search
REKLAMA
Recenzje

ZABÓJCZE WSPOMNIENIA. Science fiction klasy B, jednak niezła akcja

„Zabójcze wspomnienia” – chociaż tanie, to jednak są warte uwagi.

Odys Korczyński

9 marca 2025

REKLAMA

W reżysera Freda Olena Raya zwątpiłem dawno temu. Seria Bikini, Grzechotniki, Erotyczna myjnia i wiele, wiele innych filmów to produkcje słabe, nawet gdyby je rozpatrywać w charakterze zabawy kinem. O ironio Olen Ray jest reżyserem niezwykłe płodnym. Kręci szybko i dużo. Nie wychyla się poza ramy klasy B. Czasem mu jednak coś wyjdzie, a Zabójcze wspomnienia – chociaż tanie, to jednak są warte uwagi. Nie żebym chciał podkreślić ich unikalny artyzm, lecz zalety czysto rozrywkowe w ramach pośledniejszego kina akcji z elementami science fiction. Film to raczej niszowy (174 oceny na FW), lecz gra w nim niegdyś kultowy aktor, który swoją karierę dla b-klasowych VHS-ów kompletnie zmarnował – Michael Dudikoff. Pod koniec lat 90. wciąż jednak nieźle się bije, próbując przypomnieć sobie, jak to było za czasów Amerykańskiego ninja.

Niestety do końca sobie nie przypomniał. Brzuszek i ogólna ciężkość uniemożliwiły te niegdysiejsze kocie ruchy, a w fabule Zabójczych wspomnień Dudikoff miał jednak co robić. Zagrał przecież byłego komandosa, który został wyrzucony ze służby za niesubordynację. Jego umiejętności okazały się jednak przydatne dla pewnej grupy osób, która chciała mieć wpływ na władzę. Na szczęście dla Dudikoffa aktorsko wypadł nieźle, tylko miejscami jak drewno, a to już ogromny sukces. W tym akurat filmie jednak nie chodzi o jakieś wymyślne dramatyczne sytuacje. Ważna jest akcja, więc nie licząc przedłużającej się sceny w motelu, w której bohaterowie trochę bezsensu analizują odległe wspomnienia, oraz koszmarnie naiwnego wyglądania przez okno wprost na twarze czekających przed drzwiami siepaczy, którzy jak zawsze niczego nie widzą, reszta akcji toczy się wartko, a sama koncepcja fabuły obroniłaby się nawet dzisiaj w produkcjach klasy A, chociaż z małymi poprawkami. Początek, kiedy główny bohater zaczyna śnić koszmary, a potem okazuje się, że jego żona nie jest jego żoną, a on zupełnie kimś innym, przypomina miejscami Pamięć absolutną. Chodzi w istocie jednak o badania genetyczne, które – jak to bywa w tego typu filmach – prowadzi pewna złowroga korporacja medyczna, próbując klonować ludzi, co daje ogromne możliwości budowania zaprogramowanej na popełnianie zbrodni, bezwolnej armii klonów. W tle znajduje się jak zwykle polityka, pokazana nieco siermiężnie, w której naczelną postacią jest kolejny żądny władzy senator. Bardzo to amerykańskie, a dla wytrawnych fanów science fiction zapewne nudne i kompletnie bez znaczenia. W przypadku Zabójczych wspomnień chcieliby oni zapewne mniej politycznej akcji i kryminalnych zagrań, a więcej analizy, na czym polega to wdrukowywanie wspomnień, podmienianie osobowości, a nawet zgrywanie pamięci.

Na tak obszerne elementy science fiction jednak zabrakło miejsca. Fantastykę naukową potraktowano za to trochę na zasadzie retro. Zapewne miały tu znaczenie koszty, bo efektów specjalnych właściwie nie ma, a przypominam, że był koniec lat 90., więc film można było ulepszyć cyfrowo. Nie pokuszono się nawet o żadną wizualizację podmieniania pamięci. Wystrój laboratorium jest wręcz stary, wzięty z jakiegoś horroru medycznego. Instrumenty brudne, monitory jak z lat 60., tylko kadź, w której przechowuje się „pacjentów” w miarę nowoczesna, niemal futurystyczna, odróżniająca się od reszty scenografii. Wrażliwsi widzowie z pewnością zwrócą uwagę na preparaty medyczne, które mają wzmóc uczucie niepokoju, jednak to właściwie wszystko. Reszta to sztampa, chociaż czeka się na koniec w napięciu, by zaspokoić ciekawość, jak spisek na życie senatora zostanie rozwiązany. Muszę przyznać, że scenarzyści dokonali karkołomnej pracy, żeby tę historię wymyślić bezboleśnie dla zasadniczych praw logiki. Oczywiście są one łamane na każdym kroku, jednak w taki sposób, że widzowie nie odczuwają zażenowania. Jak to zwykle w kinie klasy B się zdarza, najgorszym elementem produkcji jest muzyka. Całkowicie kładzie ona klimat wielu scen, zwłaszcza starć między głównym bohaterem a firmowymi ochroniarzami, którzy notabene są tak głupi i niesprawni, że trudno uwierzyć, by ktokolwiek mógł ich zatrudnić do ochrony kluczowych interesów firmy z politycznymi ambicjami. Taka jest jednak konwencja w kinie akcji klasy B. Pozytywny bohater musi być taki bez cienia wątpliwości. Otaczać go muszą antagoniści, którzy niby są mądrzy, wręcz genialni, lecz tak naprawdę zupełnie nie zdają sobie sprawy z praw, którymi rządzi się świat. Pozytywny bohater więc nie ma żadnego problemu z ich pokonaniem. Niestety w przypadku Zabójczych wspomnień okazuje się, że tak skomplikowany proces wdrukowywania nowej tożsamości w laboratoryjnych warunkach można obrócić w proch za pomocą wypowiedzianych dramatycznie przez ukochaną słów „Kocham Cię”. W rzeczy samej to magiczna sentencja, która niczym prastare zaklęcie pokonuje każdą naukową barierę. Pomijam tę słabość filmu jednak, bo sama droga do finału nieźle trzyma w napięciu, chociaż trzeba mieć na uwadze to, że nie zobaczymy niczego, co wychodzi poza schemat kina akcji klasy B.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA