NAJLEPSZE FILMY SUPERBOHATERSKIE. Top 30
10. miejsce
Deadpool
Deadpool (2016), reż. Tim Miller
Poniekąd zaskakujący, poniekąd zabawny, poniekąd mroczny. Efektowny, ale nie efekciarski. Taki powinien być idealny blockbuster. [Paweł Skrzypczyk]
Dokładnie tak szalony i zabawny, jak się spodziewałem. Dodatkowo – czego akurat wcześniej bym nie przypuszczał – to właśnie w Deadpoolu jest jeden z moich ulubionych wątków miłosnych w kinie superbohaterskim. [Łukasz Budnik]
Nie wiem, dla kogo jest ten film, ale wiem, kto na niego pójdzie – dzieciarnia, która teoretycznie nie powinna tego robić, oraz my, wychowane na amerykańskiej popkulturze zepsute duże dzieciaki, które wiele niegrzecznych rzeczy już widziały (przynajmniej na papierze i ekranie). Najważniejsze jest jednak coś innego – kino superbohaterskie dojrzało i jest gotowe na Deadpoola, bo to ważny, gatunkowy krok. Polecam ten dobrze wysmażony stek. [Jakub Koisz, fragment recenzji]
Dopiero w domu Deadpool u mnie zaskoczył. W kinie mi się podobał, ale tak na zasadzie „było miło” – teraz bawiłem się jak prosię. Świetny humor, zajebiste (to odpowiednie słowo) sceny akcji, znakomite tempo i dużo serca ze strony całej ekipy. Collossus wciąż najlepszy. [Filip Pęziński]
9. miejsce
Kapitan Ameryka:
Wojna bohaterów
Captain America: Civil War (2016), reż. Anthony Russo, Joe Russo
Idealny finał najlepszej trylogii Marvela (nie Marvel Cinematic Universe, ale całego Marvela – Spider-Man i X-Meni mają jakiegoś pecha do trzecich części). Dopracowana opowieść o odpowiedzialności i podejmowaniu trudnych decyzji, dzięki której wybór TeamCap czy TeamIronMan jest niezwykle trudny. [Jarosław Jackiewicz]
Nie ma lepszego przedstawiciela filmowego uniwersum Marvela niż trzeci Kapitan Ameryka. Bracia Russo zebrali na planie ogromną liczbę aktorów, a mimo to udało im się znaleźć dla każdego z nich miejsce w scenariuszu. Konflikt, na którym oparto film, przedstawiono zaskakująco dobrze i wiarygodnie, a kameralny finał to bez wątpienia najbardziej emocjonalny moment Marvel Cinematic Universe. [MJanota]
Cudowna rozrywka. Inteligentna, oferująca całe spektrum emocji, budząca we mnie wewnętrzne dziecko przeżywające wspaniałą przygodę. Mogę oglądać bez końca. [Łukasz Budnik]
Wiemy, że to nierealni goście w kolorowych kostiumach, ale ich dramatyczne wybory – rzutujące na rozwijane od dawna przyjaźnie – sprawiają, że po prostu trzymamy kciuki. Za wszystkich bez wyjątku. Bo twórcy tak umiejętnie poprowadzili całość, że w pewnym momencie całą tę zabawę w wybieranie stron #TeamCap i #TeamIronMan można wrzucić do kosza, gdyż każda z nich ma znakomicie przedstawione wady oraz zalety. Nie ma tutaj łatwych wyborów, jest za to fantastyczne widowisko. [Radosław Pisula, fragment recenzji]
8. miejsce
Kapitan Ameryka:
Zimowy Żołnierz
Captain America: The Winter Soldier (2014), reż. Anthony Russo, Joe Russo
Inny od całej reszty MCU, świetnie wyreżyserowany, znakomita relacja Winter Soldier (moja ulubiona postać MCU)-Steve Rogers. Fantastyczne sceny akcji, godna pochwał choreografia. [Kuba]
Bardzo pozytywne zaskoczenie, zamiast spodziewanego nudnego filmu o nudnym Kapitanie Ameryce dostaliśmy ciekawy film w nietypowej konwencji (pójście w stronę filmów szpiegowskich wyszło tu na dobre) z dobrze zrobioną i dającą się lubić kreacją samego Kapitana Ameryki. Zresztą kreacja tytułowego Zimowego Żołnierza również została świetnie zrobiona. Bracia Russo zdecydowanie pokazali się z jak najlepszej strony, w pełni zasłużyli na zaufanie studia i powierzenie im kolejnych filmów z uniwersum. [Cioper]
Dobra rzecz. Taki jakiś zimowy (zimnowojenny nawet klimacik). No i coś o mniejszym ciężarze gatunkowym. Wreszcie nie chodzi o losy Wszechświata. Hail Hydra. [Dr Strangelove]
Poza Gunnem, który operuje w zupełnie innych rejestrach, to właśnie bracia Russo robią kino komiksowe, które kupuję najchętniej. Weszli z butami do świata Marvela Zimowym Żołnierzem i jak wiadomo, zadomowili się tam bardzo dobrze. Idealnie wyważyli „realizm” historii komiksowych. Zrozumieli zarówno świat, w którym operują, jak i samych bohaterów. Steve Rogers to postać teoretycznie mało ciekawa. Jednak za sprawą oszczędnej gry Evansa oraz portretowania go jako jednostki zagubionej to właśnie Kap stał się moim absolutnym numerem 1 w całym MCU. Takie rzeczy, jak lista na początku filmu, to perełki. Bracia Russo to doskonale rozumieją. Wiedzą, jaką rolę grają detale. Do dziś wspominam jak fantastycznie, ale jednocześnie delikatnie zwrócili uwagę na kwestie fizyki podczas pościgu Kapitana za Zimowym Żołnierzem. Taka właśnie jest ich reżyseria. Rewelacja. [Mikołaj Nowosad]
7. miejsce
Batman – Początek
Batman Begins (2005), reż. Christopher Nolan
Latem 2005 roku twórcy Batman – Początek reklamowali swój produkt jako „początek nowej ery” i „film dopracowany w najdrobniejszym szczególe”. Nie kłamali. Pierwszy Batman Nolana to w mojej opinii ideał, nie tylko jako adaptacja komiksów o Mrocznym Rycerzu. Nolan znalazł w nim złoty środek, perfekcyjnie zbalansował konwencję pozorowanego realizmu świata z odpowiednią dawką komiksowości, co do Batmana pasowało doskonale. Nikt przed nim (ani po nim) tak dobrze nie oddał klimatu komiksów z człowiekiem-nietoperzem, które znam! Ale już mniejsza z tym, Początek to przede wszystkim brawurowo napisana i wzorowo opowiedziana historia świetnie rozpisanego i zagranego protagonisty, pełna znakomitych kreacji aktorskich, bezbłędnej realizacji, naładowana solidną dawką emocji, z zakończeniem, które każe mi krzyczeć „Ja chcę już SEQUEL!”. Od dnia polskiej premiery po dziś dzień widziałem go niezliczoną ilość razy i nie mam żadnych wątpliwości, że to mój ulubiony film o Batmanie… ulubiony film superhero… ulubiona adaptacja komiksu… ulubiony film Nolana… Jeden z najukochańszych filmów w ogóle! [Juby]
Nolan dokonał cudu – udało mu się przywrócić do łask bohatera, który popadł w całkowitą, filmową niełaskę, a jednocześnie przedstawił idealny origin Mrocznego Rycerza. Balans pomiędzy kinem przygodowym a sensacyjnym jest tu świetnie zachowany, motywacje Wayne’a wreszcie zostały przekonująco ukazane, a akcja wciąga i nie pozwala na ani chwilę wytchnienia. [Badus]
Christopher Nolan dokładnie, skrupulatnie i bez pośpiechu odpowiada na pytania, kim jest Bruce Wayne i dlaczego zakłada kaptur Mrocznego Rycerza. Kiedy już na nie odpowie, nie przechodzi w pusty festiwal akcji, ale wciąż skupia się na postaciach i emocjach. Zdecydowanie najlepsza odsłona trylogii Brytyjczyka. [Filip Pęziński]
6. miejsce
Strażnicy Galaktyki
Guardians of the Galaxy (2014), reż. James Gunn
Odkopałem swoją opinię z okresu premiery: Ten film jest najlepszym z filmów. Jest jak deszcz po fali upałów. Jak pierwszy przebiśnieg. Jak kolacja u mamy po długiej podróży. Jak przyjaciel z dzieciństwa, którego spotkałeś po latach, i okazuje się, że dalej jest między wami super. Chciałbym ten film przytulić. Chciałbym go zabrać na kolację i wyznać, co do niego czuję. [Filip Pęziński]
