W czym LŚNIENIE Kubricka jest lepsze od powieści Kinga?
Lśnienie wyszło spod pióra Stephena Kinga w styczniu 1977 roku i już trzy lata później doczekało się adaptacji w reżyserii Stanleya Kubricka z Jackiem Nicholsonem jako Jackiem Torrancem w roli głównej. Mimo wielkich nazwisk związanych z projektem, sukcesu komercyjnego oraz tego, że aktualnie traktowany jest jako jeden z największych filmowych klasyków, początkowo spotkał się on z bardzo negatywnym odbiorem. Większość recenzji opublikowanych po premierze było co najmniej sceptycznych – krytycy wychodzili z założenia, iż horror nie jest gatunkiem przystającym reżyserowi pokroju Kubricka. Lśnienie było jedynym spośród jego ostatnich dziewięciu filmów, który nie doczekał się nominacji ani do Oscara, ani do Złotego Globu, ani do Nagrody Brytyjskiej Akademii Filmowej. Otrzymał za to dwie nominacje do Złotych Malin – za reżyserię oraz za grę aktorską Shelley Duvall wcielającą się w rolę Wendy Torrance. Co więcej, Stephen King po dziś dzień nie kryje swojej dezaprobaty wobec tego, w jaki sposób Kubrick przeniósł jego wizję na ekran. W związku z tym można potraktować ten tytuł jako doskonały przykład na powszechnie obecny dysonans, który powstaje między sztuką pisaną a wizualną. W tym wypadku między piórem Kinga a okiem Kubricka.
Powieść Lśnienie opowiada o 5 miesiącach, które rodzina Torrance’ów spędza w hotelu Panorama przez 520 stron, filmowe Lśnienie robi to zaś w 122 minuty. Początkowo, w wersji wypuszczonej w Stanach Zjednoczonych, było to 146 minut, jednak niedługo po premierze Kubrick zdecydował się usunąć ze swojego dzieła 2 sceny i wersja, która wyszła w Wielkiej Brytanii i do dziś uważana jest za oficjalną, jest krótsza od pierwotnej o 24 minuty. Jak porównać i dokonać wartościowania tych dwóch formatów? Myślę, że jest to pytanie problematyczne i nieposiadające jednoznacznej odpowiedzi. Bez wątpienia jednak ilość wątków, które znajdują się w 520 stronach książki, jawi się jako wyzwanie, biorąc pod uwagę przeniesienie dzieła na ekran. Niemożliwym wręcz wydaje się, zawarcie ich wszystkich, zakładając w miarę przystępny metraż filmowy. Jest to niewątpliwie przyczyna zarzutu, który można postawić Lśnieniu Kubricka – w porównaniu z tym jak u Kinga postępuje szaleństwo Jacka: powoli, lecz systematycznie, gdy ten stopniowo coraz bardziej i bardziej przesiąka atmosferą opętanego miejsca, w filmie dochodzi do tego bardzo szybko. Mija zaledwie dwadzieścia minut, kiedy Jack zaczyna okazywać pierwsze oznaki obłędu, by – gdy minie pół godziny – wyraźnie zacząć przerażać swoją rodzinę. Mimo że za oknem widać już śnieg, który sugeruje, że od czasu wprowadzenia się rodziny Torrance’ów do hotelu Panorama minęło już kilka miesięcy, dla widza jest to zaledwie chwila, co sprawia wrażenie, że Jack popada w szaleństwo zbyt szybko, zbyt nagle, zbyt gwałtownie.
Z kolei w powieści proces ten wydaje się zdecydowanie dłuższy, co możliwe jest dzięki pewnej oczywistości: sztuka pisana posiada znacznie szersze ramy niż sztuka wizualna. To, co pisarz może przedstawić z teoretycznie niczym nieskrępowaną swobodą, reżyser poddający dzieło ekranizacji bądź adaptacji może spłycić z braku konkretnego środku wyrazu. Gdyby film próbował 1 : 1 odzwierciedlić książkę, musiałby trwać znacznie dłużej; przyjmując, że każda jedna strona książki zostałaby przepisana na jedną stronę scenariusza, a jedna strona scenariusza umownie równa się jednej minucie filmu, wychodzi 520 minut, czyli 8 godzin i 40 minut ekranizacji. Nawet biorąc pod uwagę renomę i pozycję Kubricka jako reżysera, taki metraż raczej nie jest możliwy w realiach amerykańskiego rynku filmowego. Jest to równoznaczne z brakiem konkretnego środku wyrazu, którym mógłby się on posłużyć, by w pełni oddać powieść Lśnienie, wobec czego musi dojść do pewnego rodzaju uproszczenia tego, co stworzył King.
