THE ROOM i Tommy Wiseau. Najstraszniejszy pokój w historii kina
You’re Tearing Me Apart, Lisa!
Zdjęcia do The Room trwały nieco ponad sześć miesięcy. Budżet filmu przekroczył sześć milionów dolarów. Na liście płac widniało około czterystu nazwisk. Wiseau figurował jako scenarzysta, reżyser, aktor, producent oraz producent wykonawczy. Grono producentów zasilały jeszcze dwa nazwiska. Sestero twierdzi jednak, że posiadacz jednego z nich w ogóle nie był zaangażowany w projekt, a drugi odszedł z tego świata jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć. Finanse zebrane na film nie do końca zadowalały ambicje Wiseau, który przez cały etap kręcenia marzył o tym, aby zakończyć film w dość niecodzienny sposób. Po wszystkich potwornych wydarzeniach mających miejsce na ekranie, jego bohater miał wejść na dach budynku (ach, ten dach), wsiąść w zaparkowanego tam Mercedesa i odlecieć. W scenie szybowania nad miastem miało okazać się, że Tommy jest wampirem. Wiseau jest ponoć zafascynowany tymi stworzeniami (biorąc pod uwagę jego wygląd, mętną historię życia, w której czas nie ma znaczenia oraz niejasne pochodzenie sytuujące jego rodzinną ziemię gdzieś na wschodzie Europy, robi się dość dziwnie). Sekwencja lotu nad miastem znacznie przekroczyłaby budżet The Room. Wiseau zrezygnował z mrożącego krew w żyłach finału, choć ten, który znalazł się w filmie, również może przyprawić o zawał mięśnia sercowego.
W trakcie realizacji filmu jednym z głównych problemów był sam Tommy, który z dużym trudem zgadzał się na jakiekolwiek kompromisy. Osoby pracujące nad przygotowanym przez niego skryptem łapały się za głowę i nie tyle kreśliły, ile wyrywały z niego dziesiątki stron nic nie wnoszących i bełkotliwych monologów. Tommy początkowo głośno protestował, potem zorientował się jednak, że nie jest w stanie spamiętać nawet krótkich linijek tekstu. Niektóre sceny z jego udziałem musiano powtarzać po kilkadziesiąt razy, co i tak nie przyniosło pożądanych rezultatów. Właśnie z tego powodu niektóre kwestie dograne są w The Room w fazie postprodukcji. Mimo wysiłków specjalistów, scenariusz The Room wciąż straszy i znajduje się zapewne na indeksie ksiąg zakazanych niejednej ze szkół filmowych. Pełno w nim uroczo bezsensownych wątków, które pojawiają się jedynie po to, aby za sekundę zniknąć z filmu na zawsze, bez żadnego wyjaśnienia. Tak dzieje się chociażby z wątkiem raka piersi, o którym dowiaduje się matka jednej z głównych bohaterek (informację o chorobie przekazuje córce niczym plotkę o sąsiadce zasłyszaną na mieście) czy mrożącym krew w żyłach fragmentem, w którym okazuje się, że ulubieniec Tommy’ego i jego „przyszłej żony” jest zamieszany w narkotyki (zapewne wspomnienie Francji). Zresztą w The Room jest cała masa tego typu perełek. Genialna scena gry w futbol w stroju wieczorowym, przyjacielska rozmowa w chwilę po próbie morderstwa jednej ze stron, żarty i beztroska na chwilę po wybuchu złości i załamaniu nerwowym. I ten most Golden Gate, ach, ten most Golden Gate…
Podobne wpisy
Scenariusz nie jest jedyną straszną rzeczą, jaka przydarzyła się temu filmowi. Mając sześć milionów dolarów, można było pokusić się o zatrudnienie profesjonalnych aktorów, może nie światowej czołówki, ale zawsze aktorów. Wiseau, po – jak twierdzi – setkach godzin castingów wybrał chyba najgorszą obsadę w historii filmowego rzemiosła. Prym wiedzie oczywiście sam Tommy. Jeden z krytyków amerykańskich stwierdził, że jego gra wygląda tak, jakby Borat usiłował naśladować Christophera Walkena wcielającego się w pacjenta szpitala psychiatrycznego. Niezwykle interesujące porównanie. Niewiele ustępuje mu pozostała część wesołej gromadki. Denny, który ma być chyba nastoletnim dzieciakiem, a zachowuje się i wygląda jak dwudziestoparoletni onanista pakujący się do łóżka cioci i wujkowi. Mark, o którym wiemy tylko tyle, że nieźle klei się do Lisy, a do jego łapy nieźle klei się piłka futbolowa. No i Lisa, czyli kobieta fatalna, dosłownie i w przenośni. Horror, horror, horror…