Przyznać się bez bicia – kto przed rokiem 2014 wiedział, że w Marvel Comics istnieje grupa kosmicznych herosów, której głównymi członkami są wyszczekany szop ze smykałką do broni palnej i materiałów wybuchowych oraz drzewiec, który potrafi powiedzieć tylko trzy słowa? MCU szukało czegoś świeżego po wprowadzeniu głównych graczy na arenę i postanowiło wykorzystać oryginalną grupę raczej z drugiego szeregu komiksowego uniwersum. Co z tego wynikło? Jedna z najlepszych space oper XXI wieku, pełna polotu, humoru, spontaniczności i spektakularnych scen akcji. OOGA CHAKA OOGA OOGA ! [Jarosław Jackiewicz]
Zabawne, błyskotliwe kino z wyjątkową ścieżką dźwiękową. Wizualnie jest świetnie, ale to tytułowi Strażnicy są gwoździem programu, z całą ich doskonałą chemią i dynamiką. Wygenerowani komputerowo Groot i Rocket są bardziej ludzcy niż niejeden tradycyjny bohater. [Łukasz Budnik]
W tym filmie jest wszystko. Gadający szop, chodzące drzewo, zielona murzynka, lasery, kosmos i Nathan Fillion. Najlepsze, co dał nam Marvel. [Radosław Pęziński]
5. miejsce
Logan: Wolverine
Logan (2017), reż. James Mangold
Pomyśleć, że powstał film z serii o grupie X-Men, do którego naprawdę pasuje utwór Johnny’ego Casha wykorzystany w zwiastunie – skupiam się na bólu, jedynej rzeczy, która jest prawdziwa. [Filip Pęziński]
Scena w hotelu to jedno z najbardziej intensywnych doświadczeń kinowych w moim życiu. [Łukasz Budnik]
Marvel posiada w swojej stajni wielu świetnych superbohaterów, ale moim zdaniem to Wolverine jest zdecydowanie numerem jeden. Lepiej późno niż wcale, w końcu Rosomak doczekał się godnego filmu swojej postaci. Ten niesamowity obraz czerpie co prawda z innych wielkich kultowych dzieł, ale seans to czysta emocjonalna przyjemność. [SmołATAR]
4. miejsce
Powrót Batmana
Batman Returns (1992), reż. Tim Burton
Tim Burton w konwencji efektownej antybaśni pokazuje samotność, odrzucenie i inność, która nie pozwala żyć. Kiedy Selina w finale odrzuca propozycje wspólnego życia z Bruce’em, zawsze pęka mi serce. „Nie mogłabym znieść samej siebie, więc nie oczekuj szczęśliwego zakończenia”. Nie tylko najlepszy film superbohaterski, ale coś dużo więcej. Wielkie kino. [Filip Pęziński]
Żaden inny film o Człowieku Nietoperzu nie ukazuje tak dobrze dualistycznej natury Bruce’a Wayne’a/Batmana. To nie tylko zasługa świetnej kreacji Keatona, który bez zbędnych cierpiętniczych monologów potrafił oddać złożoność pokiereszowanego psychicznie freaka, ale przede wszystkim bardzo dobrze poprowadzony wątek jego dwuznacznej relacji z Seliną/Kobietą Kot. Tim Burton po ogromnym sukcesie pierwszego Batmana mógł tym razem zrobić film całkowicie po swojemu, szokując publiczność skalą perwersji, jaką przydał swoim bohaterom. Stworzył przy tym niesamowicie wyrafinowany plastycznie świat, z jednej strony groteskowy, z drugiej pełen mroku i brutalności, który nie każdemu będzie się podobał, ale jest on na pewno spójny i konsekwentny. [steppenwolf1982]
Zdecydowanie najmroczniejszy i najbardziej surrealistyczny Batman, jakiego dane mi było oglądać. Za dzieciaka mało rozumiałem, dziś doceniam niemal wszystko – urzekającą Michelle Pfeiffer jako Kobietę Kota (nie to, co zgrabna wydmuszka z filmu Nolana), przegenialny demon, czyli DeVito w postaci Pingwina, i klimat, klimat i jeszcze raz klimat, który nie razi pomimo zaskakująco tandetnej scenografii (zwłaszcza centrum Gotham). No i prawdziwym Batmanem jest Michael Keaton! [Szamian]
Ulubiona filmowa interpretacja Batmana. Klimat da się kroić nożem, a Michael Keaton, Michelle Pfeiffer i Danny DeVito są po prostu doskonali. Dodatkowo Elfman, który musiał być szczególnie natchniony przy tworzeniu ścieżki dźwiękowej. [Łukasz Budnik]