search
REKLAMA
Zestawienie

NAJZABAWNIEJSZE postaci w filmach SCIENCE FICTION. Kosmiczni komedianci

Mikołaj Lewalski

21 lutego 2020

REKLAMA

Marsjanin Mark Watney

To wielka rzadkość, żeby protagonista w filmie science fiction był tak zabawnym gościem jak grany przez Matta Damona Mark Watney. Myślę też, że nie byłem jedynym widzem, który spodziewał się po tej opowieści i jej bohaterze bardziej wzniosłych i patetycznych tonów. Lekkość Marsjanina okazała się przyjemnym zaskoczeniem i jest to w dużej mierze zasługą Watneya, będącego człowiekiem czynu i realistą (a może nawet optymistą), niezależnie od beznadziejności sytuacji. Mark nie jest kimś, kto z lamentem wzniesie ręce ku niebu, a porzucony na niegościnnym Marsie od razu zabiera się do pracy – wszystko po to, aby przeżyć. Jego pozytywne nastawienie i analityczny umysł są godne pozazdroszczenia, podczas gdy wypowiadane żarty niejednokrotnie bawią widza i podnoszą na duchu. Świetnie sprawdza się tu pomysł z prowadzeniem wideodziennika przez Watneya, a i jego mówienie do siebie często wiąże się z jakimś humorystycznym komentarzem.

Autostopem przez galaktykę – Marvin

Marvin to być może najbardziej nieszczęśliwy robot, jakiego widziało kino. Zaprogramowany, by osobowością nie różnić się od człowieka, szybko popadł w ciężką depresję, którą manifestuje na każdym kroku. Jego pesymistyczne wywody, użalanie się nad sobą i dramatyczne wyznania są równie tragiczne, co komiczne, a obsadzenie w tej roli Alana Rickmana było castingowym strzałem w dziesiątkę. Myślę, że większość widzów w mniejszym lub większym stopniu potrafi zrozumieć Marvina, a jego męczeńska poza wypada szczególnie zabawnie w zestawieniu z zupełnie niepoważnym wyglądem.

Gwiezdne wojny (części IV-VII + spin-off) – Han Solo


Han Solo od zawsze był komediowym złotem w Gwiezdnych wojnach, nigdy jednak nie wchodził w rolę błazna, którego nie sposób traktować poważnie. Han może sobie pozwalać na żarty i wygłupy, ponieważ ma zaplecze w postaci sprytu, umiejętności, szczęścia (zazwyczaj) i wyjątkowego uroku, a jego niewymuszona pewność siebie i luzacka maniera dają mu przyzwolenie na wszystko. Kapitan Sokoła Millenium ma gadane jak mało kto i cechuje go styl pozbawiony bufonady (khy, Lando Calrissian, khy); nie można mu także zarzucić braku wyczucia – wie, kiedy jest moment na dobry żart, a kiedy na skupienie i powagę. Nie wszystkie te pochwały należą się jego młodszemu wcieleniu (kapitalnie zagranemu przez Aldena Ehrenreicha), co jak najbardziej ma sens, zważywszy na to, że mowa tu o dzieciaku, który dopiero buduje swój charakter. Młody Han jest jednak przynajmniej równie zabawny, co dorosły i stary Han – i za to należy mu się wieczne uwielbienie.

Interstellar TARS

To poniekąd protoplasta K-2SO – pomagający bohaterom i obdarzony sarkastycznym poczuciem humoru robot wojskowego pochodzenia. TARS odznacza się jednak znacznie ciekawszym i bardziej unikalnym wyglądem niż jego kolega z Łotra 1. Początkowo byłem zdziwiony tym pozornie niezgrabnym i nieefektownym projektem, ale z czasem zrozumiałem, ile zalet on w rzeczywistości posiada. Replikowanie ruchów ludzkich kończyn jest bardzo skomplikowane i podatne na różne problemy i według wielu specjalistów robot pokroju TARS-a byłby znacznie lepszym i bardziej osiągalnym rozwiązaniem niż maszyny, które zazwyczaj widujemy w kinie. Interesującym konceptem – i powodem obecności TARS-a w tym zestawieniu – jest posiadające regulowany poziom poczucie humoru robota. Jego zmniejszenie nieco studzi komediowe zapędy maszyny, ale nawet wtedy co chwilę znajduje ona okazję do rzucenia jakiegoś mrocznego żartu.

Kosmiczne jaja Lord Hełmofon

Miałem wątpliwości co do zawierania komedii w tym zestawieniu, ale uznałem, że ta parodia Dartha Vadera jest zbyt ikoniczna, żeby ją pominąć. Rick Moranis doskonale obśmiewa postać Lorda Sithów, odgrywając tu jego przeciwieństwo – cherlawego i nieudolnego nerwusa, który brak pewności siebie próbuje nadrobić gniewną pozą. To zdecydowanie najbardziej udany element całego filmu.

Gwiezdne wojny – część I: Mroczne widmo – Jar Jar Binks

W przeciwieństwie do Predatora ten podpunkt nie jest „bonusem”, a pełnoprawną pozycją na mojej liście. Kiedy byłem dzieckiem, wygłupy Jar Jara były mi dość obojętne, a z wiekiem zaczęły mnie irytować… do czasu. Obecnie śmieszą mnie bardziej niż kiedykolwiek i nie psują w moich oczach Mrocznego widma. Wręcz przeciwnie: ten film ma w sobie bardzo niewiele energii, a jego senną atmosferę często przełamuje właśnie kontrowersyjny Gunganin. Jego błazenada jest oczywiście wybitnie przegięta, dziecinna i slapstickowa, a w dodatku wystarczyłoby jej na całą trylogię, ale właśnie dlatego mnie ona bawi: fakt, że Jar Jar nie potrafi przeżyć pięciu minut bez odwalenia jakiejś maniany, jest absurdalny i absurdalnie zabawny. Kiedy dodamy do tego jego rozbrajającą naiwność i dobre serce, powstaje postać, której już nie potrafię nie lubić. W znacznie lepszym filmie pewnie nie mógłbym zdzierżyć tych wszystkich wygłupów, ale Mroczne widmo tylko na nich zyskuje.

REKLAMA