Najzabawniejsze filmy KINOWEGO UNIWERSUM MARVELA
Thor: Ragnarok
Równie mocno pod względem natężenia humoru w MCU uderzył swego czasu Taika Waititi. Do tamtego momentu filmy o Thorze – pomijając ich wątpliwą jakość – były nacechowane pewną powagą, choć zderzoną z gagami rodem z Gości, gości. Tymczasem Thor: Ragnarok jest już pełnoprawną komedią, w której bóg piorunów opowiada o swojej relacji z młotem w seksualnym kontekście, Bruce Banner jest neurotyczny jak nigdy dotąd, a tembr głosu postawnego golema przeczy jego fizyczności. Waititi opiera swój humor na kontraście nieprzystających do siebie elementów oraz improwizacji (Chris Hemsworth zawdzięcza doszlifowanie swojego komediowego wyczucia właśnie temu reżyserowi), dzięki czemu otrzymujemy jeden z najzabawniejszych filmów MCU.
Ant-Man
Pomysł na takiego herosa już na papierze wyglądał na żart. Człowiek, który dzięki technologii pomniejsza swój rozmiar i komunikuje się z mrówkami. A jednak – pomimo że sam film iskrzy humorem, Scott Lang jest dziś pełnoprawnym bohaterem uniwersum. W tej roli Paul Rudd i trudno o lepszy casting, biorąc pod uwagę, jak dużo luzu i sympatii wnosi aktor do swojej kreacji. Lang to niezdarny, a jednak uroczy protagonista, który najbardziej bawi nas tym, jak bardzo nie umie być superbohaterem. Równie zabawne są wymiany zdań pomiędzy nim a córką, dojrzałą i bystrą ponad wiek, oraz – prawdopodobnie wisienką na torcie całego filmu – postacią graną przez Michaela Peñę. Scena, w której ten opowiada o przeprowadzonej operacji, i sposób, w jaki zmontowano jego narrację z nakręconymi z udziałem innych aktorów ujęciami, to zdecydowanie najjaśniejszy punkt Ant-Mana.
Avengers: Koniec gry
Ostatni film na liście nie mógł być inny. Choć przed premierą spekulowano, że tym razem będziemy mieli do czynienia z najpoważniejszą produkcją Marvela, ostatecznie okazało się, że otrzymaliśmy… jedną z najzabawniejszych. Podzielona na trzy części epicka kulminacja Sagi Nieskończoności najmocniej uderza w komediowe tony w środkowym segmencie, ale wcześniej także częstuje nas paroma zaskakującymi wyborami fabularnymi. Otyły, zamknięty w gamingowej norze Thor, walka dwóch Kapitanów z puentą w postaci komentarza na temat obcisłego kostiumu, tańczący w jaskini Star-Lord czy „Hail, Hydra!”. Twórcy otwarcie śmieją się z decyzji podjętych we wcześniejszych produkcjach oraz ukazują wydarzenia z innej perspektywy, co nadaje im nadzwyczaj absurdalny, a czasem wręcz żenujący wydźwięk. To ewidentne zwieńczenie dotychczasowych wydarzeń, także pod względem nacechowanej komediowo autorefleksji, wobec którego pozostaną obojętni wszyscy ci nie darzący bohaterów lub samej serii filmów sympatią. I jakkolwiek kłócący się z tematyką utworu – muszę przyznać, że ten humor naprawdę do mnie trafia.
Nie, to nie jest żart! Naprawdę uważam powyższe filmy za zabawne! Podzielacie moje zdanie? Dajcie znać w komentarzach!