Jednak mimo znacznego spłycenia powieści i otwartej dezaprobaty Kinga, film Stanleya Kubricka szybko zyskał miano arcydzieła gatunku, a dziś uważany jest za jeden z najbardziej kultowy horrorów wszech czasów, o ile najbardziej kultowy. Zawdzięcza to przede wszystkim niesamowicie oryginalnej kreacji świata przedstawionego. Surowe, rozległe, przytłaczające, wręcz monumentalne wnętrza Panoramy; ogromna kuchnia, w której pierwsze co rzuca się w oczy, to ostre, stalowe noże zdające się zwiastować nadchodzące zagrożenie; mały, niewinny Danny przemierzający rozległe korytarze na swoim trójkołowym rowerku; wielki i przytłaczający labirynt w ogrodzie zdający się nie mieć początku ani końca; winda, z której wylewają się hektolitry rażąco czerwonej krwi; drzwi ze złowrogim, tajemniczym napisem „Redrum”; napawający trwogą uśmiech na obłąkanej twarzy Jacka czy wręcz histeryczny strach w przeszywającym spojrzeniu Wendy… To tylko przykłady licznych kadrów z filmu, które stały się ikoniczne i na stałe wpisały się w zbiorową świadomość. Kubrickowski sposób kreacji świata przedstawionego uczyniły jego Lśnienie nawet bardziej rozpoznawalnym i cenionym w popkulturze niż Lśnienie Kinga.
Jak to możliwe w świecie, w którym sztuka pisana może pokazywać rzeczy szeroko i nadawać im wiele znaczeń, artysta tworzący sztukę wizualną, nie będąc w stanie ukazać ich wszystkich, zmuszony jest zaś do wybrania jednego wariantu, który wizualizuje? Można wysnuć wniosek, że wszystko zależy od tego, który wariant zostanie wybrany przez twórcę wizualnego – czy ten, który będzie jak wiele innych, czy ten, który dostarczy mu arcydzieła. W związku z tym, mimo iż medium słowa ma szersze ramy i więcej środków wyrazu niż medium obrazu, nie stawia to tego drugiego w gorszej pozycji. Skupiając się na tym, co jest w stanie oddać lepiej niż sztuka pisana, czyli aspekty wizualne, również będzie w stanie osiągnąć sukces. Nie można bowiem zaprzeczyć, że Lśnienie Kubricka to wizualny majstersztyk. Każdy element kadru składa się na niezwykle spójną artystycznie całość, ciągły, wręcz obsesyjny ruch kamery stanowi zaś element, który to jeszcze bardziej uwypukla. To jest coś, co zostaje w pamięci człowieka jeszcze na długo po seansie. W związku z tym można pokusić się o wysnucie hipotezy, iż medium obrazu, w dosadności swojego wariantu, oddziałuje na widza w sposób bardziej oczywisty niż medium słowa, szczególnie w dzisiejszych czasach.
Dysonans, który istnieje między sztuką pisaną a sztuką wizualną, skutkuje tym, iż różnice w sposobie przedstawienia tej samej historii są nieuniknione. Naturalne jest, że niektóre z aspektów lepiej oddziaływają za pośrednictwem pierwszego, a niektóre za pośrednictwem drugiego z wymienionych. Powołując się na casus Lśnienia – czas akcji jest jednym z aspektów, które Stephen King kreuje w swojej powieści zdecydowanie lepiej niż Stanley Kubrick w jej adaptacji. Niemniej, dzieło filmowe, będąc ograniczone brakiem środka wyrazu, które nadałyby mu możliwości na poziomie słowa pisanego, przenosi swoją siłę w sferę wizualną, w tym między innymi kreację przestrzeni czy kreacje aktorskie. Czyli coś, co może realnie, namacalnie zobrazować, czego z kolei nie jest w stanie zrobić powieść, w ramach której wszystko jest w końcu kwestią wyobraźni odbiorcy.