NAJLEPSZE SCENY W SLOW MOTION. Dziesięć wybranych przykładów
Sherlock Holmes (2009). Siła dedukcji
Przygody Holmesa według Guya Ritchiego to świetna rozrywka – dostosowana pod dzisiejszego widza złaknionego solidnych doświadczeń audiowizualnych, ale jednocześnie zachowująca ducha opowiadań Arthura Conan Doyle’a. Ritchie w obu odsłonach perypetii Holmesa o twarzy Roberta Downeya Juniora nie szczędzi ujęć w slow motion, więc było z czego wybierać. Postawiłem na fragment części pierwszej, gdzie zwolnione tempo służy jako środek na ukazanie niezwykłej dedukcji Sherlocka, sprawiającej wrażenie wybiegania myślami kilkanaście sekund do przodu. Podczas walki z większym od siebie przeciwnikiem Holmes opracowuje sekwencję ciosów mających go powalić. Każdy z nich zobrazowany jest właśnie w zwolnionym tempie, jakby stanowiąc kolejny punkt w planie detektywa. Po swoistej zapowiedzi ruchów Sherlocka oglądamy je ponownie – tym razem już po bożemu, w normalnej prędkości. Żadnego popełnionego błędu. W końcu to Holmes.
X-Men: Przeszłość, która nadejdzie (2014). Oto Quicksilver!
Podobne wpisy
Spośród wszystkich przedstawionych na ekranie scen ukazujących moce superszybkich nadludzi ta jest zdecydowanym zwycięzcą. Perfekcyjnie przemyślana i zrealizowana sekwencja, idealnie ukazująca perspektywę Quicksilvera używającego swoich umiejętności. Mutant w przeciągu góra sekundy może swobodnie przemieścić się po całym pomieszczeniu, dogodnie poustawiać niczego nieświadomych przeciwników, a nawet poprzesuwać znajdujące się w powietrzu pociski pistoletu, wszystko to w rytmie kapitalnej piosenki Time In a Bottle Jima Croce. Z oglądania jego mocy czerpiemy tyle radości, co on z racji ich używania. Można się wręcz rozmarzyć, jak ciekawym doświadczeniem byłaby możliwość wejścia w jego skórę. Poprzeczka w tej kategorii została tutaj zawieszona tak wysoko, że nie sądzę, by udało się ją kiedyś przeskoczyć. Nawet oparta na podobnym schemacie scena w X-Men: Apocalypse nie była już tak dobra, jak w poprzedniku, choć to samo można byłoby powiedzieć o każdym innym momencie tego filmu.
Dredd (2012). Wpływ narkotyku
Podobnie jak w przypadku Logana, w Dreddzie sceny w slow motion wpisane są poniekąd w fabułę i stanowią ilustrację wpływu narkotyku znanego jako… Slow-Mo. Substancja ta sprawia, że zażywająca ją osoba postrzega świat w zaledwie jednym procencie standardowej prędkości, zatem to, co oglądamy na ekranie, bohaterowie filmu widzą rzeczywiście. Można się zastanawiać, czy faktycznie chciałoby się doświadczyć czegoś podobnego. Nie wybierałem pojedynczej sceny, bo dokładnie każda przedstawiająca efekt ćpania Slow-Mo to wizualna perełka – poza zwolnieniem tempa twórcy stosują jeszcze zabieg w postaci podkręcenia saturacji koloru i kontrastu. Efekt jest znakomity.
Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia (2001). „Fly, you fools”
Nie mogłem odmówić sobie przyjemności umieszczenia sceny z Drużyny Pierścienia na tej liście. Moment kojarzony chyba przez wszystkich – pokonanemu Balrogowi w ostatniej chwili udaje się pociągnąć za sobą Gandalfa. Czarodziej chwilę przed upadkiem w otchłań rozkazuje reszcie Drużyny uciekać, co też reszta z oporami czyni. Ich wyjście z Morii Peter Jackson ukazuje w zwolnionym tempie, maksymalnie podbijając smutek i dramatyzm tej chwili, w czym dodatkowo pomaga przepiękna muzyka Howarda Shore’a. Widzowi w pełni udziela się poczucie straty i beznadziei odczuwane przez bohaterów. Oto upadł ten, który dawał im największe poczucie bezpieczeństwa, stanowił wsparcie i zawsze służył opieką oraz dobrym słowem. Nie było lepszego sposobu, by ukazać tę rozpacz. Poczucie pustki odczuwa się za każdym razem.
Pluton (1986). Śmierć Eliasa
Ikoniczna scena. Wizerunek wnoszącego ręce ku górze, rozrywanego pociskami Eliasa to jeden z tych najsłynniejszych filmowych kadrów, zapewne kojarzonych nawet przez osoby, które kinem się nie fascynują. Moment godny swojej popularności. Nie ma w tej scenie cienia fałszu czy sztucznej emocji – trudno nie poczuć współczucia i żalu, gdy patrzy się na zrozpaczoną, naznaczoną bólem twarz Willema Dafoe, bezskutecznie próbującego wstać i biec dalej. Zwolnione tempo bezbłędnie zgrywa się tutaj z użytym utworem (Adagio for Strings), maksymalnie pompując dramatyzm i emocjonalny ładunek tej sceny.
To tyle, jeżeli chodzi o moje typy (owszem, nie było wśród nich żadnej sceny z Matrixa!). Czekam oczywiście na wasze propozycje ulubionych scen w slow motion. Czy będą to inne fragmenty z wyżej wspomnianych filmów, czy może zupełnie nowe przykłady? Jest z czego wybierać!
Zanim się pożegnamy…
BONUS: Karateci Kiz (1974)
Na samo zakończenie bonusowa, jedenasta pozycja. Jeśli myślicie, że śmierć Eliasa to maksimum dramatyzmu, jaki można osiągnąć, używając slow motion w scenie czyjegoś zgonu, prawdopodobnie nie widzieliście nigdy poniższego fragmentu! Sześćdziesiąt siedem sekund czystej sztuki i filmowej magii. Zapraszam:
korekta: Kornelia Farynowska