Najlepsze gościnne występy STEPHENA KINGA w filmach
Nie przypominam sobie drugiego takiego pisarza, który by tak żywo był zainteresowany nie tylko adaptacjami swoich powieści, ale i ich realizacją. Stephen King jednak nie ograniczył się do pisania scenariuszy, reżyserii oraz współudziału w produkcji, ale sam pojawia się regularnie w filmach na podstawie swoich tekstów. I są to bardzo ciekawe wejścia. Często dopełniają fabułę o odpowiednio creepy klimat. Są również w pewnym sensie reklamą ego pisarza, a ono zawsze było spore. Dlatego King jest tak wybredny w kwestii adaptacji swoich książek, często nie patrząc na nie obiektywnie oraz nie pozwalając reżyserom na wolność interpretacyjną. Poniżej 10 przykładów cameo Kinga, które jednak nie są nacechowane tego typu przesadą.
Dyrygent, „Lśnienie”, 1997, reż. Mick Garris
Oczywiście jest to cameo w Lśnieniu zgodnym z linią Kinga, chociaż szkoda, że nie wystąpił u Kubricka. Może legenda tej wersji adaptacji książki byłaby jeszcze większa, a tak czegoś w niej brakuje – po latach zrozumiałem, że właśnie twarzy pisarza. Użyczył jej za to Garrisowi. Jack Torrance bierze udział w wystawnym przyjęciu w Overlook Hotel, w którym roi się od duchów. Na przyjęciu zespół gra nieco staromodną muzykę, a Jack wyobraża sobie taniec z jednym z wielu upiorów Overlook. King nie pojawia się na ekranie długo, ale jego twarz jest wystarczająco widoczna, by fani rozpoznali pisarza w ubranym na biało dyrygencie.
Pastor, „Smętarz dla zwierzaków II”, 1992, reż. Mary Lambert
O ile pamiętam, nie był to pogrzeb Gage’a, a Missy Dandridge. Cameo Kinga było również zagrane bez żadnego przymrużenia oka, przynajmniej w ramach filmowej historii. Ci, którzy znają poglądy pisarza, domyślą się zapewne, że wybór roli pastora już jest znaczący i nieco cyniczny. To krótki epizod, dosłownie około 25 sekund, a wszystko, co robi King, to wygłasza skrócone kazanie przed rozejściem się gości pogrzebowych. Większość pojawień się Kinga ma jednak jakiś akcent humorystyczny, abstrakcyjny itp. Tutaj jest inaczej.
Człowiek przy bankomacie, „Maksymalne przyspieszenie”, 1986, reż. Stephen King
Cameo w niejako podwójnej roli. King jako pisarz i King jako reżyser. Film zaczyna się w zmyślnym zaprezentowaniem zbliżającego się szaleństwa maszyn, a King gra mężczyznę odwiedzającego bankomat. Maszyna jednak zamiast wypłacić pieniądze, obraża pokazanego w szerokim kącie człowieka. Po przeczytaniu komunikatu padają te legendarne słowa dla Kingowskiego horroru: „Chodź tutaj, Sugar-buns. Ta maszyna właśnie nazwała mnie dupkiem”.
Kucharz, Mr. Mercedes, s. 1., odc. 6., „People in the Rain”, 2017, reż. Jack Bender
Niewielka rola i jedyna w swoim rodzaju. King pojawia się jako efektownie upozowany trup w lokalnej restauracji. Zostaje zamordowany wraz z całą załogą przez pewnego psychopatycznego mordercę. Właściwie to się nawet nie wydarza w ramach świata przedstawionego w tym odcinku serialu. Istnieje tylko jako wyobrażenie w głowie złoczyńcy.
Wizja Craiga, „Langoliery”, 1995, reż. Tom Holland
Kolejny miniserial telewizyjny, które zawsze były zmorą adaptacji książek Kinga. Dwuczęściowy serial opowiada losy dziesięciu pasażerów na pokładzie samolotu lecącego z Los Angeles do Bostonu. Po dziwnym zdarzeniu, w wyniku którego wszyscy inni w samolocie znikają, ci, którzy pozostali, próbują dowiedzieć się, co dokładnie się wydarzyło. Jedna z postaci, Craig Toomy, jest nerwowym, nieco psychotycznym biznesmenem, który regularnie rozmawia ze swoim szefem o swojej frustracji z powodu nieobecności na ważnym spotkaniu. Kiedy Craig w końcu traci zmysły, ma halucynacje również z wizją swojego szefa, którego gra King.
