search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Najlepsze polskie filmy według… Anglików.

Jacek Lubiński

4 kwietnia 2017

REKLAMA

Niemniejszą jest też Ucieczka z kina „Wolność” Wojciecha Marczewskiego. Pochodzący z roku 1990 film jest wielce zbliżony do Purpurowej Róży z Kairu Woody’ego Allena. Pod wieloma względami to najbardziej rozrywkowy, mocno zachodni reprezentant na tej skromnej liście, a co za tym idzie, także najbardziej niedoceniany przez krytykę – ergo jego obecność w stawce można uznać za swego rodzaju niespodziewajkę.

Całą listę wieńczy natomiast – i niestety – Ida (2013) Pawła Pawlikowskiego, czyli jedyny polski film, któremu udało się jakimś cudem zdobyć Oscara. To chyba najbardziej kontrowersyjny tytuł z wymienionych, bowiem naprawdę bez jakiejkolwiek szkody można by go było zastąpić wieloma wartościowszymi rzeczami. Nie ulega jednak wątpliwości, że swoją popularność i estymę, którymi cieszy się za granicą, zawdzięcza chociażby niezwykłej formie (zdjęcia!), wspomnianym laurom oraz osobie Pawlikowskiego, który na co dzień kręci i żyje właśnie w UK (a do Polski przyjechał oczywiście, aby – podobnie jak wyżej wymieniony Polański – kręcić o Żydach, bo o czym by innym).

Ida

Ot, i tyle. Niby wstydu wielkiego nie ma, każde miejsce zostało też odpowiednio uzasadnione, ale… No właśnie. Z naszej perspektywy, a więc tych znających niepomiernie więcej doskonałych produkcji made in Poland, łatwo o rozczarowanie. Wszak gdzie jest Potop, Krzyżacy, Ziemia obiecana? Gdzie są Psy, Dług albo znacznie świeższe, budzące skrajne, ale zawsze gorące opinie filmy Wojciecha Smarzowskiego? Gdzie Faraon, czyli obok Rękopisu… bodaj najbardziej kultowy polski film poza granicami kraju, wciąż wyświetlany w kinach na całym świecie? Takie pytania z przykładami można mnożyć i mnożyć.

Niejako z pomocą przychodzi… druga lista BFI – pozbawiony już komentarza swoisty dodatek do pierwszej, oparty tym razem o „głos ludu”, jaki napłynął do ekipy instytutu. Prezentuje się ona następująco:

Matka Joanna od Aniołów (Jerzy Kawalerowicz, 1961)
Sanatorium pod Klepsydrą (Wojciech J. Has, 1973)
Krótki film o zabijaniu (Krzysztof Kieślowski, 1988)
Trzy kolory (Krzysztof Kieślowski, 1993-94)
Kanał (Andrzej Wajda, 1957)
Róża (Wojciech Smarzowski, 2011)
Podwójne życie Weroniki (Krzysztof Kieślowski, 1991)
Ziemia obiecana (Andrzej Wajda, 1975)
Pasażerka (Andrzej Munk, 1963)
Pociąg (Jerzy Kawalerowicz, 1959)

Image 95
Pociąg

Rzut oka na powyższą dychę – pojawia się w końcu Kawalerowicz! – i już wiadomo, że prezentuje się ona może nie tyle lepiej, bo to już kwestia gustu, co zdecydowanie bardziej imponująco. Abstrahując od małego oszustwa matematycznego w postaci trylogii Kolorów, wydaje się też spójniejsza i zarazem wartościowsza pod względem chociażby historycznym. Niemniej i na niej nie znajdziemy wielu z cenionych przez nas samych, Polaków, dokonań rodzimej „filmówki”.

Zresztą także i opublikowany rok wcześniej na portalu Taste of Cinema zestaw 35 najlepszych polskich produkcji, acz z całą pewnością przyjemniejszy dla oka i duszy, nie wyczerpuje tematu, względnie potencjału takiego zestawienia. O tym, co mogłoby się, a co powinno znaleźć na takowych listach i ile powinny mieć one miejsc, dywagować można by jeszcze długo i namiętnie (do czego zachęcam w komentarzach). Wniosek wydaje się tu jednak nad wyraz prosty. Mamy naprawdę przebogaty dorobek, którego nie tylko nie możemy się wstydzić, ale wręcz powinniśmy chwalić się nim na lewo i prawo. W związku z tym na kolejne rankingi tego typu długo nie przyjdzie nam czekać – i jestem przekonany, że towarzyszyć im będą podobne emocje. Cytując klasyka: „do samego końca, mojego lub jej”.

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA