Najlepsze filmy w nurcie RAPE AND REVENGE (gwałtu i zemsty)
Zemsta (2017), reż. Coralie Fargeat
Podobne wpisy
Znaczące jest to początkowe ujęcie na krótką spódniczkę bohaterki. Zwolennicy teorii, że kobieta sama się prosi o gwałt, kiedy jest seksownie ubrana, będą z pewnością wniebowzięci. W świecie mężczyzn w tak wyzwolony sposób traktująca swoją seksualność kobieta jak Jen z Zemsty była jedynie przedmiotem do używania. Mężczyźni widzieli w niej ptasi móżdżek i tyłek do zaliczenia. Nawet jej partner, który miał żonę i dzieci, skupiony był wyłącznie na traktowaniu Jen jak WC dla usuwania nadmiaru swojej spermy. Jaskrawym dowodem na to było jego zachowanie w stosunku do swoich kolegów, gdy jeden z nich ją zgwałcił. Jesteś taka śliczna, że trudno się powstrzymać – te słowa są kwintesencją postrzegania Jen, a także ogólnie kobiety, przez pewien typ mężczyzn zaprezentowany w filmie. Bogaci, podstarzali, zaniedbani (z wyjątkiem Richarda), niezbyt przystojni, a przy tym kasiaści, uważający, że wszystko im wolno. Próba usunięcia problemu się jednak nie udała. Jen przeżyła, jakkolwiek wydaje się to nieprawdopodobne, i stała się uosobieniem zemsty.
Kill Bill (2003), reż. Quentin Tarantino
Nie mogło zabraknąć w tym zestawieniu Tarantinowskiej klasyki. Świat dzieli się na tych, którzy kochają Kill Billa, i tych, którzy uważają go za szmirę. Ciekawe, ilu jest tych, którzy stoją w rozkroku. Należę akurat do nich, co z pewnością nie przysporzy mi fanów zarówno wśród miłośników, jak i przeciwników killbillowej tarantinowszczyzny. Kill Bill zawiera wszystko, co u Tarantino jest charakterystyczne. Reżyser zdecydował się na popłynięcie z nurtem rape and revenge, lecz na swoim zasadach, co okazało się znakomitym wyjściem. No bo pomyślmy. Gdyby nakręcić Kill Billa w konwencji poważnego kina eksploatacji, a pastisz pozostawić daleko w tyle, czy widzowie aż tak polubiliby Czarną Mambę, osobowość przecież na wskroś negatywną? Bez komediowej nuty Kill Bill stałby się zwykłym slasherem, a tak wciąż powoduje dyskusje, co ten Tarantino chciał naprawdę powiedzieć.
Elle (2016), reż. Paul Verhoeven
Jakże urzekająca i niepokojąca jest muzyka skomponowana przez Anne Dudley. Podobnie jak spokój, z którym przyjmuje na siebie ciężar gwałtu Michèle Leblanc, ostra, zimna, zdecydowana kobieta, traktująca życie jak cytrynę do wyciśnięcia. Elle jest najbardziej osobliwym gatunkowo filmem wśród tutaj wymienionych. Faktycznie traktuje o gwałcie, jednak z drugim członem, czyli zemstą, jest problem. Nie jest ona wyrażona explicite. Można jedynie się domyślać, w jakim wymiarze Michèle się mści na gwałcicielu, a może nie o to chodzi. Ona mści się na ojcu, na pewnym archetypie zakodowanej w niej męskości. Mści się również na sobie, że dała się zdominować patriarchalnym wartościom, którym hołduje, nawet o tym nie wiedząc.
Bonus
Kaliber 45 (1981), reż. Abel Ferrara
Dzisiejszy bonus jest uzasadniony jedynie tym, że Kaliber 45 przyszedł mi do głowy niemal w ostatniej chwili, kiedy już miałem listę dziesięciu pozycji do zestawienia. Nie chciałem żadnej z nich usuwać, więc tak ważny dla podgatunku rape and revenge film dodałem w bonusie. Tutaj również, jak w większości przypadków, chodzi o zemstę dokonywaną przez skrzywdzoną kobietę. Co ciekawe, jest ona niemową, co w sposób doskonały separuje ją od ludzi, zwłaszcza tych, którzy mogliby jej pomóc. Główna bohaterka Thana (Zoë Lund) specjalnie pokazana jest przez reżysera jako prosta szwaczka, którą męski świat może do woli pomiatać. I tak się dzieje, aż do poziomu dwukrotnego gwałtu. Thana niespodziewanie jednak zabija jednego z oprawców. Od tej pory jej cierpienie staje się cierpieniem wszystkich mężczyzn, którzy chcą wykorzystywać kobiety. Finał Kalibru 45 wbija w fotel. Mam na myśli konwersję wizualną postaci głównej bohaterki. Nie można jej traktować jako antagonistki. Kibicuje się jej, żeby zgładziła jak największą ilość mężczyzn. To jest prawdziwe kino eksploatacji.