Najzabawniejsze filmy KINOWEGO UNIWERSUM MARVELA
Filmy i seriale Marvela zdążyły nas już przyzwyczaić do zbalansowanych proporcji akcji, rozwoju bohaterów i humoru. Ten ostatni pojawia się przy tym także w ich poważniejszych produkcjach (co bywa zresztą obiektem ataku ze strony niezadowolonych z niejednorodności tonu widzów), jednak niektórzy twórcy korzystają z niego chętniej i w większych dawkach. W tym zestawieniu wyróżnię pozycje z Kinowego Uniwersum Marvela, które uważam za najzabawniejsze z dotychczas wydanych. Sprawdźcie, czy się ze mną zgodzicie!
Iron Man 3
O znaczeniu humoru w filmach Shane’a Blacka wie każdy, kto miał do czynienia z przynajmniej kilkoma jego projektami. Scenarzysta takich tytułów jak Zabójcza broń, Kiss Kiss Bang Bang, Nice Guys czy najnowszy Predator po prostu lubi stawiać swoich bohaterów w niepoważnych sytuacjach i wkładać im do ust niepoważne słowa. Nie inaczej jest w przypadku Iron Mana 3, który nawet w obliczu jednej z największych porażek Tony’ego Starka iskrzy dowcipem, począwszy od relacji mężczyzny z małym chłopcem, a skończywszy na głównym motywie historii. Dość powiedzieć, że żartem jest tu także postać przed filmem kreowana na głównego złego, czyli Mandaryn. Przed takim zuchwałym pstryczkiem w nos dla fanów komiksów trudno się nie ukłonić.
Spider-Man: Homecoming
Zabawność pierwszej z nowych odsłon Spider-Mana polega na zderzeniu nieopierzonego nastolatka z problemami dojrzewania i poważnym zagrożeniem. Lekki charakter produkcji daje się odczuć już na początku, kiedy niezwykle podekscytowany swoim położeniem Peter Parker kręci smartfonem walkę z członkami Avengers. Twórcy traktują tę postać z przymrużeniem oka, w związku z czym gagi wynikają przede wszystkim z jej niedoświadczenia. Spider-Man w starciu z przestępcami często jest nieporadny i popełnia błędy nowicjusza, czemu trudno się dziwić – wszak dopiero nabywa wprawy. Humor objawia się również w dialogach – szczególnie tych pomiędzy Peterem a Nedem, czyli prawdopodobnie najzabawniejszą postacią dylogii (wkrótce trylogii).
Strażnicy Galaktyki / Strażnicy Galaktyki vol. 2
James Gunn to kolejny zaangażowany przez Disneya reżyser, który słynie ze specyficznego poczucia humoru. Odpowiedzialny wcześniej za pełne wulgarnych scen Super czy Robale nie boi się uderzać w kontrowersję również w przypadku projektów realizowanych dla Marvela. Jego Strażnicy Galaktyki już w pierwszej części pokazywali pazury, by w drugiej zupełnie puścić wodze fantazji i zaprezentować nam Rocketa cosplayującego Kevina, tyle że bez hamulców moralnych, teledyskowo zrealizowane ludobójstwo czy małego Groota przynoszącego towarzyszom części ciała członków załogi. To Gunnowi zawdzięczamy także odkrycie talentu komediowego Dave’a Bautisty (obecnie jednak nadużywanego). Chyba żaden inny twórca filmów z MCU nie raczy nas równie czarnym (a jednocześnie autentycznie zabawnym) humorem, który momentami wydaje się nawet nie na miejscu, biorąc pod uwagę dość młodą publikę.