NAJLEPSZE REBOOTY. Każda legenda ma swój początek
Nowe otwarcie! Temat jakże kojarzony z początkiem roku i słynnymi postanowieniami, które krążą także po głowach filmowców obiecującym nam, że gdy seria filmowa znajdzie się na zakręcie, najlepszym rozwiązaniem jest jej reboot – produkt lepszy, świeższy, nowy. Rzeczywiście często dotrzymują słowa, a zastawienie tych najlepszych przedstawiam poniżej!
Ale co to właściwie jest ten reboot?
Podobne wpisy
Zdefiniowanie pojęcia bywa trudne i niejednokrotnie mylone z remakiem czy używane w kontekście nie do końca poprawnym. Angielski czasownik “to reboot” oznacza tyle, co “restartować”, “ponownie załadować” “uruchomić ponownie”, “zrestartować”. I w tymże tłumaczeniu znajdziemy sedno pojęcia filmowego, które odnosi się do filmu podejmującego tematykę znaną z innego filmu, serii filmów, ale niestanowiący jego (ich) kontynuacji (nie jest to też prequel czy spin-off). Nierzadko rebootowane są serie/filmy, które genezę znajdują w innych mediach – jak komiks, gra czy książka. Najprościej na przykładach – King Kong Petera Jacksona jest remakiem oryginalnego King Konga z 1933 roku, ale The Incredible Hulk (to ten z Edwardem Nortonem) już rebootem w stosunku do Hulka Anga Lee.
Miejsce 10. Wojownicze Żółwie Ninja (2014)
Zacznę od punktu najbardziej kontrowersyjnego, bo w dalszej części tekstu znajdzie się ich jeszcze kilka, a tak nie wydadzą się równie trudne do przełknięcia, jak Wojownicze Żółwie Ninja pod opieką samego Michaela Baya. Oczywiście całość ma co najmniej kilka wątpliwej jakości rozwiązań, które sprawiły, że film nie przyjął się najlepiej, jak np. kiepskie CGI, przedobrzona geneza żółwi czy zamieszanie wokół faktu, kto właściwie jest głównym antagonistą filmu. Kiedy jednak przymkniemy na te niedoskonałości oko, dostaniemy sprawne kino przygodowe wypełnione niezłym humorem, wartką akcją i sympatycznymi bohaterami. Bay, tutaj jako producent, powrócił też do sprawdzonej atrakcji swoich filmów – eksponującej swe wdzięki Megan Fox. Szkoda, że sequel już nie wyszedł.
Miejsce 9. Godzilla (2014)
Wielu widzom Godzilla Garteha Edwardsa wydała się oszustwem lub nawet świadomym trollowaniem widzów. Nie potrafię ich winić, bowiem wszelkie widowiskowe sceny – poza finałem – oglądamy z perspektywy człowieka, często ucięte lub fragmentarycznie przedstawione na ekranie telewizora. Sam tytułowy potwór pojawia się w filmie przez dosłownie kilka minut. O ile rozczarowanych rozumiem, tak mnie zabieg reżysera wydał się czymś ciekawym i odważnym. Bardzo przypadł mi do gustu grobowo poważny klimat filmu, przepiękne zdjęcia i rozwiązania wizualne oraz sympatyczna obsada (kocham cię, Liz Olsen).
Miejsce 8. Kong: Wyspa Czaszki
Kong: Wyspa Czaszki łączy z opisaną wyżej Godzillą jedno uniwersum oraz przepiękną stronę wizualną, ale diametralnie dzieli podejście do tematu. Reżyser Jordan Vogt-Roberts postawił na nieskrępowaną widowiskowość, ciągłą akcję i przede wszystkim pełne dystansu spojrzenie na opowiadaną historię. Kiedy w jednej scenie widzimy Toma Hiddlestona w masce gazowej zabijającego pterodaktyle kataną wśród ogromnych szkieletów przodków tytułowego Konga, wiemy już, że obcujemy z filmem tak głupim, że aż doskonałym. Z kina wyszedłem absolutnie usatysfakcjonowany i pełen nadziei na kolejne odsłony tego uniwersum. Cieszy fakt, że po dwóch remake’ach klasyczna historia o wielkiej małpie doczekała się czegoś świeższego, chociaż oczywiście też opierającego się na sprawdzonych schematach.