Przecząc wszelkim prawom logiki, film powstał. Nie obyło się oczywiście bez przygód i anegdotek, wśród których znajdują się również te z rodzaju pikantnych. Przykład? Juliette Danielle, odgrywająca rolę „przyszłej żony” Tommy’ego (w filmie nigdy nie pada słowo „narzeczona”/„dziewczyna”, zawsze „przyszła żona”), przybyła na plan po nakręceniu pewnej partii zdjęć. Po jej zjawieniu Wiseau nie pozwolił nawet na zapoznanie z resztą ekipy, ponoć od razu zarządził przejście do kręcenia sceny łóżkowej z jej udziałem (niektórzy z członków zespołu potwierdzają tę informację, inni jej zaprzeczają, więc mamy do czynienia z typowym dla Wisseau dylematem – sami zdecydujcie, co jest prawdą). Tajemnicą pozostawało również nieustannie finansowanie produkcji. Sprawa stała się tym bardziej interesująca, że po oficjalnej premierze film okazał się być klapą, która przyniosła zyski rzędu dwóch tysięcy dolarów. Mimo to kosztujący pięć tysięcy dolarów za miesiąc afisz The Room wisiał w Los Angeles jeszcze długo po jego premierze. Duża część ekipy twierdzi, że projekt Wiseau był po prostu sposobem na wypranie brudnych pieniędzy. Szczerze mówiąc, ma to ręce i nogi.
Too Weird To Live, Too Rare To Die!
Na ratunek The Room przyszedł charakterystyczny dla USA rynek midnight-movies. Film Wiseau grano po nocach w kinach, które specjalizują się w pokazywaniu widzom rzeczy dziwnych, niepodobnych do tego, co ogląda się w wielkich multipleksach. Na przestrzeni lat produkcja stała się tytułem kultowym, który po dziś dzień regularnie zapełnia sale wybranych kin. Mimo tego, że w trakcie realizacji The Room Wiseau nie za bardzo rozróżniał, o co chodzi z taśmą 35MM i cyfrowymi kamerami HD, dlatego kręcił film symultanicznie w dwóch formatach (dublując liczbę operatorów), udało mu się stworzyć swój upragniony pomnik. Wprawdzie nie z brązu czy spiżu – tak naprawdę, to cholera wie z czego, ważne, że stoi. W wywiadach Tommy często porównuje się do Orsona Wellesa, a The Room lubi widzieć jako wariację na temat Obywatela Kane’a. Normalnie powiedziałbym, że to skrajny egocentryzm i idiotyzm, ale w przypadku Wiseau to wszystko wydaje się być tak szczere, że aż ujmujące. Gdyby żył parę ładnych dekad wcześniej, przybyłby zapewne do USA na statku wypełnionym szczurami, wśród martwych marynarzy, skryty pod wiekiem dębowej trumny. Zbyt dziwny by żyć, zbyt rzadki by umrzeć, cały Tommy.
Olejcie zatem wszystkie horrory i dajcie zaprosić się do najstraszniejszego pokoju w historii kina. Kiedy po pełnym wrażeń seansie przyśni się wam Tommy, Danny, Mark, Lisa i piłka futbolowa, możecie być pewni, że Freddy Krueger nie śmie wam przerywać, a żaden wampir nie zapuka w okno z prośbą o zaproszenie do domu. To nie ich liga.
* W komentarzach użytkownik Commando słusznie wyłapał, że Strasburg leży na terenie Francji, dlatego jedna z przedstawionych w tekście nieścisłości biograficznych staje się odrobinę bardziej logiczna. Ze względu na konieczność zbyt mocnej ingerencji w tekst postanowiłem zaznaczyć błąd w przypisie, unikając edycji po publikacji. Za błąd przepraszam. (FJ)