Dostawca pizzy, „Czerwona Róża”, 2002, reż. Craig R. Baxley
Miniserial oparty na oryginalnym scenariuszu Kinga, produkcja jest uznawana za jedną z jego najlepszych adaptacji telewizyjnych. Czerwona Róża opowiada historię grupy osób zainteresowanych tematyką parapsychologiczną, medium itp., która decyduje się na eksplorację opuszczonej rezydencji. Jak można się spodziewać, w domu nie wszystko jest w porządku, a bohaterowie stykają się z niematerialnym i niebezpiecznym światem nadnaturalnym. Jeszcze przed rozpoczęciem nocy w nawiedzonym budynku grupa postanawia zamówić pizzę. Dostawcą jedzenia jest właśnie King.
Właściciel lombardu, „To: Rozdział 2”, 2019, reż. Andy Muschietti
To chyba jego najnowszy epizod. Zagrał on właściciela lombardu, w którym Bill (James McAvoy) znajduje swój rower z dzieciństwa. Bill jest obecnie odnoszącym sukcesy autorem. Trochę zwiedziony swoją sławą, oferuje podpisanie kopii swojej książki sklepikarzowi, na co ten odpowiada: „Ach, nie podobało mi się zakończenie”. To naprawdę zabawny żart. Co jest zabawnym żartem, biorąc pod uwagę, że sam King jest odnoszącym sukcesy autorem w prawdziwym życiu. Taki fan serwis oraz nieco autoironiczne podsumowanie ciężkiej pracy nad To.
Aptekarz, „Przeklęty”, 1996, reż. Tom Holland
Film z gatunku tych, które oglądać się da, gdy czuje się wyjątkowy nastrój na mroczne kino grozy. King akurat tutaj nie napisał scenariusza. Zaryzykuję opinię, że to widać. Przeklęty ma o wiele bardziej wartką akcję i dobrze rozłożony suspens. King wciela się w postać w sumie nic nieznaczącego dla fabuły aptekarza. Za to jako postać bez znaczenia wchodzi w chwilową relację z głównym antagonistą w filmie – Tadzu Lempke. Gdzieś czuć podprogowo napięcie, lecz to jeszcze nie ten moment.
Johnny B. Goode, „Szpital «Królestwo»”, 2004, reż. Craig R. Baxley
Wspominam czasy, gdy z wypiekami na twarzy oglądałem serial Królestwo Larsa von Tiera. Amerykańskie „królestwo”, chociaż bardzo stara się być pod każdym względem bardziej, nie daje rady skonstruować takiego klimatu. King tu nie pomoże, chociaż jego postać jest na tyle ciekawa, że mogłaby pojawiać się regularnie jako lejtmotyw serialu. Pracownik ochrony, na wpół realny, wiecznie nieobecny, zajęty tajemniczymi sprawami, może będący tylko wytworem urojeń pacjentów lub personelu szpitala.
Cmentarny dozorca, „Lunatycy”, 1992, reż. Mick Garris
King okazał się w tym filmie niezłym scenarzystą. Zabrakło jednak nieco środków na realizację. Lunatycy pozostali więc horrorem charakterystycznym dla tańszych produkcji z pierwszej połowy lat 90. To historia dwóch ostatnich ocalałych stworzeń przypominających nieco wampiry, które żywią się… dziewicami. Koncepcja filmu i fabuła są całkiem obrzydliwe, lecz niezbyt straszne i nie zestarzały się dobrze. Epizod z Kingiem jest chyba najlepszym momentem. Gra on tu zestresowanego dozorcę cmentarza, który próbuje utrzymać wszystko w ryzach po tym, jak na terenie pilnowanej przez niego nekropolii dochodzi do morderstwa. King całkiem dobrze odegrał zamartwiającego się mężczyznę, który swoją paniką i strachem przed stróżami prawa wydaje się zupełnie odklejony od rzeczywistości. Rzeczywistości, w której oskarżenie o morderstwo przed sądem wydaje się najmniejszym problemem.