. Joker jest do cna wynaturzony – bawi go mordowanie niewinnych, a więc doskonale pasuje do klaunów w tym zestawieniu. Można go jednak określić znacznie bardziej medialną, nastawioną na złowrogi sukces postacią, która nie działa sama, jak to zwykle klauni-mordercy w horrorach.
Javier (Carlos Areces), „Hiszpański cyrk”, 2010, reż. Álex de la Iglesia
Nietypowe ujęcie klauna jako zawodu oraz roli życiowej, która determinuje postępowanie. Interesujące jest również przedstawienie w filmie życia w cyrku od wewnątrz. Klauni zwykle są w horrorach przedstawiani jako istoty częściowo pozbawione osobowości, a w Hiszpańskim cyrku są ludźmi z bardzo głęboko zaprezentowanymi wizerunkami psychologicznymi w klimacie nieco komediowo-eksploatacyjnym. Głównym bohaterem jest Javier, nieszczęśliwy od dzieciństwa, który zatrudnia się w cyrku jako smutny klaun. Poznaje tam bezwzględnego wesołego klauna i uczy się od niego, jak wykorzystać trudną przeszłość do zbudowania na nowo własnego wizerunku bezwzględnie walczącego o swoje człowieka, któremu maska klauna ułatwia dokonywać strasznych czynów, niby w imię miłości. Byt łatwo powiedzieć, że wszystko przez kobietę i dla kobiety.
Pan Caruthers (Christopher Plummer), „Koszmar o północy”, 1998, reż. Jean Pellerin
Klaun dramatyczny – tak bym określił postać genialnie zagraną przez Christophera Plummera, który przecież w ogóle nie jest łączony ze slasherami. A jednak tym razem Plummer wniósł się na wyżyny swojego aktorstwa i zagrał finał lepszy niż cały film, pozostawiając resztę aktorów daleko za sobą – nawet innego klauna, tego bardziej typowego jak na horror. A kim jest klaun w wydaniu Koszmaru o północy – oczywiście mordercą, ale za którym stoi dramatyczna historia z przeszłości. Bycie klaunem to również rola teatralna – dla pana Caruthersa okazuje się, że życiowa.